Jeffrey A. Lieberman, Ogi Ogas "Czarna owca medycyny. Nieopowiedziana historia psychiatrii" - Recenzja

 


Gdy słyszymy o chorobach psychicznych przychodzą nam niestety na myśl szpitale z pacjentami o potarganych włosach, rozbieganym wzroku z błyskiem szaleństwa i zachowaniem przyprawiającym o ciarki. Nawet popkultura utrwaliła obraz niebezpiecznych i nieszczęśliwych pacjentów, groźnego personelu czy dawnych obiektów, które nawiedzają duchy umęczonych chorych. 

"Oczywiście przyjęcie psychoanalizy było równoznaczne z przyjęciem radykalnie nowej definicji zaburzeń psychicznych. Do tej pory granica między chorymi a zdrowymi oddzielała tych, których zamykanie, nie było konieczne. Bycie chorym psychicznie oznaczało bycie poważnie chorym - na psychozę, paraliżującą depresję, nieokiełznaną manię, albo wyraźne zaburzenie inteligencji. Freud rozmył granice między zdrowiem a chorobą psychiczną, ponieważ teoria psychoanalityczna sugerowała, że niemal każdy człowiek ma jakiś rodzaj nerwicowego konfliktu, który można rozwiązać za pomocą właściwego (czyli psychoanalitycznego) leczenia." 

Trzeba przyznać, że psychiatria nigdy nie miała dobrego PR-u i znajdowała się na obrzeżu medycyny. Lekceważona, odseparowana, często niezrozumiana i darzona niechęcią przeszła niezwykle długą drogę od pseudonauki, jak ją często określano, do dziedziny medycyny, mającej wielką rolę w świecie. Choroby psychiczne były znane już w starożytności. Zawsze budziły lęk i dyskomfort. Nie wiadomo, skąd ani dlaczego przychodziły, ale naznaczały życie chorych wielkim cierpieniem. Przez wieki próbowano je wyrzucić z dotkniętych nimi (gdyż nie może być mowy o leczeniu) izolacją, zamykaniem w piwnicach, komórkach lub innych ciemnych pomieszczeniach, biciem, głodzeniem. 

Nieco historii

Pierwsze miejsca, które można nazwać prototypami szpitali psychiatrycznych powstały w krajach muzułmańskich. Wobec chorych stosowano muzykoterapię, a jeden z perskich filozofów opisał dokładnie wiele zaburzeń psychicznych. W Europie sytuacja wyglądała jednak skrajnie inaczej. Chorzy byli piętnowani, często przetrzymywano ich w więzieniach, uznawano za opętanych i traktowano jak najgorszych złoczyńców. Pozostawieni samym sobie, przykuci kajdanami, spędzali swoje życie w brudnych celach, zapomniani przez wszystkich. 

Na poprawę warunków chorzy musieli czekać aż do końca XVIII wieku, kiedy to Philippe Pinel wprowadził całkiem nowy sposób zajmowania się podopiecznymi - wyzwolenie z kajdan, dbałość o higienę, zaprzestanie używania przemocy, a w następnych latach tworzenie szpitali w miejscach otoczonych parkami lub lasami. Kolejnym krokiem było wprowadzenie kuracji, które miały pomóc pacjentom. Stosowano terapię orgonem, obrotowe krzesła, lobotomię, wstrząsy elektryczne, w końcu terapię lekami. Problemem był nie tylko brak środków farmakologicznych, które skutecznie pomagałyby chorym, ale fakt, że nie brakowało wśród lekarzy szarlatanów, którzy wymyślali różne nieskuteczne metody "pomagania" chorym i destrukcyjnie wpływali na obraz psychiatrii. 

Trudne dzieje psychiatrii

Kolejną trudnością było to, że nie opisywano chorób. Leczenie odbywało się na zasadzie wolnej amerykanki. Tutaj wielkie znaczenie odegrał Zygmunt Freud, który uczynił dla psychiatrii tyle samo dobrego, co złego. Psychoanaliza wprowadziła całkiem inne podejście do osób dotkniętych zaburzeniami, jednak samą rozmową i nieuświadomionymi konfliktami nie dało się pomóc cierpiącym. 

