Marta Guzowska "Raj" - Recenzja



"Powoli zbliża się do ognia. Płomienie hipnotyzują, nie może oderwać od nich wzroku. Robi jeszcze kilka kroków do przodu, chociaż czuje, jak skóra na twarzy zaczyna go palić. A potem nagle cały świat staje się czarny". - s. 343

Gdy tylko poznałam nazwę miejsca wydarzeń nowej książki Marty Guzowskiej od razu przypomniał mi się Dante i jego wędrówka. Przejdźmy się zatem alejkami galerii handlowej o szumnej nazwie "Raj", która staje otworem przed żądnymi doznań i zakupów klientami. Zasmakujmy klimatu sobotniego lenistwa przed majowym weekendem. Tego idealnego czasu, by w poczuciu luzu nadchodzących wolnych dni wydać trochę gotówki i wzbogacić się o nowe ubrania, buty, kosmetyki, gadżety. W końcu nigdzie nie trzeba się spieszyć, a Raj przyciąga pięknym wnętrzem oraz luksusem i kusi towarami. Wkroczmy zatem do przybytku konsumpcji, zbytku, żądz i pragnień.

Rozglądnijmy się w zadumie nad biegającymi ze sklepu do sklepu ludźmi i poznajmy bohaterów powieści. Każdy z nich ma swój powód, by odwiedzić galerię. Jakub i Andriej pracują ciężej niż zwykle. Dory i Ce szaleją wśród alejek, wrzucając relacje do mediów społecznościowych. Rudy również ma robotę, ale ta musi zaczekać, w końcu misternie utkany plan, jest dopięty co do minuty. Teresa przybywa do sklepu gnana niepokojem o córkę. To właśnie tej szóstce przyjdzie spędzić w Raju noc. Ale lepiej byłoby powtórzyć za "Boską komedią" "Ty który tu wchodzisz, żegnaj się z nadzieją". Ten czas nie będzie miał nic wspólnego z rozkosznym bieganiem po pustej galerii. W alejkach czai się niebezpieczeństwo a pokrzyżowane plany niektórych bohaterów wywołają frustrację, która doprowadzi do nieprzewidzianych wydarzeń. Raj zmieni się w piekło.

Ciekawe założenia, obserwacje, skłanianie do refleksji, wnikanie w psychikę bohaterów. To wszystko obiecano mi znaleźć w na wskroś współczesnej fabule. Świecka świątynia przepełniona konsumentami pragnącymi stłamsić swoje niepowodzenia, żale, kompleksy za pomocą przedmiotów. Poprawianie sobie humoru nowym ciuchem, nagradzanie za trud codziennej pracy, odwracanie uwagi od tego, co trzeba zmienić lub zaspokajanie sztucznie wywoływanych przez marketing potrzeb. Znamy to doskonale, rozumiemy i wiemy, jak działają haczyki zastawiane przez właścicieli sklepów i sprzedawców. A jednak tak łatwo wpaść w pułapkę i dać porwać się zakupowemu szaleństwu, zrekompensować sobie przedmiotami wszystkie troski, pokazać w mediach społecznościowych jak wspaniale spędzamy czas. Wykreować siebie i swoje życie, tak jak się nam podoba, bo liczymy się tylko my. Ciągle głodni ludzkiej uwagi, niedocenieni, ginący w morzu zwyczajności. Nieumiejętność radzenia sobie z porażkami, problemami, własną niedoskonałością, samotność w tłumie, niedocenienie i powierzchowne relacje. To wszystko starała się ukazać autorka "Raju".

I faktycznie na kartach odnajdziemy Teresę, która pragnie poczuć się lepiej dzięki zakupom, choć stan jej konta błaga o litość. Dory i Ce, które są idealnymi dziećmi social mediów, szczególnie ta druga. Będą selfiki robione w najmniej oczekiwanych momentach, kręcenie filmików, które przyprawiają o dreszcze i pytanie, co z tobą człowieku nie tak. A jednak coś nie zagrało w tej powieści.

"Chce odepchnąć ręce "najlepszej przyjaciółki" i powiedzieć, żeby przestała się kleić, kiedy Dory sama ją puszcza i - wow, dla odmiany! - chwyta za rękę matkę. Która ma naprawdę przestraszoną minę. Jakby sama była małą dziewczynką. Ale Ce nie ma ochoty tego analizować." - s. 119

Zaczyna się już od samego blurba, w którym odnajduję nieścisłość. Podejrzewam, że gdyby było tak, jak napisano, fabuła wyglądałaby zgoła inaczej, może byłaby bardziej intrygująca. Mamy bowiem jedną, góra dwie sceny, które można podpiąć pod przedstawione założenie. A szkoda. Samo pytanie o to, co się stanie, gdy świat oparty jedynie na pragnieniu zdobycia kolejnych lajków, followersów, uwagi i bycia gwiazdką social mediów się zawali, pozostaje dla mnie bez odpowiedzi. Zabrakło mi konkretnych wniosków, refleksji bohaterów, czegoś, co wpłynęłoby na ich postępowanie. Niby brak odpowiedzi może być odpowiedzią, ale czuję jakby temat został rzucony w próżnię.

