Wędrówka w poszukiwaniu sensu - Marek Kamiński "Idź własną drogą" - Recenzja
"Camino skonfrontowało mnie z samym sobą. Zrozumiałem, że spotykając innych ludzi, tak naprawdę spotykam samego siebie. Spotykając cudze problemy, w jakimś sensie spotykam swoje. W związku z tym łatwiejsze było życie w pewnej izolacji od tego." - s. 156
Niezmiennie zachwycają mnie ludzie, którzy przełamują kolejne bariery. Osoby głodne życia, ciekawe świata, inteligentne, poszukujące. Do tego grona niewątpliwie zalicza się Marek Kamiński, podróżnik, zdobywca biegunów, w tym jednego z Jaśkiem Melą, wyznaczający sobie kolejne zadania założyciel fundacji, wędrowiec, do tego głowa rodziny i człowiek naprawdę godny podziwu.
"Każdy musi odkryć w życiu własny biegun. Później wystarczy go zdobyć", mówi bohater rozmowy z Joanną Podsadecką. I wokół tego zdania zdaje się ogniskować nie tylko cała treść książki, ale życia każdego człowieka. Odkrywanie swojego miejsca zdecydowanie nie jest prostym zadaniem, często trwa wiele lat. To trochę taka polska droga, często biegnąca przez prawie niezamieszkane miejsca jak np. w Bieszczadach, pełna dziur, w które się wpada, czasami pnąca się pod górę, innym razem ostro spadająca w dół, kręta, z niemałą liczbą serpentyn, różnie oznakowana, miejscami naprawdę dobra, zawsze jednak prowadząca do celu. Sam podróżnik przyznaje, że poszukiwania nigdy się nie kończą. Zawsze znajdzie się coś, czego jeszcze nie wiemy na swój temat, co nas rozwinie. Osobowość oczywiście kształtuje się od najmłodszych lat, ale w każdym wieku, są doświadczenia, które zmieniają człowieka.
"Odwaga, wbrew pozorom, nie jest brakiem strachu. Nie polega na nieodczuwaniu strachu, ale uznaniu, że jest coś ważniejszego niż lęk. Strach przed nami coś zamyka, a przecież chodzi o to, by otwierać się na nowe możliwości, odsłaniać nieznane lądy. Strach nas więzi, więc to logiczne, by dążyć do uwolnienia." - s. 31
Dzieciństwo Marka Kamińskiego to przede wszystkim samotność przebywania w szpitalach i sanatoriach. Długie godziny spędzane na salach z dala od bliskich, często z personelem, który był bardzo oschły lub wręcz straszył dzieci. To doświadczenie zahartowało chłopca, usamodzielniło go i skłoniło do czytania, bo w lekturach odnajdywał to, czego potrzebował. Dzięki książkom przeżywał przygody, poznawał świat. Z nich wyłonił się apetyt na podróże, które zaczęły się bardzo wcześnie, za zgodą rodziców. Potem był okres studiów i fascynacji filozofią, docierania do sensu istnienia, długich dysput i rozmyślań. W końcu zaś wyjazd do Niemiec. Z czasem pojawiły się kolejne wyprawy w najróżniejsze miejsca świata. Za trudami podróży, zmaganiem się z pogodą, naturą i własnymi ograniczeniami przyszła sława, która jednak nie uderzyła bohaterowi do głowy, w zasadzie nie miał na to czasu. Po jednej ekspedycji przychodziła następna, życie stało otworem a ciekawych miejsc i wyzwań nie brakowało. Zaproszeń na rożne prelekcje pojawiało się coraz więcej. Marek Kamiński starał się je przyjmować, ale miał także świadomość, że nie może wszędzie być. Zakiełkowała w nim myśl, by ukonkretnić bardziej to, czego nauczyły do ekspedycje, by stworzyć program, który pomoże zarówno dzieciom jak i dorosłym.