Co niezwykłe, prawdziwym motorem do działania okazał się powstały w USA w latach 60-tych Ruch Antypsychiatryczny. Podważał on psychiatrię jako naukę, ponieważ nie istniały żadne spisy chorób z objawami, jak było to w przypadku innych dziedzin medycyny. Świat psychiatryczny musiał wziąć się do roboty. Dzięki tytanicznej pracy lekarzy powstał "Diagnostyczny i statystyczny podręcznik zaburzeń psychicznych" (DSM), który jest najważniejszą publikacją z dziedziny psychiatrii. Obecnie lekarze pracują na 5 wersji DSM. Stworzenie zaplecza teoretycznego w postaci wyróżnienia, podziału i opisu zaburzeń wraz z towarzyszącymi im symptomami poprawiło sytuację psychiatrów. Pozostało już tylko znalezienie odpowiednich leków. Jak to bywa w medycynie odkryto je zupełnie przypadkiem. 

"Czarna owca medycyny" - moja opinia

Jeffrey A. Lieberman stworzył niezwykle wciągającą opowieść o tym jak narodziła się psychiatria, przez jakie trudności musiała przejść, by znaleźć się tu, gdzie jest dzisiaj. Fascynująca podróż przez dzieje tej gałęzi medycyny, od mroków średniowiecza po współczesne metody leczenia oraz działalność Freuda, który przyczynił się do rozwoju psychiatrii jak i jej deprecjacji, to historia, której nie znamy. Nigdy nie pomyślałabym, że wpływ na rozwój psychiatrii mieli Beatlesi, ale wierzcie mi mieli i to całkiem spory. Co więcej dowiecie się, co dla mnie było zaskoczeniem, jak późno odkryto skuteczne leki, dzięki którym chorzy mogą prowadzić normalne życie, zakładać rodziny i pracować. Co jednak niestety się nie zmienia, o czym również wspomina autor, to stygmatyzacja chorych. Nadal odsuwamy się od osób mających problemy psychiczne, wolimy trzymać ich na dystans, nierzadko ukrywać prawdę przed całym światem, pogarszając sytuację. Lieberman akcentuje, że nieleczona schizofrenia powoduje nieodwracalne zmiany w mózgu. Depresja, którą często uważa się za słabość lub markotność, gdy za dobrze nam w życiu, mimo wielu filmów i tekstów edukacyjnych, nadal jest traktowana jak fanaberia. Często również przerywa się leczenie, gdy dojdzie do poprawy, by jak najszybciej zapomnieć o kontakcie z psychiatrą. 

"Zdumiewająca efektywność leków psychiatrycznych doprowadziła do fundamentalnej przemiany samej psychiatrii, a także podniosła status zawodowy psychiatrów. Czarna owca medycyny mogła powrócić do stada, odkąd zaczęła dysponować swoimi lekami." 

"Czarna owca medycyny" to dla mnie przede wszystkim opowieść o chorych i ludziach, którzy chcieli im pomóc oraz osobach wykorzystujących pacjentów do bogacenia się lub tworzenia swojego autorytetu. To także apel o to, by traktować choroby poważnie i nie naznaczać nikogo piętnem. Tak jak nie mamy wpływu na to czy zachorujemy na raka lub tocznia, tak nie od nas zależy czy dopadnie nas schizofrenia, depresja czy inne zaburzenie. Żadnemu choremu, nieważne na jaką chorobę, nie pomogą docinki czy wstyd. Przeczytajcie tę książkę, jest nie tylko ciekawa, pomaga zrozumieć, jak ciężko jest być chorym. 

Jeffrey A. Lieberman, Ogi Ogas, Czarna owca medycyny. Nieopowiedziana historia psychiatrii, tłum. Maciej Miłkowski, seria Zrozum, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2020.

Jeśli chcielibyście poczytać coś jeszcze o chorobach psychicznych to polecam Wam reportaż Wojciecha Tochmana "Pianie kogutów, płacz psów" oraz powieść "Szklany klosz" Sylvii Plath. 

O "Czarnej owcy medycyny" mówiłam także tu. 



Komentarze