Rebecca Makkai "Wierzyliśmy jak nikt" - Recenzja

 


Szalone lata 80-te ubiegłego wieku. Życie na pełnych obrotach, imprezy, luz, wolność. Świat, który jeszcze nie tak dawno stał przed nimi otworem, nagle zmienił się w nieprzyjazne miejsce. To już nie kolorowe, beztroskie dni, ale szara codzienność podszyta lękiem, smutkiem i żałobą. 

"Ludzie naiwni nie zostali jeszcze poddani prawdziwym próbom i dlatego żyją w przekonaniu, że im się nigdy nic nie przydarzy. My, optymiści, mamy to już za sobą i wstajemy dzień w dzień z łóżek, bo wierzymy, że potrafimy zapobiec temu, co już się kiedyś raz przydarzyło. A może sami siebie oszukujemy, żeby właśnie tak myśleć."

Chicago a w nim dzielnica nazywana Boystown. Miejsce, w którym wieczorami odbywają się imprezy, gdzie osoby homoseksualne mają swoje kluby, bary i spędzają czas po pracy. Pewnego dnia jednak wszystko się zmienia. Epidemia AIDS dekonstruuje ówczesne życie tej społeczności Chicago. W ludziach rośnie panika, niechęć, pragnienie odgrodzenia się od nosicieli i samych chorych. Nakręca się spirala strachu, który do niczego dobrego nie prowadzi. Przed bohaterami stanie wielkie wyzwanie, walka nie tylko o prawo do opieki medycznej, ale normalnego, pozbawionego stygmatyzacji życia.

Smutna opowieść o odchodzeniu w 5 aktach

Na ile sposobów można odejść? Ludzie oddalają się od siebie, gdy nie potrafią się zrozumieć. Nie umieją zaakceptować stylu życia drugiej osoby, jej poglądów, tego kim jest. Tak jest i tutaj. Historia zaczyna się od dziecięcych lat Fiony. Czasu, gdy rodzice wyrzucają z domu jej brata. Wygnanie powodowane brakiem akceptacji orientacji seksualnej syna rozpoczyna cały cykl wydarzeń, które bezpowrotnie zmienią życie bohaterki. To właśnie wyprawy do nastoletnich uciekinierów, którzy pragną żyć i kochać po swojemu ukształtują jej dojrzewanie. Pierwsza utrata związana z prowadzeniem życia w domu, staje się bramą do wejścia w świat osób wykreślonych, odrzuconych i pozostawionych sobie. 

Kolejnym aktem tragedii jest śmierć Nica. To zaledwie początek powieści, a już widać, że cała fabuła będzie poświęcona odchodzeniu. Kolejne pozytywne wyniki testów, kurczące się poczucie bezpieczeństwa, obsesyjne myśli o tym, by uważać na siebie i innych, lęk przed brakiem dostępu do opieki medycznej, oglądanie pogarszającego się stanu zdrowia kolejnych przyjaciół. Krąg, w którym niemal wychowała się dziewczyna, zaczyna się drastycznie kurczyć. Odchodzą kolejni przyjaciele brata, a także jej przyjaciele. Autorka opisuje tylko niektóre objawy AIDS, ale czyni to dosadnie i obrazowo. Łącząc przerażającą i nieznaną wówczas chorobę z dojmującym poczuciem osamotnienia i świadomością, że niedługo zniknie świat, który znają bohaterowie, idealnie oddaje uczucia towarzyszące wówczas chorym i ich bliskim.

Powoli odchodzi nadzieja na wynalezienie leku, o którym tak bardzo marzą bohaterowie. Yale staje się coraz bardziej samotny. Widzi, że znana mu codzienność praktycznie już nie istnieje. Ludzie, z którymi beztrosko spędzał czas odeszli lub umierają. Pozostaje tylko zmaganie się o ubezpieczenie, ukrywanie swojej orientacji, podtrzymywanie życia za pomocą pierwszych specyfików, które mają masę skutków ubocznych i nie dają wielkiej szansy na przyszłość. Wizja cudownego medykamentu, który uzdrowiłby jego bliskich rozwiewa się z kolejnymi dniami. Pozostaje tylko obsesyjna czujność, by nie stać się kolejną ofiarą wirusa. Podskórne wrażenie, że mimo wysiłków i tak będzie się następnym. Dodatkowym obciążeniem psychicznym jest polityka Regana, przeciwko której protestuje środowisko homoseksualne. Powoli opadają wszelkie złudzenia. 

Odchodzi również miłość. Ukochane osoby umierają, związki rozpadają się z różnych powodów. Bohaterowie weryfikują swoje spojrzenie na drugiego człowieka. To co jednego dnia jest oczywiste, następnego już się takie nie wydaje. Strata towarzyszy bohaterom na każdym kroku. Wizja szczęśliwej relacji wydaje się jedynie złudzeniem. Wraz z rozwojem akcji rozwiewają się miraże. Trudna sytuacja pokazuje prawdziwą twarz drugiego człowieka. Budowanie związków wydaje się wręcz nierealne, przecież śmierć kroczy za bohaterami jak cień. Zewsząd zdaje się dobiegać jej szyderczy śmiech. Trauma epidemii dopada nie tylko osoby zarażone. Sieje spustoszenie również w ich bliskich. Wydaje się, że każdy z bohaterów jest naznaczony, z różnych powodów niezdolny do stworzenia trwałego związku. 

