Wszyscy znamy smutne zdjęcie zmęczonej, podwójnej noblistki. Stateczna dama, o której uczymy się na lekcjach chemii i być może historii. W zasadzie do tego sprowadza się nasze pierwsze skojarzenie, gdy pada nazwisko Skłodowska-Curie.
"Jest Pani, droga Marie, ucieleśnieniem wszystkiego, czego ci mali duchem ludzie się obawiają: postępu, emancypacji i rewolucji społecznej. Dlatego oszczędzą Langevina, a całą winą będą próbowali obarczyć panią." - s. 48
Pamiętam, jak podczas wakacji, gdy chodziłam do liceum przeczytałam artykuł o Marii i okolicznościach śmierci jej męża. Zapamiętałam z niego bardzo dużo. Podobało mi się, jak opisana była ta tragiczna historia. Z reportażowym zacięciem. Wiele lat później czytałam Manię dziewczynę inną niż wszystkie, by zrecenzować ją w pracy. A w niedawno sięgnęłam po powieść Katarzyny Zyskowskiej, by przygotować sobie grunt pod lekturę książki Ewy Curie.
Maria czy Mania?
Maria inna niż wszystkie
"Cały Paryż to jedno wielkie, skotłowane namiętnościami pozamałżeńskie łoże, chociaż kobiety i mężczyźni nie mają w nim równych praw. Oni mogą obnosić się z flamami niczym z orderami w klapie na wypiętej piersi, one powinny być dyskretne." - s. 70
Z drugiej strony najbardziej urzekła mnie Maria - dojrzała kobieta. Świadoma swoich potrzeb i czerpiąca radość ze zwykłego życia. Doceniająca bliskość, rodzinę, ale też zmysłowość. Maria, która jest całością. Matką, kochanką, kobietą, noblistką, uczoną. To właśnie połączenie tych wszystkich ról zyskało moją sympatię. Pokazało mi bohaterkę jako pełnokrwistą postać, której nijak nie widać w skąpych informacjach, jakie wynosimy z edukacji.
Komentarze
Prześlij komentarz