Marek Górlikowski "Państwo Gucwińscy. Zwierzęta i ich ludzie" - Recenzja

 


Pamiętam, jak siadałam przed telewizorem, to nie był co prawda ten czas, gdy były jedynie dwa kanały telewizyjne, raczej 4 czy 5. Z utęsknieniem jednak czekało się na pasmo dla dzieci. Weekendowe poranki z Telerankiem, popołudnia z Panem Tik Takiem, 5-10-15, programy edukacyjne, w tym właśnie "Z kamerą wśród zwierząt" czy filmy przyrodnicze czytane hipnotyzującym głosem Krystyny Czubówny, to było moje dzieciństwo. 

"Pozycja Gucwińskich w zdobywaniu najlepszych okazów do zoo jest wyjątkowa ze względu na telewizję. Gdy w 1975 roku z Namibii przypływa do Szczecina Statek M/S >>Rzeszów<<  z gepardami, likaonami, hienami, antylopami - w sumie siedemdziesięcioma zwierzętami zamkniętymi w sześćdziesięciu trzech klatkach - kamera pokazuje też marynarza, który daruje Gucwińskim koczkodana zielonego, celnika, dyrektora Polskich Linii Oceanicznych na Afrykę Zachodnią, a nawet jego córkę, >>miłośniczkę zwierząt<<. Chwila sławy otwiera Gucwińskim więcej drzwi niż zwykłym dyrektorom zoo." - s. 159 

Czy mogłam sobie zatem odpuścić książkę o bohaterach jednego z programów, który rozbudzał moją dziecięcą ciekawość? Chciałam dowiedzieć się więcej, bo prowadzący byli bardzo sympatyczni i potrafili ciekawie opowiadać o zwierzętach. W latach dziewięćdziesiątych można je było zobaczyć, choćby przez szklany ekran, co w czasie sprzed internetu było nie lada atrakcją, bo poza tym pozostawały tylko zdjęcia w książkach. 

Krótka przebieżka po historii

By lepiej zrozumieć, kim byli Gucwińscy warto znać ich losy od samego początku. I tu pojawiło się moje pierwsze zdziwienie. Nie miałam pojęcia, że pani Hanna nie tylko nie miała sielskiego dzieciństwa, ale musiała zawalczyć o swoje życie. W młodości zaś postanowiła zrobić wszystko, by nie wracać do rodzinnego domu. Jej mąż początkowo myślał o całkiem innym zajęciu, ale ostatecznie obydwoje związali swoją przyszłość ze zwierzętami. Jeśli myślicie, że teraz pojawi się wielka historia miłosna, to niestety muszę Was rozczarować. Trochę dziwne, bo gdy myśli się o tej parze, pierwsze co się nasuwa to przekonanie o bardzo zgranym duecie, który naprawdę się kocha. Tymczasem początki znajomości wcale nie były romantyczne, ba nawet dobre. W końcu wspólna praca i jakiś rodzaj porozumienia w opiece nad zwierzętami zbliżyły Antoniego i Hannę, ale była to raczej przyjaźń i małżeństwo z rozsądku. 

Początki w zoo również nie należały do najłatwiejszych. Powojenne ogrody z reguły świeciły pustkami. Wiele zwierząt zginęło, te którym udało się przetrwać były często zestresowane, poranione psychicznie. Same zabudowania pozostawiały wiele do życzenia, ale pragnienie powrotu do normalności brało górę nad wszystkim. Nawiązywane kontakty, obrotność władz wrocławskiego zoo, w końcu zaś całkiem inne niż dziś możliwości zdobywania zwierząt i przychylność władz sprawiły, że zoo, nad którym po pewnym czasie Gucwińscy przejęli pieczę, stało się modelowym i najbogatszym pod względem zwierząt ogrodem. Do kariery dyrektorstwa trzeba jednak było dojść ciężką pracą.

W końcu pojawiła się telewizja, początkowo na chwilkę, gościnnie. Po udanym występie zrodził się pomysł na program telewizyjny. Sama idea zmieniała się z biegiem czasu. Początkowe spotkania z telewidzami odbywały się w domu dyrektora i jego żony, To tam rozmawiali z prowadzącym i pokazywali zwierzęta. Gdy zabrakło okazów, które mieściły się w domu, program przeniósł się na teren zoo, a całość przejęli Gucwińscy. Rozpoczął się złoty okres "Z kamerą wśród zwierząt", który gromadził przed odbiornikami telewizyjnymi miliony ludzi. Szara rzeczywistość PRL-u nabrała barw, a prowadzący stali się pierwszymi celebrytami w Polsce. 

Między zwierzęcym rajem a okrutną niewolą

Bohaterowie książki są znani z miłości do zwierząt. Traktują je na równi z ludźmi, są dla nich jak rodzina, która opiekuje się nimi z czułością. W programach często pojawiają się historie odrzuconych maleństw, które dostają się pod kuratelę Hanny i Antoniego. Ich dom to istny zwierzyniec. Sytuacja pogłębia się, gdy prowadzący zaczynają odpowiadać na pytania dotyczące hodowli zwierząt. Urzeczeni niezwykłością małżeństwa ludzie oddają im znalezione lub niechciane zwierzęta. Menażeria rośnie i rośnie, ponieważ Gucwińscy nikomu nie odmawiają. Ratowanie zwierząt jest dla nich priorytetem, a gdzie jeśli nie w zoo mogą znaleźć dach nad głową? 