"Życie nauczyło mnie, że granice na ogół są sztuczne, że szlabany zbudowane są z obaw albo braku wiedzy. Granice są najczęściej w naszych głowach." - s. 28
Wszystko o czym czytałam na kartach zdaje się potwierdzać tę tezę. Samotne wyprawy jako chłopiec, późniejsze ekspedycje, szczególnie ta z Jaśkiem Melą, ciągłe powracanie do bycia w drodze, to coś charakterystycznego dla Marka Kamińskiego. Nie chodzi jednak tylko o przełamywanie barier, określanie, ile jeszcze jest w stanie znieść ciało, jaką wytrzymałość ma człowiek. To również zgłębianie wiedzy i poszukiwania duchowe. Byłam zdumiona szerokimi horyzontami podróżnika, lekturami, które do łatwych nie należą, wyciąganymi wnioskami, łączeniem życia duchowego z jogą. Zdrowym podejściem do wielu tak różnych od siebie rzeczy, które bardzo często zdaję się sobie przeczyć. Zdobywca biegunów zdecydowanie nie daje się zaszufladkować a do wszelkich nowości podchodzi z otwartością, ale i rozwagą. Przypomina, że największym problemem jest to, co nosimy w sobie. Nasze podejście, lęk, obawa przed reakcją otoczenia, brak wiary we własne możliwości czy w końcu wątpienie w sukces to najczęstsze przyczyny, dla których marzenia pozostają niezrealizowane. On ustosunkowuje się wobec sytuacji inaczej, nie uda się to trudno, ważne, by próbować, dać z siebie wszystko. Powiedziałabym, nieco niewspółczesne podejście w świecie sukcesów i nastawienia na wyniki. A jednocześnie to najbardziej naturalna postawa, starania się, podejmowania wyzwań, poznawania siebie i budowania poczucia własnej wartości. Stawiania czoła rzeczywistości i podchodzenia z pokorą zarówno do sukcesu jak i porażki, które są nieodłączną częścią życia.
Kolejnym ważnym punktem jest dla mnie podkreślenie tego, że istnieje medytacja chrześcijańska, którą można praktykować np. u Ojców Dominikanów i że jest to bardzo pomocna w rozwijaniu wiary praktyka. Jogę bohater traktuje jako formę aktywności fizycznej i nie widzi w niej niczego złego. Skojarzyło mi się to z pewnym artykułem, w który czytałam, że nazbyt rozrosło się przekonywanie, że wszystko jest niebezpieczne, jakbyśmy zwątpili we wszechmoc Boga. Interesująco brzmi wspomnienie o podroży z dziećmi i o tym, że czasami to droga nas prowadzi a nie my podążamy ustaloną trasą. Marek Kamiński nie boi się mówić o tym, że będąc ojcem rodziny potrzebuje też swoich wypraw, jakiejś dozy samotności, czasu na rozmyślanie i bycie ze sobą. Sama wyprawa do Camino przez wielu była uważana za dość specyficzny i nie bardzo "spektakularny" wyczyn, ale podróżnik stwierdził, że robi to dla siebie, to była jego duchowa wędrówka, która miała pogłębić wiarę. Santiago de Compostela dało bohaterowi kolejną życiową lekcję, jak każda wyprawa nauczyło go pokory, ale wydaje się, że nieco innej niż ekspedycja na biegun czy zdobywanie szczytów.
Kolejnym ważnym punktem jest dla mnie podkreślenie tego, że istnieje medytacja chrześcijańska, którą można praktykować np. u Ojców Dominikanów i że jest to bardzo pomocna w rozwijaniu wiary praktyka. Jogę bohater traktuje jako formę aktywności fizycznej i nie widzi w niej niczego złego. Skojarzyło mi się to z pewnym artykułem, w który czytałam, że nazbyt rozrosło się przekonywanie, że wszystko jest niebezpieczne, jakbyśmy zwątpili we wszechmoc Boga. Interesująco brzmi wspomnienie o podroży z dziećmi i o tym, że czasami to droga nas prowadzi a nie my podążamy ustaloną trasą. Marek Kamiński nie boi się mówić o tym, że będąc ojcem rodziny potrzebuje też swoich wypraw, jakiejś dozy samotności, czasu na rozmyślanie i bycie ze sobą. Sama wyprawa do Camino przez wielu była uważana za dość specyficzny i nie bardzo "spektakularny" wyczyn, ale podróżnik stwierdził, że robi to dla siebie, to była jego duchowa wędrówka, która miała pogłębić wiarę. Santiago de Compostela dało bohaterowi kolejną życiową lekcję, jak każda wyprawa nauczyło go pokory, ale wydaje się, że nieco innej niż ekspedycja na biegun czy zdobywanie szczytów.
