Ali Smith "Zima" - Recenzja

 


Po jesieni przychodzi zima, niosąc ze sobą chłód, opady białego puchu, krótkie dni, mało światła. Z jednej strony to piękny czas przepełniony czystością śniegu skrzypiącego pod butami, z innej nieco męczący ciemnością i krótkością dnia. To miesiące, gdy chce się spać, grzać się pod kocem z książką i aromatyczną herbatą, spokojnie czekając na wiosnę. Ta pora roku przypomina nieco relacje rodzinne, które często potrafią łączyć w sobie jasność śniegu z zimnem ostrego mrozu. 

"Gdzie wszyscy udają, że są kimś lub czymś innym - dodaje Lux. - A ty za nic w świecie nie jesteś w stanie odgadnąć, jak to się wszystko w końcu rozwiąże, bo to tak poplątana, zakręcona historia. To pierwsza sztuka, którą przeczytałam. Tak się składa, że z tego właśnie powodu chciałam w ogóle przyjechać do tego kraju na studia. Przeczytałam ją i pomyślałam: jeśli ten autor z tego miejsca na ziemi potrafi z tego szalonego, straszliwego galimatiasu stworzyć eleganckie zakończenie, gdzie przywrócona zostaje równowaga, wszystkie kłamstwa zostają zdemaskowane, wszystkie straty powetowane, i on pochodzi stąd, to miejsce go ukształtowało, w takim razie ja tam jadę, pojadę tam i zamieszkam." - s. 198

Kolejny tom cyklu "Pory roku" autorka rozpoczyna nawiązaniem do "Opowieści wigilijnej" Charlesa Dickensa. Jeśli jednak sądzicie, że będą tu bardzo skonkretyzowane, jednoznacznie dobre lub złe postaci, porzućcie te płonne nadzieje. Ali Smith traktuje czytelnika z szacunkiem i wiarą w jego inteligencję. Nic nie jest czarno-białe w jej książkach. 

Aspirujący bloger kontra konflikt rodzinny

Arthur jest twórcą internetowym, który ma wielkie aspiracje. Zajmuje się przyrodą, ale jest w swoim działaniu bardzo specyficzny. Wydawać by się mogło, że ktoś zajmujący się tą działką w dzisiejszych czasach będzie krytyczny wobec rządu, postępowania producentów, przemysłowców. Że będzie toczył nieustającą walkę o prawa przyrody, rozwijanie świadomości ekologicznej, by ludzie w końcu obudzili się i zaczęli na serio traktować swoją planetę. Tak zrobiłaby jego dziewczyna Charlotte, jednak nie on. Chłopak chce pisać o mało znaczących tematach, którymi absolutnie nikomu się nie narazi. W zasadzie jest ogromnym konformistą oscylującym gdzieś na granicy poezji i blogowania. Jego nieodłącznym towarzysz to notes, w którym zapisuje wszystko, co może przydać mu się na bloga. 

Brakuje mu jednak celu. Jego pisanie jest sztuką samą dla siebie. Nie stoi za nim nic, co może mieć jakieś znaczenie i o to właśnie oraz o jego pracę toczą się nieustanne boje z zaangażowaną społecznie dziewczyną. Wspólne święta? To nie wypali. W domu pojawia się z poznaną na przystanku dziewczyną. Przywitanie nie jest jednak ciepłe. Wychłodzona posiadłość, dziwnie zachowująca się matka i brak jedzenia to zaledwie zwiastun tego, co rozegra się w następnych godzinach. Namówiony przez Lux informuje o sytuacji siostrę Sophii, Iris. Pojawienie się krewnej wywołuje lawinę wspomnień, wzajemnych oskarżeń, niezażegnanych konfliktów czy licytowania się o to, kto kształtował Arthura w dziecięcym wieku. 

Klimat a konsumpcjonizm

Pisarka porusza w "Zimie" wiele ważnych tematów. Przede wszystkim przeciwstawia życie oparte na konsumpcjonizmie i nastawieniu na sukces walce o lepsze jutro. Sophia to przykładne dziecko, dobra uczennica, pilna studentka, w końcu zaś inteligentna i obrotna bizneswoman. Potrafi wyczuć okazję, stworzyć idealnie prosperującą firmę, przebranżawiać się, gdy to konieczne. Jej odwrotnością jest Iris. Buntowniczka z wyboru, zaangażowana w liczne akcje protestacyjne zarówno proekologiczne jak i pacyfistyczne. Jej tezy czasami były dla mnie trochę nierealne, ale nie można zaprzeczyć, że miała bardzo ciekawe i zaangażowane życie. Podobna opozycja zachodzi między Arthurem i Charlotte oraz Arthurem i Lux. On wydaje się zajmować jedynie swoim blogiem i nie wychylać w żadną ze stron. One nie mają problemu z nawiązywaniem kontaktów społecznych ani włączaniem się w to, co ważne. Charlotte jest wręcz zniesmaczona zachowawczością mężczyzny i wielokrotnie go podpuszcza. Lux woli tłumaczyć, ale każda z nich jest w porównaniu z bohaterem jest bardzo aktywna. 

