
Wielki Tydzień zawsze kojarzy mi się z ciszą. Gdy wychodzę rano z domu zawsze jest spokojnie i cicho. Nawet, gdy ludzie gnają w każdym kierunku, gdy w sklepach gra muzyka, klienci niecierpliwią się w kolejkach do kasy, powroty do domu to często przepychanie się i wysłuchiwanie kłótni, to jednak wewnętrznie jest spokój i cisza. I nawet ta przedświąteczna bieganina spowita jest jakąś aurą, której nazwać nie umiem.
Doświadczam tych cichych poranków, jak tamten pamiętny, gdy kobiety wyszły do grobu Jezusa i spotkały Anioła. Mam wrażenie, że świat czeka na te dni, które dla mnie mimo swojego piękna i nadziei, jaką niosą, są trudne. Dopiero Wielka Sobota wprowadza ze sobą radość i pozwala odetchnąć. To nie jest łatwy czas, ale czy to, co najważniejsze kiedykolwiek było łatwe? Trudny czas ma swoją wartość i zawsze musi się pojawić.