Pomysł podzielenia książki na trzy części i rozdziały opowiadające o poszczególnych bohaterach jest całkiem dobry. Autorka dostosowuje tekst językowo, tak, by się wyróżniał, odpowiadał konkretnej postaci. Wulgaryzmów, zapożyczeń z języka angielskiego i młodzieżowego slangu jest dość dużo i przyznam, że czasami mocno grało mi to na nerwach, szczególnie powtarzające się jak mantra "oł, em dżi". Sami bohaterowie pozostawiają wiele do życzenia. Wydają się jednowymiarowi i nierzeczywiści.  Ich zachowania są nieracjonalne i ogromnie przerysowane. Pani psycholog ma tyle lęków, kompulsywnych myśli i reakcji, że sama powinna wiedzieć, iż nie jest z nią dobrze i wizyta u specjalisty jest koniecznością. To najbardziej niepokojąca postać, zwłaszcza okazuje się to w toku akcji. Gwiazdka youtube'a, dla której nie istnieje kompletnie nic poza lajkami i followersami - Ce traktuje ludzi jako przydatnych do realizacji celów lub nie. Kompletnie nie potrafi ocenić sytuacji, żyjąc w wyimaginowanym, wirtualnym świecie. Jej naiwność i oderwanie od rzeczywistości są tak karykaturalne, że aż nieprawdziwe. Dorota, która ciągle narzeka, że jest gorsza od przyjaciółki i ma ksywkę po głupiej, filmowej rybce, zdaje się mieć nieco więcej oleju w głowie. By przypodobać się Celinie i wyrwać spod osaczającej nadopiekuńczości matki, wdaje się jednak w bardzo niebezpieczną grę. Andriej to bandzior bezustannie podkreślający jak to on nie lubi Polaczków, którzy nie potrafią się bawić. Pogardę do nich prezentuje na każdym kroku i szczerze powiem, irytowało mnie to ciągłe i zbędne podkreślanie beznadziejności mieszkańców naszego kraju. Rudy czyli złodziej z planem dopiętym na ostatni guzik i wielkim ambicjami był raczej neutralny, miał zrobić co jego i wrócić. Marzenia o byciu kimś więcej i rozważania o karmie, to w zasadzie jedyne, co wyróżniało tę postać. W końcu diler Jakub, współpracownik Andrieja, młody chłopak, który stara się unikać kłopotów i  jest przekonany o swojej nieomylności. Pozostaje jeszcze jedna postać, mianowicie cudotwórca Jonasz, spec od zdobywania kontraktów, który przynajmniej na mnie nie zrobił wrażenia.




W "Raju" nie znalazłam spektakularnych zwrotów akcji, wielkiego napięcia czy dramatyzmu. Rozterki, jeśli się pojawiały, nie zatrzymywały mnie na dłużej. Z bohaterami trudno się zżyć, ponieważ żaden z nich nie wzbudza sympatii, nie ma większych dylematów moralnych, a przemianę przechodzi tylko jedna osoba. Wnikanie w psychikę postaci pokazało tylko ich ubóstwo wewnętrzne i pustość. Wiele w tej książce powtórzeń, nie wiem czy z braku zaufania do czytelnika, czy z chęci podkreślania pewnych aspektów. Myślę, że jedno mocne zaakcentowanie cech czy spraw w zupełności by wystarczyło. Samo zakończenie pozostawia wiele do życzenia. Można by je określić klamrą kompozycyjną, ale wówczas rodzi się pytanie, jaki z tego morał? Mimo małego (jak dla mnie) druku książkę czyta się jednak naprawdę szybko. Pomysł był i to dobry, ale nowej powieści Marty Guzowskiej nie ratują ani przerysowani i nieciekawi bohaterowie, ani powtarzalność pewnych sformułowań czy fragmentów, ani akcja, która nie przyciąga (raczej ma się ochotę przekonać, czy najbardziej przewidywany scenariusz się sprawdzi). Lubię książki pani Marty, ale nie znajduję w "Raju" głębokiego pochylenia się nad problemem uzależnienia i życia w social mediach (jest za to teza, która wywołuje raczej zdumienie niż refleksję) czy pogłębionych portretów psychologicznych. Piszę to z przykrością, ale mnie ten thriller kompletnie nie przekonał. Był po prostu słaby i nie spełnił swoich obietnic. Jednym słowem "Raj" okazał się bardziej drogą przez czyściec, w którym nie bardzo chciałam się znaleźć.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

Marta Guzowska, Raj, wyd. Marginesy, Warszawa 2019.

Komentarze