W powieści wiele miejsca poświęcono tematom ekologicznym. Temu jak działania ludzkie, niepohamowany apetyt na posiadanie więcej i więcej lub aspiracje polityków niszczą nasz świat. Autorka za pomocą bohaterów wylicza kolejne grzechy, które zagrażały planecie kiedyś i nadal stanowią realne niebezpieczeństwo. Przyroda miesza się tu z innowacją, zaangażowanie z oportunizmem, przeszłość i teraźniejszość z przyszłością. Sam motyw latającej głowy, którym rozpoczyna się powieść wydaje się wiele mówiący. Choć mamy ludzi zafascynowanych przyrodą jak czytelnicy bloga Arta, nie wiemy czy angażują się oni w jej ochronę. To osoby pokroju Iris walczą i nie boją się utrudzić i ubrudzić. Potrafią poświecić naprawdę wiele w imię wyznawanych ideałów, choć często przychodzi im płacić za to wysoką cenę. 

Dramat relacji

Gdy myślę o "Zimie" poza przyrodą kojarzy mi się ona z opowieścią o trudnych relacjach. Trzeba przyznać, że nie ma tu szczęśliwych bohaterów. Skonfliktowane i nieumiejące się zrozumieć siostry. Skłóceni z dzieckiem rodzice. Izolujący się od matki syn. Poróżniona para. Opuszczająca swoją rodzinę córka. Między samotnymi bohaterami aż buzują emocje. Ali Smith pokazuje, że mimo różnic i braku porozumienia, więzów które zostały przerwane wszyscy ci ludzie potrzebują siebie nawzajem. Przekrzykujące się przy stole i zupełnie różne siostry osiągają spokój, będąc razem w czasie zawieszenia broni. Mszcząca się na chłopaku Charlotte pozwala mu zrozumieć czym naprawdę jest blogowanie i misja mediów. Nieznajoma Lux uświadamia, że odejście nie oznacza zerwania więzi, ale budowanie życia na fundamencie, który stworzyli jej rodzice. Pokazuje Artowi, jak kontakt z ludźmi jest ważny. Nawet kłótnie Sophii i Iris o chłopaka, udowadniają, że nie jest im obojętny. A jednak widać, że każdemu ciężko porozumiewać się z innymi. 

Brak umiejętności komunikowania się z drugim człowiekiem odsłania smutną prawdę o tym, że nie umiemy kochać samych siebie. Łatwiej nam zwierzyć się obcemu, wyrzucić z siebie wszystko niż po prostu przepracować emocje i zaakceptować siebie, takimi jakimi jesteśmy. To rzutuje na nasze otoczenie, to jak traktujemy wszystko, co nas otacza. Nie dbamy o siebie nawzajem. Zapominamy, że to, co robimy wpływa na bliźnich, że zostawiamy po sobie konkretne wspomnienia, ale i konsekwencje naszych czynów - ustawy, zdegradowane środowisko, tradycje, nieufność i niechęć kulturową do innych. 

"Zima" - moja opinia


Dzieło Ali Smith jest jak literackie puzzle. Fragmentaryczną, sprawiającą wrażenie pozlepianej z różnych, niełączących się ze sobą elementów fabułę trzeba poukładać. Połączyć w całość. Po początkowej fazie zagubienia i niezrozumienia, trochę po połowie książki wszystko zaczęło wskakiwać na swoje miejsce. Wątki zazębiały się i nabierały realnego sensu. Całość nagle połączyła się w jedną, wielowątkową opowieść przepełnioną humorem, charakternymi bohaterami, ważnymi zagadnieniami i kaskadą emocji. 

Początkowo byłam sceptycznie nastawiona do "Zimy". Wydawała mi się niespójna, trochę o niczym. Łączyła wątek przyszłościowy z teraźniejszością. Tworzyła wrażenie krótkich zapisanych urywków, w których przeplatały się różne historie. Wszystko jednak jest doskonale zaplanowane i przemyślane. Co więcej poza dobrym językiem i stylem książka łączy w sobie różne gatunki. Mamy fragmenty Tweetów, dramat rozgrywający się przy stole, wątek rodem ze science-fiction, fragment kryminalny i powieść. Mimo początkowych niedogodności "Zima" skłoniła mnie do wielu refleksji i zadziwiła tym, że po dłuższej lekturze, niemal na samym końcu zmieniłam o niej zdanie. Choć nie wszystko mi się podobało i mam wrażenie, że pewne wątki zostały zawieszone w próżni, rozpoczęte i porzucone bez żadnych wyjaśnień, najważniejsze czyli historia relacji i rzecz o przyrodzie miały swój finał. Zastanawiam się, czy bardziej nie chodziło właśnie o pokazanie tego jacy jesteśmy i co robimy z ludźmi i ze światem niż dogłębne zarysowanie konkretnych historii. "Zima" nie była dla mnie łatwa, zachęcała i zniechęcała na przemian, jednak obroniła się i choć na pewno nie należy i nie stanie się jedną z moich ulubionych książek, warto po nią sięgnąć, by zobaczyć coś więcej, bo w prozie Ali Smith nie chodzi o fabułę, lecz zjawiska społeczne. 

Ali Smith, Zima, przeł. Jerzy Kozłowski, wyd. W.A.B., Warszawa 2021.


Komentarze