Maria Paszyńska "Szkarłatna łuna" - Recenzja


Zmagania z życiem bywają wyczerpujące. Los targa nami na wszystkie strony, często następujące po sobie zdarzenia wydają się być kolejnymi kłodami rzucanymi pod nogi. Czasami wszystko dookoła oddala nas od tego, co jest celem istnienia. Wielkie szczęście, którego zaznaliśmy niknie gdzieś na horyzoncie. 

"Mam dość - wyznał, a w jego głosie nie czuć już było wrogości, jedynie rezygnację. - Mam dość tego kraju, gdzie doktryny nie są tożsame z działaniami, przeciwnie, szczytne ideały kojarzą się ze zniewalaniem w imię wolności, destrukcją mającą w założeniu służyć budowaniu, niezwykłe środki mają uświęcić zwyczajne zbrodnie popełniane pod płaszczykiem czegoś wielkiego, szalenie wartościowego. Jestem zmęczony otaczającymi mnie z każdej strony kłamstwami w imię prawdy i winami, które trzeba zrozumieć. Mam dość półprawd, niemożliwych ocen, błędnych wniosków, całego tego zafałszowanego obrazu świata. Nie chcę już niczego odkrywać, poznawać, rozumieć, oglądać z każdej strony. Chcę żeby białe było białe, a czarne czarne." - s. 303-304

Miłość na tle wielkiej historii

Rewolucja bolszewicka zbiera swoje żniwo. Wszystko podporządkowane jest władzy, która obiecywała robotnikom kraj mlekiem i miodem płynący. Tymczasem rzeczywistość wygląda zgoła inaczej. Piętrzące się i nielogiczne procedury, dzielenie mieszkań, donosicielstwo, autocenzura oraz głód są tym, co staje się codziennością mieszkańców dawnej carskiej Rosji. Niedostatek żywności i coraz więcej trupów na ulicach, ciągłe poczucie zagrożenia za wypowiedziane pod wpływem emocji słowa czy zderzenie się z koszmarnie rozbudowaną aparaturą urzędniczą, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Pomimo pewnych trudności i osobistej tragedii Anastazja udaje się wraz z Serhijem na Ukrainę. Przekonuje się tam, czym w rzeczywistości są rządy bolszewików. Ograbiony z najmniejszych nawet racji żywnościowych kraj, znany jako spichlerz Europy zmaga się z potwornym głodem. Pomoc Amerykanów to jedynie kropla w morzu potrzeb. Umierający na ulicach ludzie, apatyczni, pozbawieni nadziei na choćby kawałek chleba, po który stoją w długich kolejkach - to zapadający w pamięć obraz raju, jaki nastał po rewolucji. Lekarka przyłącza się do pomocy i stara zagłuszyć ból serca pracą do granic wytrzymałości. Jej towarzysz w tym czasie rozpoczyna działania partyzanckie. 

Kazimierz trwa w marazmie. Codziennie spędza długie godziny w pracy, usprawiedliwiając swoją nieobecność w domu różnymi projektami. Wewnętrzną pustkę, którą czuje potęguje dodatkowo dług wdzięczności wobec teściów, dzięki którym kończy studia i z którymi mieszka pod jednym dachem. Podłamany rezygnuje z niezależności. Staje się bezwolny, podporządkowany domowym obrzędom, które coraz bardziej działają mu na nerwy. Rosnące rozdrażnienie, niezadowolenie miesza się z ochłodzeniem stosunków z żoną oraz obojętnością. Wydaje się, że nic już nie wyrwie go z odrętwienia. Los jednak po raz kolejny łączy jego ścieżki z drogami dawnej ukochanej. 

Borys coraz mocniej angażuje się w politykę. Fizycznie nie przypomina już człowieka, którym był kiedyś. Jedynie władza daje mu namiastkę satysfakcji, którą może odczuwać w przesyconym dobrami życiu. Praca u boku Stalina i spryt do interesów zapewniają mu dostatnie życie mimo panujących wszędzie niedostatków. Jednak gra, którą rozpoczyna nie jest bezpieczna. Mężczyzna doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Koba jest nieobliczalny. Nigdy nie wiadomo, kiedy wypadnie się z jego łask i skończy w dole. Mimo zagrożenia Borys podejmuje ryzyko, dzięki któremu być może uda mu się zdobyć władzę. 

