Charles Martin „Kiedy płaczą świerszcze” - Recenzja



On był człowiekiem, który pragnął zapomnieć, uciec od swojej przeszłości. Ona małą dziewczynką, która chciała mieć przyszłość. On zna sposób na jej uratowanie, ona z nadzieją modli się o to, by znalazł się lekarz, który uratuje jej życie. Połączył ich los, jak to zwykle bywa w historiach. Jednak „Kiedy płaczą świerszcze” Charlesa Martina nie jest banalną historią. Daje do myślenia i zaskakuje.

„Nadzieja nie jest efektem oddziaływań medycznych lub czymś, co tylko nauka może zapewnić. To jest kwiat, który zakwita i rośnie, gdy inni do podlewają. Myślę czasami, że spędziłem tak wiele czasu, martwiąc się, jak chronić i wzmacniać ten kwiat – posuwając się nawet do przeszczepiania mu odnóg lub elementów systemu korzeniowego – że zapomniałem po prostu go podlewać”.


Reese wraz ze szwagrem Charliem zajmuje się remontowaniem łodzi. Jest on człowiekiem cichym, unikającym innych, przemykającym nawet wówczas, gdy musi wybrać się na zakupy. Kiedy jednak pewnego dnia spotyka Annie, siedmiolatkę sprzedającą lemoniadę, by opłacić swoją operację przeszczepu serca, nie może przejść obok niej obojętnie. Przypadek sprawia, że dziewczynka ulega wypadkowi i to właśnie on ratuje jej życie. Tak zaczyna się znajomość nie tylko z Annie, ale i z ciocią Cici, która opiekuje się dziewczynką po śmierci rodziców.

Zmagania Annie, bardzo pogodnej i niezwykle dojrzałej jak na swój wiek siedmiolatki splatają się z losami Reesa oraz opowieścią o przeszłości bohatera. Poznajemy historię jego miłości do Emmy, niezwykły talent do przyswajania sobie informacji i sukcesy, jakie odnosił nim wszystko się załamało.

Małe miasteczko, w którym ludzie się znają, ranne wyprawy rzeką, restauracja „studnia” prowadzona przez byłego mnicha, która pełni nie tylko gastronomiczną, ale również ewangelizacyjną rolę oraz ciekawa akcja, to wszystko składa się na klimat książki.

Czytałam już kilka pozycji Charlesa Martina i nie zawiodłam się na tym pisarzu. „Kiedy płaczą świerszcze” urzeka mądrością słów Charliego, niewidomego szwagra Reesa, który nieraz przypominał mi mentora. To obraz zmagań z tragedią i wyrzutami sumienia człowieka, który ma prawdziwy dar od Boga i wielki talent. W końcu to historia o powrocie do życia, odnajdywaniu w sobie siły, nadziei, miłości. Charles Martin stwierdza, że powinniśmy słuchać swojego serca, bo jak słusznie zauważył Charlie: „(…) tego, co najlepsze i najpiękniejsze na świecie, nie można zobaczyć, a nawet dotknąć; trzeba to poczuć sercem”. Jeśli zatem lubicie piękne i poruszające historie, to pozycja obowiązkowa. 


Charles Martin, Kiedy płaczą świerszcze, przeł. Jacek Bielas, kolekcja prozy Labiryny, wyd. Wam, Kraków 2009

Komentarze