Ostatnim już etapem odchodzenia jest ucieczka. Zerwanie rodzinnych więzów. To równie szeroki temat w książce Makkai. Przyczyn jest wiele. Czasami to małostkowość rodziców. Innym razem oddanie przyjaciołom i brak szerszej perspektywy widzenia. Stawianie pierwszych kroków, kiedy nie miało się odpowiednich wzorców, gdy było się zajętym i pochłoniętym ratowaniem drugiego człowieka. Książka pokazuje, jak trudno stworzyć prawdziwy dom tym, którzy są okaleczeni. 

Wgląd do innego świata

W "Wierzyliśmy jak nikt" mieszają się ze sobą świat sztuki i życie społeczności Boystown. Osób, które nie kryją swojej orientacji seksualnej i tych, którzy żyją pod przykrywką przykładnych małżonków. Radosne chwile splatają się z tragedią odchodzenia. Dzięki umiejętnemu mieszaniu ze sobą trudniejszych i dobrych wydarzeń pisarce udało się nakreślić fabułę tak, że nie przytłacza czytelnika. Świat odchodzących na AIDS młodych mężczyzn współegzystuje na kartach z opowiadaniem o francuskiej bohemie, szczęśliwych chwilach gdy babcia jednego z bohaterów była muzą największych ówczesnych malarzy. Jednak i opowieść Nory nie jest wolna od trosk. Wojna, jej skutki, utracona miłość, to wszystko zbliża kobietę do pokolenia jej wnuków, które również zmaga się z czymś na co nie ma wpływu. 

Rebecca Makkai pokazuje jak zwykły, ułożony świat potrafi nagle zacząć się rozpadać. Jak dzień po dniu można zacząć tracić wszystko - miłość, dom, przyjaciół, pracę, zdrowie, w końcu życie. Jednocześnie jak udowadnia Nora, da się przetrwać nawet najgorszy czas. Człowiek jest silny i potrafi zacząć od nowa, nawet gdy kolejny etap udaje się rozpocząć bardzo późno. 



"Wierzyliśmy jak nikt" - moja opinia

Autorka podjęła temat, który nie cieszy się popularnością. Pisać o epidemii, śmierci, rozwianych marzeniach i traumie wcale nie jest łatwo. Stworzyła jednak fabułę, która jest spójna, poruszająca i rzetelnie oddaje poruszane problemy. Widać tu ogrom pracy ze źródłami, nakreślanie tła w sposób konkretny i rzeczowy. Podobało mi się to jak odmalowała psychikę postaci, reakcje na trudności, z którymi się zmagali. Nawet bohaterowie drugoplanowi są tu konkretni i charakterystyczni. Mimo przykrego tematu pojawia się humor, gorzki, ale jednak. Przeszłość przeplata się z teraźniejszością i pozwala zauważyć, że w zasadzie nic się nie zmienia. Rodzimy się, żyjemy, zdobywamy, tracimy, umieramy. Dotykają nas większe i mniejsze tragedie. Czasami śmierć i inne wydarzenia naznaczają nas na całe życie. Jednym udaje się wyjść z tego zwycięsko, inni niestety nie potrafią przepracować traumy. Niby wiemy, co się liczy, ale każdy z nas uczy się doceniać najważniejsze wartości na własnej skórze, metodą prób i błędów. 

Mam jednak z powieścią Makkai pewien problem. Nie czytało mi się jej źle. Pod względem formalnym książka jest dopracowana. Zarówno fabuła, język jak i bohaterowie są wykreowani naprawdę dobrze. Warto zaznaczyć, że nie jest to powieść akcji, ale historia o uczuciach, stracie, traumie, tragedii, śmierci. A jednak czytałam ją naprawdę długo. Coś się urywało i nie potrafiło mnie zatrzymać przy opowieści. Miałam długie okresy, gdy nie sięgałam po tę książkę, nie miałam potrzeby jak najszybszego poznania dalszych losów bohaterów. Myślałam, że odbiorę ją niezwykle emocjonalnie, jak większość trudnych historii, ale tak się nie stało. Owszem wywołała we mnie smutek i współczucie do bohaterów i ich samotności oraz odtrącenia. Czułam jednak pewien dystans. Zżyłam się z tą historią bardzo powierzchownie. Była naprawdę dobrym materiałem do refleksji, poznania świata, który jest mi nieznany, bo nigdy nie zagłębiałam się w historię mniejszości seksualnych. Czegoś jednak zabrakło, jakiegoś elementu, którego nie potrafię uchwycić, a który nie pozwoliłby mi odłożyć "Wierzyliśmy jak nikt" do ostatnich stron. Jednak mimo tej małej niedoskonałości, bardzo subiektywnej, powieść Makkai co jakiś czas do mnie wraca, a to świadczy o tym, że jest dobrą literaturą. Przypomina o sobie, skłaniając do rozmyślań na wiele tematów. 

Rebecca Makkai, Wierzyliśmy jak nikt, przeł. Sebastian Musielak, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2020. 

Komentarze

  1. Mam ochotę ją przeczytać. Interesująca tematyka i spojrzenie na nią, ze strony osób bezpośrednio zaangażowanych a nie na przykład lekarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, narracja jest prowadzona od środka a całość bardzo rzetelnie przygotowana :).

      Usuń

Prześlij komentarz