"A ja wierzę, że "przypadek" to inna nazwa na posunięcia Pana Boga. Że on się objawia właśnie poprzez tak zwane przypadki." - s. 30
Niesamowitych zdarzeń w życiu rozmówcy Joanny Podsadeckiej jest dość dużo. Najbardziej jednak obfituje w nie droga, którą przebył do grobu św. Jakuba. Ten szlak słynie z tego, że udają się nim ludzie pragnący pogłębić swoją wiarę, spotkać Boga, odnaleźć się, podziękować lub prosić o coś. Czytając o tym co dzieje się na owej trasie, budzi się we mnie jakaś tęsknota, coś zdaje się mnie pchać ku temu, by pewnego dnia wyruszyć na pieszą wędrówkę właśnie do Santiago de Compostela. I tu zdaję się doskonale rozumieć Marka Kamińskiego i ten niezgłębiony bodziec, który szepcze, idź tam. A droga jest osobliwa, nagle znajduje się na niej długo poszukiwaną łyżeczkę, spotyka ludzi, którzy noszą w sobie to, co nas najbardziej przeraża, z czym sami się zmagamy lub takich, którzy przepełnią nas zachwytem. Otwartość z jaką pielgrzymi dzielą się swoimi historiami zdumiewa, nie ma tematów tabu. Wydaje się, że nigdzie indziej mówienie o tym, co chowa się przed światem, nie przychodzi tak naturalnie i nie do końca wiem, czy sprzyja temu to, że prawdopodobieństwo spotkania kogoś z tego szlaku jest nikłe czy fakt, że tam nie będzie się ocenianym. Takich przypadków, gdy odkrywamy coś pięknego lub wręcz przerażającego jest w tej rozmowie wiele. Mnie tak zafascynowało to, o czym wspomina bohater, że postanowiłam przeczytać "Trzeci biegun".
Może coś się we mnie zmieniło, że ostatnio czytam dużo biografii, wywiadów i książek trudniejszych, ale pewne jest to, że "Idź własną drogą" mnie oczarowało. Poznałam Marka Kamińskiego nie jako podróżnika, ale filozofa, chrześcijanina i człowieka pełnego głębi, stale poszukującego. Świetna rozmowa z Joanną Podsadecką jest lepsza niż wiele powieści, które przeczytałam. Widać, że rozmówcy dobrze się rozumieją, czytają wymagające lektury, szukają odpowiedzi na fundamentalne pytania i są ciekawi świata. Uderzyła mnie nie tyle szczerość tego wywiadu, co wgłębianie się w psychologię, religię, filozofię, czego absolutnie się nie spodziewałam. Przyznam, że to bardziej motywująca pozycja niż niejedna z książek, które przeczytałam. O czym jest "Idź własną drogą"? O człowieku głodnym życia, ciekawym świata, poszukującym, odważnym. Kimś, kto nie boi się stawiać sobie wyzwań i pytań, przełamywać barier i kto tego samego uczy innych w swojej fundacji. O nauce pokory, mądrości, siły i odwagi. Lekki styl rozmówców, ważne i szalenie wciągające tematy, masa informacji do przemyślenia, piękne zdjęcia, mówią same za siebie. Rozpoczynając lekturę "Idź własną drogą" przepadniecie, a po skończeniu będziecie żałować, że ten wywiad ma tak mało stron. Podsumowując, jedna z najlepszych książek, jakie czytałam.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu WAM.
Marek Kamiński, Joanna Podsadecka, Idź własną drogą, wydawnictwo WAM, Kraków 2017.
Komentarze
Prześlij komentarz