Opowieść o nieszczęśliwych kochankach

Nie mogą bez siebie żyć. On jest stworzony dla niej a ona dla niego. Gdy są razem czas przestaje istnieć. Wszystko jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wskakuje na właściwe miejsce. Pożądanie rośnie. Znają swoje ciała, ale nie znają myśli. Mimo ogromnego i obezwładniającego ich uczucia nie potrafią ze sobą rozmawiać. W niej czają się tajemnice, których nie jest w stanie wyjawić. Rozłam duszy Anastazji, pochowane skrzętnie lęki, przekonanie o niższości i jej złej naturze sprawiają, że nie umie być całkowicie szczera z Kazimierzem. Jest impulsywna, a on nie zawsze ma do niej cierpliwość. Nie do końca wiem, czy nie chce poczekać na prawdę, czy nie zauważa, że cała sytuacja ma drugie dno. Przez poprzednie dwa tomy mimo gorących porywów serca i cielesnych rozkoszy, niemal sielankowej atmosfery życia razem coś było nie tak. Ona nie umiała się przełamać i wyjaśnić sytuacji, on nie zauważał, że stosunek dziewczyny do jego najlepszego przyjaciela wcale nie jest brakiem sympatii. 

Staram się analizować i zrozumieć. Znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Wiem, jak czasami koszmarnie trudno zebrać się na rozmowę. Jak słowa więzną w gardle, w głowie szaleje pustka, ciało opuszczają siły. A jednak podskórnie czuję, że w walce o własne szczęście powinien gdzieś odezwać się instynkt samozachowawczy. Krzyk prawdy powinien rozedrzeć ciszę, by nikt i nic nie rozdzieliło już kochanków. Szukam odpowiedzi, czegoś co pozwoli mi przyjąć postępowanie bohaterów. Wyjaśnić zaślepienie Kazimierza i rezygnację Anastazji. Patrzę na miłość, o której marzy się od podlotka, a która wydaje się zdarzać jedynie w książkach i filmach i nie mogę przejść spokojnie nad tym, jak długa, prawdziwa rozmowa mogłaby zmienić los tej dwójki. A jednocześnie znam blokadę jaka zdarza się w człowieku. Wzdycham, wkurzam się, cierpię razem z nimi. Wyrzucam im strach, zatwardziałość, niedojrzałość i kibicuję, by historia skończyła się dobrze. 

"On czuł, że znów jest całością. Upewnił się, że miał rację. To Anastazja była brakującym elementem jego istnienia. Przez miesiące rozłąki było jego życie i... coś jeszcze, też zawsze obecne, choćby nie wiem jak starał się to ignorować. Czasem myślał o sobie jak o kimś chorym. Nie miał wprawdzie żadnych zewnętrznych objawów, ale choroba go toczyła, była przy nim zawsze. On był nią, a ona nim. Definiowała go. Anastazja - jego obłęd, szaleństwo, miłość, równoległy krwiobieg. Każdy, kto rozmawiał z nim, rozmawiał też z jego obsesją. Kazimierz nigdy nie był sam. Nigdy nie był wolny." - s. 214

Czytam o miłości tak silnej, że nierealnej, choć niepozbawionej trudności. Autorka miesza największe porywy serca i namiętności, których pragną kobiety z prozą życia. Porywczość charakterów, różne temperamenty, odmienne zdania i zapatrywania na wiele spraw dzielą bohaterów, ba nawet samo wychowanie i doświadczenia są zgoła różne. Łączy ich jednak uczucie, które rozpala wszystko. Pomimo jedności dusz, nie jest im łatwo być razem na dłuższą metę. To nie idealny związek, ale prawdziwa relacja, w której może kochankowie nie skaczą sobie do gardła, ale doskonale wiedzą gdzie uderzyć, by zranić. Patrzą, ale nie widzą, słuchają, ale nie słyszą. Spalają się razem, choć przeciwności losu nie dają im szansy na odrodzenie z popiołów. Czynniki zewnętrzne grają bowiem w powieści niemałą rolę. Ufny Kazimierz daje sobą manipulować a we mnie rodzi się pytanie, czemu pomimo tak wielkiej miłości nie wierzy on Anastazji. Ona zaś odpuszcza sparaliżowana strachem, zamiast walczyć jak lwica. I nucę sobie pod nosem "Trudno tak razem być nam ze sobą/ Bez siebie nie jest lżej" i to właśnie idealny opis tej miłości. 

