Kwadrans uważności - dzień czwarty - POWIETRZE




Czy ktoś zastanawia się nad oczywistymi rzeczami? Oddychanie jest automatyczne, nie myślę o tym, by wdychać i wydychać powietrze aż do momentu, gdy pojawią się problemy. Dziś jednak było inaczej, jakby powiedział osioł ze Shreka "wdech, wydech, wdech, wydech. Nie przejmuj się, ja cię wydobędę" ;-). Więc zanurzyłam się po raz kolejny w świat moich doznań. 


Znów wybrałam się na spacer z "Kwadransem uważności". Mieści się w torebce, nie zajmuje wiele miejsca, więc dobrze spędzić z nim chwilę wracając z zakupów czy z pracy. A że dzisiejsze ćwiczenie nie było związane z żadnym "rekwizytem" popracowałam sobie na świeżym powietrzu. Swoją drogą zastanawiam się, jak to musi wyglądać, ktoś siedzący na uboczu z zamkniętymi oczami, przez bite 15 minut ;-). 

Na początku przyjrzałam się temu, jak oddycham. Gdybym nie patrzyła na swoją klatkę piersiową i nie myślała o tym, że w ogóle powinnam się skupić na tej czynności, nie dotarłoby do mnie, że znów wykonuję szybkie, krótkie i płytkie oddechy. Życie nieraz chce się łapać całym sobą, ale o tlenie, który odżywia nasz organizm, nie zawsze się pamięta w tym sensie. Tak, już wiele razy zauważyłam, że źle oddycham. Po części to podobno wynik stresu, a czego jeszcze, nie wiem... Kiedy już upewniłam się, że jakieś mizerne to moje oddychanie i moje odczuwanie powietrza zatrzymywało się gdzieś w okolicach krtani, postanowiłam prześledzić, co będzie się działo, kiedy pooddycham głębiej. I tu różnica była zauważalna. Głębsze wdechy wywołały uczucie spokoju rozlewające się po organizmie. Wyraźnie czułam też nie tylko większą ilość tlenu, ale to, że powietrze dociera głębiej. 

Przypomniało mi się, jak uczyłam się o tym, jak to tlen wędruje po całym ciele z krwią i odżywia organizm. Dzięki temu żyję. Na takie refleksje zazwyczaj nie mam czasu, a właściwie to chyba bez tego ćwiczenia jakoś bym się na nie pewnie nie zdobyła. Co zaskakujące, oddychając głębiej przypomniało mi się, jak takimi głębszymi wdechami starałam się czasami uspokoić, gdy byłam zdenerwowana przed rozmowami, egzaminami, gdy dopadał mnie stres. Ale przypomniało mi się również to, jak wchodząc na szczyt rozkładałam ręce i oddychałam pełną piersią, bo chciałam wchłonąć w siebie cały ten niesamowity klimat gór, to czyste, pachnące przygodą powietrze. 

Przyznam szczerze, że trudność sprawiła mi próba podążania za moim wdechem. Bardziej interesowały mnie i łatwiej było mi się skupić na pojawiających się myślach, niż wyobrazić sobie jak tlen wędruje po moim organizmie. Z drugiej strony całkowicie odpuściłam sobie wydechy i to zauważyłam dopiero po ćwiczeniu, a przecież z tym, co wydycham jest jak z emocjami, trzeba przynajmniej zauważać, co wchodzi i wychodzi z nas. Obserwowanie oddechu było dla mnie trochę jak patrzenie z góry. Przyjęłam perspektywę, której zazwyczaj nie rozważam. Ale przynajmniej staram się pamiętać, by oddychać głębiej, a nie tylko tak "na przetrwanie". 

Komentarze