Elif Shafak „Bękart ze Stambułu” - Recenzja





Lubię, kiedy znajomi podrzucają mi coś do czytania, ponieważ każdy ma inny gust, a przede wszystkim nie jest możliwością ogarnięcie wszystkich ciekawych i wartych naszej uwagi książek. Dzięki takiej pomocy można wzbogacić swój literacki świat. „Bękart ze Stambułu” był propozycją, którą zasugerowała mi koleżanka ze studiów - Aneta wielkie dzięki.

"Deszcz i smutek są do siebie podobne: człowiek obu próbuje unikać, chce być bezpieczny i suchy, ale w razie niepowodzenia zaczyna w końcu widzieć zjawisko nie jako sekwencję osobnych kropel, lecz nieprzerwaną kaskadę, i wtedy stwierdza, że właściwie może zmoknąć".
Mamy więc historię, która rozpoczyna się pewnego deszczowego dnia, by potem nabrać rozmachu. Niesamowity klimat wschodniej kultury, trudny wątek historyczny, tyle jedzenia, że człowiek robi się głodny i ma ochotę powiedzieć, ej zaproście mnie do stołu, też chcę spróbować tego wszystkiego i dwie niesamowite rodziny, których losy są ze sobą związane, choć wszystko okryte jest mgłą tajemnicy, tak w skrócie można opisać dzieło Elif Shafak.

Kobiety z rodziny Kazanci to nie tylko silne, ale powiem szczerze oryginalne osobowości. Każda z nich jest jak dla mnie nieco zakręcona J. Za to Czachmaczianowie to przywiązani do historii i pielęgnujący swoją niechęć do Turków Ormianie. W Turcji poznajemy dobroduszną Mateńkę, istnego generała – babcię Gulsum, która bez większych trudności wygrałaby każdą wojnę i postawiła do pionu wszelką istotę, Zelihę, młodą wyzwoloną kobietę, która żyje na swój sposób, niekoniecznie rozumiany przez rodzinę, jej córkę Asyę, nihilistkę, kobietę wyzwoloną, zagubioną, ale i pragnącą poznać swoje korzenie oraz jej ciotki. W domu pań Kazanci nie ma mężczyzn, gdyż nad rodem ciąży tajemnicza klątwa, która wybija męskich potomków i w ogóle wszystkich mężczyzn wżeniających się w rodzinę. Z tego powodu pod jednym dachem spotykamy wdowy, kobiety samotne z wyboru lub porzucające swoją rodzinę. Niektóre silne i niezależne, nieugięte i pewne siebie, inne zagubione, zbuntowane, uduchowione czy po prostu lekko „stuknięte” jakby powiedziała Asya. Jedynym żyjącym mężczyzną jest syn Gulsum, Mustafa, który od lat przebywa w Stanach i zdaje się nie pamiętać o swojej rodzinie w Turcji.

Z drugiej strony mamy Armanusz, Ormiankę żyjącą w USA, której przemiłe ciotki zrobią wszystko, by zeswatać ją z jakimś chłopakiem, gdyż dziewczyna ma jedną dziwną i niemiłą przypadłość, zdaje się bardziej lubić książki niż chłopców. Jak na rasowego mola przystało, bohaterka jest nie tylko inteligentna i oczytana, ale wszystkie wolne pieniądze przepuszcza na książki J. Jest zmęczona staraniami rodziny, chodzeniem na zaaranżowane randki i odnoszę wrażenie, potrzeba jej trochę więcej stanowczości. Głowę Armanusz zaprząta również podejście jej rodziny do Turków. Obie dziewczyny, Asya i Armanusz spotykają się, gdy pierwsza z nich, przyjeżdża do Stanów, by spróbować poznać prawdę o przeszłości rodziny.

Bękart ze Stambułu” obfituje w ciekawe zdarzenia, piękny język, niemal namacalny wschodni klimat, ogromne ilości jedzenia, którymi można wyżywić wojsko, spojrzenie nieco inne niż nasze europejskie, dywagacje o życiu oraz historyczny wątek trudnych relacji Turecko-Ormiańskich, które jak dla mnie zakończyły się bardzo mądrym wnioskiem bohaterów. Wszystko to składa się w magiczną całość, która całkowicie mnie pochłonęła. Wszystkim mającym trochę wolnego czasu na czytanie, gorąco polecam!!!

Elif Shafak, Bękart ze Stambułu, przeł. Michał Kłobukowski, wyd. Poznańskie, Kraków 2021.


Komentarze