Jerzy Szperkowicz "Wrócę przed nocą. Reportaż o przemilczanym" - Recenzja


Są sprawy, które trzeba domknąć. Otwarte podążają za nami całe życie. Choć zepchnięte w cień pamięci, odłożone, by okrzepnąć z nadmiaru emocji, domagają się zamknięcia. Przypominają o sobie od czasu do czasu, nieświadomie wpływają na naszą codzienność. Przychodzą i odchodzą aż trafią na właściwe tory, pozwolą włożyć się do szuflady przeszłości i iść dalej. 

"Na Białorusi okrutni mordercy chodzili w glorii i tak pozostało.

Prędzej czy później Białoruś czeka rozstanie z mitem bohaterskiej partyzantki. Ten mit stworzony w czasach ZSRR, podtrzymywany przez dzisiejsze władze, nurza naród białoruski w chwale bitewnej. Osłania ciemne strony rzeczywistości okupacyjnej: morderstwa, grabieże, gwałty, sadyzm i zezwierzęcenie zbrojnych. Trzeba będzie stawić temu czoła. Nie namawiam do tego. Białorusini sami wybiorą czas i formę odfiltrowania własnej historii." - s. 157

Jedni chcą poznać prawdę jako młodzi ludzie. Inni leczą rany i zwlekają z tym do momentu, gdy będą w stanie poradzić sobie z powracającymi wspomnieniami i niesłabnącymi emocjami, które dotyczą dawnych ran. Wszyscy, nieważne kiedy, potrzebują kropki nad "i" w swojej historii.

Domykanie spraw

Wszystko zaczyna się od burzy z piorunami. Wywołuje ona swoistą lawinę w życiu autora. Choć nic nie dzieje się natychmiast, następstwa są zauważalne. Burza - choroba - przeświadczenie, że trzeba poznać prawdę. Jeszcze raz wyruszyć w przeszłość i zmierzyć się z demonami i ranami. Wraz z autorem wyruszamy w podróż przez czas i przestrzeń. Trafiamy na dawne polskie tereny, które w latach zawieruchy II wojny światowej przechodził z rąk do rąk. Grabiący Rosjanie, niebezpieczni Niemcy, partyzantka polska i radziecka. Dom małego Jerzego oddalony od innych stanowił bezpieczną wyspę, ale wojna ma długie macki i w końcu dociera wszędzie. Ociera się o autora i jego rodzinę. Kostucha pojawia się i znika. Najeźdźcy zmieniają się, ale zawsze zwiastują jedno - zagrożenie. 

Niespokojne czasy zawsze niosą ze sobą konieczność ucieczek, ukrywania się, kluczenia, by zmylić wroga. Tak jest i tutaj. Czytelnik poznaje dramatyczne losy rodziny reportażysty. Historię długiej ucieczki, najpierw z Wilna, by zadbać o swoje bezpieczeństwo, potem z niewoli niemieckiej i radzieckiej, jakich doświadczył ojciec Jerzego Szperkowicza. Nie brak tu opowieści o wysyłaniu dzieci do dalekich krewnych, przerzucaniu ich między różnymi rodzinami, by zmylić okupantów. W końcu zaś licznych wybiegów, które miały na celu uniknięcie wywózki na Sybir. Nie udaje się jednak ujść śmierci. Zawodzą środki ostrożności, długotrwałe znajomości, zaufanie pokładane w człowieku. Szperkowicz szuka odpowiedzi na najważniejsze pytanie życia - co stało się z jego matką w czasie drogi po wyprawkę dla najmłodszego dziecka i jakie były losy ojca, który zginął miesiąc po żonie. 

Pukając od drzwi do drzwi, rozpytując znanych sobie świadków, szuka kolejnych osób, które pozwolą mu poznać prawdę. Wędruje od jednej osoby do drugiej. Rozmawia z wnukami czy dziećmi ówczesnych mieszkańców. Próbuje dowiedzieć się czegoś od tych, którzy mogli być świadkami losu jego matki. Nie odrzuca żadnego tropu, podpowiedzi, pomocy. Czasami dociera za późno, innym razem trafia pod zły adres. Przekonuje się, jak trudno ustalić fakty, szczególnie gdy nie jest to obiektywna reporterska relacja, ale sprawa, w którą jest się zaangażowanym osobiście. 

Spowita mgłą przeszłość

"Wrócę przed nocą" ma jeszcze drugie oblicze. To wspomnienia dzieciństwa, które reporter spędził na terenach dawnej Polski, a dzisiejszej Białorusi. Relacja ta mimo trudów i niebezpieczeństw wojny zdaje się być podobna do dzieciństwa zwykłych chłopców. Pojawiają się w niej mniejsze i większe dziecięce psikusy, choć te autora mogły skończyć się dla niego naprawdę źle. Jest mowa o szacunku i sympatii do książek. Marzeniach o wyspie, jak u Robinsona Crusoe i szykowaniu wielkiej wyprawy pełnej przygód. To lata zdobywania wiedzy, która nie ma daty przydatności i zawsze stanowi wartość, choćby czasy były najcięższe. Szukania informacji w gazetach, wielkiej samodzielności bohatera, w końcu zaś przedwczesnego dorastania. 