Pisząc o miłości napomknę jeszcze o związku Kazimierza i Tatiany. Miłość piękna, czysta i niestety niespełniona. Żal mi ściska serce, gdy widzę oddanie żony Kazimierza i jej cierpienie. Nie ma tu spoilerów, gdyż każdy kto czytał drugi tom, wie o czym mówię. W trzecim tomie poznajemy jednak całkiem inne oblicze łagodnej i niezwykłej małżonki Stawickiego. Tego, co zrobiła kompletnie się nie spodziewałam. Po raz kolejny zaskoczyło mnie to, w którą stronę zmierza ta historia i jak jeszcze może się rozwinąć. 


 

"Szkarłatna łuna" - moja opinia


Im więcej pisze Maria Paszyńska tym bardziej jestem przekonana, że idzie ona w stronę wielkich historii. Pierwsza powieść urzekła mnie klimatem i dbałością o detale. Potem były pełne emocji powieści, które w przyjemny sposób przemycały wiedzę historyczną i odsłaniały ludzkie dusze. W "Wietrze ze wschodu" pisarka idzie dalej. Pokazuje ludzie losy na tle historii światowej. Oddziaływanie polityki na zwykłe jednostki, które wrzucone w wir historii ulegają jej biernie lub przeciwstawiają się losowi. To już nie opowieść o pojedynczych osobach, ale alegoria tego, co działo się kiedyś i ma miejsce nadal. "Szkarłatna łuna" przedstawia prawdę o nas samych - ulegających innym, zapatrzonych w siebie, biernych wobec życia lub zmagających się z nim, walczących o sprawiedliwy i dobry kraj. To opowieść o ludziach, którzy pragną lepszej codzienności w świecie kłamstw, manipulacji, wyzysku człowieka przez człowieka. Pragnieniu uratowania tego, co wartościowe i piękne w rzeczywistości pochłoniętej przez fałszywe slogany i walkę o władzę. 

Najnowsza powieść autorki "Krainy snów" sytuuje każdego z nas na miejscu Anastazji czy Kazimierza, bo czyż nie mamy do czynienia z głodem, który panoszy się na świecie, czy nie do nas należy dbałość o dobro drugiego człowieka? Czy i nam nie przychodzi łatwiej prześlizgiwać się z dnia na dzień, gdy cierpimy? Umiemy słuchać i dostrzec, że coś jest nie tak? Zaakceptować bliźniego z całym bagażem doświadczeń i bólem, który nie da się zwerbalizować? Potrafimy zaufać, by ktoś mógł dojrzeć do opowiedzenia nam o sobie? Poświęcilibyśmy coś w imię większego dobra? "Szkarłatna łuna" zaskakuje kilkoma zwrotami akcji, których się kompletnie nie spodziewałam. Robi się w pewnym momencie lekko sensacyjnie, co przykuwa uwagę jeszcze bardziej. Chcę wiedzieć, jak zakończy się wątek Borysa, któremu nie będę owijać w bawełnę, nie życzę dobrze. Cicho liczę na wyjaśnienie sytuacji głównych bohaterów, choć każde rozwiązanie akcji moim zdaniem przyniesie komuś ból. Nie wiem, co jeszcze wymyśli Maria Paszyńska. Jakie trudności postawi przed Kazimierzem i Anastazją. Wiem jednak, że podobnie jak w tym tomie mogę liczyć na dobry język, wątki historyczne, wciągającą fabułę i zaskoczenie. 

Maria Paszyńska, Szkarłatna łuna, wyd. Książnica, Poznań 2021.

Komentarze