Złap się za Słowo - dzień trzydziesty pierwszy




Zaczęłam urlop. Nie ma to jak kilka dni na odpoczynek, dłuższe spanie, czytanie do późna, załatwianie tego, czego nie zdążyłam, ale przede wszystkim jak poczucie, że mam czas a nie zegarek. Są plany, ale życie jak zwykle je zweryfikuje. 

Człowiek, którego Jezus uzdrowił z trądu zapewnił mu sławę wśród okolicznej ludności. Ludzie licznie schodzili się, by słuchać nauki i dostąpić łaski. Ich liczba była tak wielka, że nawet przed drzwiami domu w Kafarnaum nie było miejsca. Chrystus już wcześniej czynił tam cuda, potem wyruszył w drogę. Myślę, że tłumy przybywały z każdej miejscowości, do której przyszedł i do której dotarła wieść o nim. Pojawiali się głodni lepszego życia, uzdrowienia, oczyszczenia, wiary, miłości, nadziei. Każdemu chyba czegoś brakowało. 



Długa droga, upał, brak miejsca, to nie przeszkadzało zgromadzonym, by słuchać Mistrza. Na pewno nie były to cudowne warunki, ale nie stały się również przeszkodą nie do pokonania. Ludzie byli gotowi ponieść trudy, by spotkać się z tak niezwykłą osobą, posłuchać tego, co mówi, ujrzeć na własne oczy cud. Musieli wysilić się, wyjść, potem zmierzyć się ze słowami, które przecież wymagały zmiany życia, wysiłku. Wykonali pierwszy krok, ale potrzeba także następnych. 

Jak pisze Dariusz Piórkowski prawdziwe bariery w kontakcie z Bogiem zaczynają się w nas. Nie są nimi czynniki zewnętrzne, znacznie bardziej ograniczamy samych siebie. Strach przed tym, co nowe, co stawia wymagania, lenistwo, krótkowzroczność, egoizm, złość. To wszystko sprawia, że nie jest łatwo znaleźć się blisko Boga, a przecież On uzdalnia nas do tak wielu wspaniałych rzeczy. Wystarczy usiąść, posłuchać, wziąć sobie to do serca i starać się wypełniać. Ale ten akt woli trzeba powtarzać codziennie, mimo zmęczenia, niechęci, problemów. Panie, daj mi siłę, bym przychodziła i uczyła się od Ciebie. 



Komentarze