To nie jedyne formy miłości do zwierząt, jakie odnajdziecie na stronach książki. Przeczytajcie uważnie historię o jerzykach czy opowieść o małych gorylach. Nie wszystkie opowieści mają jednak szczęśliwe zakończenie. O tym, do czego może doprowadzić bratanie się człowieka z dzikimi zwierzętami, świadczy relacja o Magdzie i jej dzieciach. Jest podwójnie przykra, bo dotyczy nie tylko zwierząt, ale i ludzi. 

"Wybuchają awantury, padają zarzuty niegospodarności i złego traktowania pracowników. Do Zjednoczenia Gospodarki Komunalnej, które nadzoruje zoo, i regionalnych władz Solidarności przychodzi donos, że Gucwiński handluje skórami zwierząt, wywożąc je do Niemiec." - s. 281

Wraz ze wzrostem popularności pojawia się zawiść. Niezadowolenie pracowników, pierwsze skargi, anonimowe donosy, wpisy na forach internetowych. Wizja wrocławskiego raju dla zwierząt zaczyna się sypać. Nie pomagają polityczne mariaże dyrektora i jego żony oraz kojarzenie ich raczej z komunistami niż opozycjonistami. A trzeba uczciwie przyznać, że potrafili pomagać ludziom i nie skreślali nikogo, kto kochał zwierzęta. Konflikt jednak narasta, rodzi się coraz więcej nieporozumień a po mieście krążą słuchy, że zwierzęta cierpią i są przetrzymywane jak skazańcy. Niektóre mają zdychać po programie lub odchodzić bardzo szybko przez brak podstawowej opieki. Pojawiają się plotki o trucicielach. Ile w tym prawdy, dowiecie się z książki. Warto dodać, że poza dobrem zwierząt, w coraz głośniejszej aferze, ma również znaczenie czynnik ludzki. Wina zdaje się leżeć po obu stronach, jednak każdy przekonany jest o swojej racji. 

Guwcińscy żyją zoo, zwierzętami i swoim programem. Gdy władze i telewizja zaczynają im zabierać kolejne elementy sensu ich życia, bohaterowie czują się oszukani, szykanowani, niedocenieni, zaszczuci. Sami jednak często doprowadzają do sytuacji konfliktowych zmieniając zdanie czy uparcie trzymając się dawnych metod pracy. Są nieskorzy do zmian i nowoczesnego działania i ogromnie przywiązani do tego, że zoo to ich dom. Wiek nie gra dla nich roli, chcą zostać jeszcze na chwilę, póki siły pozwalają im na działanie. Świat jednak się zmienia, ich złota era przemija, a wielu ludzi wytka kolejne błędy.  

"Państwo Gucwińscy. Zwierzęta i ich ludzie" - moja opinia


Marek Górlikowski włożył w książkę naprawdę dużo pracy i to od razu widać. Materiał jest dopracowany, ciekawy, zróżnicowany. Do tematu podszedł jak prawdziwy dziennikarz, starając się odkryć i ukazać prawdę. Nie ma tu nachalnego mentorstwa, spod znaku ci są dobrzy, ci źli. Autor nie trzyma żadnej ze stron, choć widać szacunek i empatię do bohaterów. Nie przysłaniają one jednak profesjonalizmu, dzięki któremu na kartach pojawiają się nie tylko informacje o dzieciństwie Gucwińskich, ich początkach w zoo, budowaniu renomy wrocławskiego ogrodu czy zdobywaniu serc widzów. Nie brak tu zakulisowych rozgrywek związanych z programem "Z kamerą wśród zwierząt", zawiści, przykrych incydentów, krytyki.

"Państwo Gucwińscy. Zwierzęta i ich ludzie" opowiadają o nie zawsze dobrych stosunkach z pracownikami, oskarżeniach o niegospodarność, znęcaniu się nad zwierzętami, wręcz kolekcjonowaniu ich. Braku rozwoju i stagnacji w momencie, w którym otwierają się szerokie możliwości. Jednocześnie to historia ludzi, którzy jeżdżą po całym świecie, by zdobywać zwierzęta, uczyć się o nich nowych rzeczy, którzy poświęcają całe godziny, by poznać podopiecznych, o których nie mają pojęcia. Autor opowiada o specyficznym, pełnym zwierząt domu i ludziach, którzy czują się lepiej nie w towarzystwie drugiego człowieka, a goryla, tapira czy innego pupila. Zgrabnie napisana, ciekawa, szczera - odsłania blaski i cienie wrocławskiego zoo i życia Gucwińskich, którzy mają zalety i wady. O tym, czy byli naprawdę miłym małżeństwem bez reszty zaangażowanym w pomoc zwierzętom i szerzenie o nich wiedzy czy celebrytami wybijającymi się kosztem mieszkańców zoo, niech każdy zdecyduje sam. 





Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak. 


Marek Górlikowski, Państwo Gucwińscy. Zwierzęta i ich ludzie, wyd. Znak, Kraków 2021. 

Komentarze