Złap się za Słowo - dzień dwudziesty piąty




Dziś od rana ćwiczenia w cierpliwości. Wolne, a sąsiedzi za ścianą wiercą od ósmej w najlepsze. Cóż nie należę do fanów wiertarek, więc średnio jestem zadowolona z "muzyki" ;) którą słyszę. Kawa już jest i pachnie cynamonem :). Zaczynamy.

Całe miasto przychodzi do Jezusa. Przed drzwiami domu zebrał się tłum chorych. Przynoszono również opętanych. Jezus cierpliwie pochylał się nad kolejnymi osobami, uzdrawiał i egzorcyzmował. Nie pozwalał jednak, by złe duchy mówiły prawdę o Nim. Nakazywał milczenie, wiedząc, że w innym czasie ludzie powinni poznać prawdę o Jego osobie. To musiała być naprawdę długa i męcząca praca. Tak wiele osób z różnymi problemami. Każde uzdrowienie było inne. Lubię myśleć, że Chrystus choć kilka słów zamieniał z tymi ludźmi, poświęcał każdemu krótką chwilę, by nie tylko ciało, ale i dusza była uzdrowiona, by ten niezwykły moment na zawsze zapadł w pamięć uzdrowionego i uwolnionego. 



Uzdrowienia bywają różne. Choroba nie jest miła, a są takie, które mocno ograniczają wolność człowieka. Do innych mówiąc potocznie, idzie się przyzwyczaić, choć każdy chce być zdrowy jak ryba. Istnieją jednak także choroby duszy, te wydaje mi się, są uciążliwe i ciężkie do wyleczenia. Zranienia, fałszywe przekonania, wpojone poczucie niższej wartości, depresja. Nie jest łatwo żyć z czymś takim. Mówi się, że trudniej wybaczyć sobie niż innym, ale trudniej także uwierzyć, że to co słyszymy na swój temat wiele razy, nie jest prawdą. Niedawno wspominałam o opowiadaniu, które usłyszałam na kazaniu. Dziś myślami jestem przy Marii Magdalenie. Łatwo było ją osądzić. Wystarczyło rzucić kamień i po sprawie. Czy spodziewała się, że Jezus ją obroni? Że wybaczy? Nie wiem, ale na pewno słyszała o Nauczycielu. Dochodziły do niej pogłoski, że przebywa z grzesznikami i wcale nimi nie gardzi. Myślę, że na dnie serca palił się w niej płomyk nadziei, że i jej nie odepchnie. Wielka jest siła nadziei, ale i strach bywa równie potężny. Pytanie tylko, czemu da się wiarę. 

Czasem trzeba poczekać na właściwy moment. Chciałoby się teraz, zaraz, natychmiast, ale nie zawsze to, co szybko osiągnięte czy wyjawione, jest dobre. Bywam niecierpliwa, ale życie nauczyło mnie, że ważne słowa i wartościowe rzeczy wymagają czasu. Nieraz trzeba dojrzeć do wysnucia konkretnych wniosków, do wypowiedzenia tego, co najważniejsze. Cały czas chodzi o to, by nie rzucać słów na wiatr, by być odpowiedzialnym za to, co się mówi i robi. Podobnie trzeba dojrzeć do walki z kłamstwem na swój temat, na wiele tematów. Czasami gryziemy się z wielu powodów, wracamy do starych spraw i grzechów. A Bóg się już tym wszystkim zajął. Nie chodzi o to, by zapomnieć, zostawić to samemu sobie. Nie, uznaję swój błąd, staram się go naprawić, a potem idę do spowiedzi i nie rozpamiętuję. Ufam, że już nie popełnię tego drugi raz. "Idź i nie grzesz więcej". Staraj się, by było dobrze. Owszem, jesteśmy tylko ludźmi, ale to nie znaczy, że mamy się niezdrowo zamęczać, a bywa, że mimo przebaczenia Boga, sami nie potrafimy wybaczyć sobie. Nikt nie zrobi tego za nas. Trzeba wiele wysiłku, by się ogarnąć, by stanąć na nogi. Ale przecież On uzdrawia i daje siłę. 



Komentarze