Z kart książki wyłania się obraz rezolutnego, pogodnego chłopca, który mimo czujności i ostrożności potrafi porwać się na szaleńczy pomysł. Działanie, które nie uwzględnia wojennej sytuacji. Jednocześnie umie bez cienia skargi podporządkowywać się woli rodziców i wędrować po krewnych. W końcu zaś decydować o powrocie do ojczyzny. 

To również rzecz o przemilczeniu. Bolesnej historii, która rozgrywała się na oczach wielu. Zacieraniu śladów po mordach, które dotykały nie tylko żołnierzy, partyzantów, ale zwykłą ludność cywilną. Tworzeniu mitów o bohaterach, którzy byli mordercami. Książki milczą o męczarniach, jakie przeszli "panowie", którzy posiadali dobra ziemskie i ich katach folgujących sobie na bezbronnych ludziach. Nie wspomina się o bogactwie i stanowiskach nabywanych za ludzką krzywdę. Zerwanych więzach między ludźmi, którzy żyli jak sąsiedzi i nagle postanowili krzywdzić znajomych. Sprawcy odchodzą lub milczą o tym, co zrobili. Świadkowie wolą nie pamiętać. Nadal jest w nich lęk, że po wyjawieniu prawdy spotka ich krzywda. Fałszywy obraz tamtych lat trwa w najlepsze.


"Wrócę przed nocą. Reportaż o przemilczanym" - moja opinia

Książka Jerzego Szperkowicza to śledztwo, w którym uczestniczymy razem z autorem. Przeskakujemy z przeszłości do współczesności. Wspólnie z reporterem wędrujemy od miejsca do miejsca, od osoby do osoby i szukamy odpowiedzi na pytanie, co stało się tamtego roku. W poszukiwaniach nie ma nachalności, targowania się o kolejne słowa. Jest za to pokora wobec tego, co ujawniają rozmówcy. Autor nie stara się drążyć za wszelką cenę. Zastanawiam się, czy bagaż emocjonalny śledztwa okazywał się zbyt duży, czy pewne rzeczy zostały po prostu pominięte. 

Myślę o uczuciach syna, który ciągle zyskuje te same odpowiedzi: nie wiem, nie widziałem, proszę spytać tego a tego. I tak w kółko. Kolejne tropy albo nie wnoszą nic nowego albo okazują się nic niewarte. Wiedzy nie przybywa, pytania stale pozostają bez odpowiedzi. Nawet sam autor wyznaje, że mimo wieloletniej praktyki zawodowej, podczas wyprawy w celu poznania prawdy o śmierci rodziców, nad reporterem przeważa syn. Mimo zawodowych umiejętności pozostaje pewna doza bezbronności wobec tamtych dni. Opór, niewiedza, uprzedzenia, strach wszystko to oddala od prawdy i spowija wydarzenia nieprzeniknioną mgłą tajemnicy. Pozyskane odpowiedzi wydają się nie zadowalać, zawsze pozostaje czynnik ludzki, pytanie, dlaczego. 

Pomimo krótkich, nieco chaotycznych dla osób nieobeznanych z reportażem rozdziałów, wszystko jest tu przemyślane. Układ publikacji odpowiada gorączkowym poszukiwaniom, trudowi dochodzenia do prawdy, znajdowania choćby najmniejszych okruchów informacji. Język oscyluje pomiędzy sennymi, dziecięcymi wspomnieniami a reporterską relacją - krótką, rzeczową, pozbawioną ozdobników. Mimo pozornego obiektywizmu pod precyzyjnie skonstruowanymi zdaniami buzują emocje. Podniecenia dziecka wyruszającego na przygodę, uczącego się przetrwania chłopca, osieroconego i dojrzałego przedwcześnie syna, pragnącego poznać odpowiedzi reportera. Szperkowicz stawia przed czytelnikiem pytania o istotę zła, chciwości, zawiści, nieludzkich działań. Budowanie legend, które wyrosły na bestialstwie. Szuka tego, co kierowało ludźmi pozbawiającymi dzieci rodziców. Pozwala zajrzeć za kulisy komunistycznej mentalności i fałszywych mitów, z którymi trzeba będzie się kiedyś zmierzyć. To trudna lektura, ale świetny reportaż, zmuszający do myślenia o historii jednostki w bardzo szeroki aspekcie. 


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova. 



Jerzy Szperkowicz, Wrócę przed nocą. Reportaż o przemilczanym, wyd. Znak Literanova, Kraków 2021. 

Komentarze