Spacerowe rozkminy #8





Sporo czasu minęło od ostatniego rozkminowego wpisu, ale też dużo się działo i czasami wolałam odpocząć niż pisać. Gromadziłam zatem moje przemyślenia i dziś, choć jest już nieprzyzwoicie późno do ogranięcia wszystkiego, co mam zrobić, piszę.



Zrobiło się u mnie bardzo literacko. Nawet bardziej niż kiedykolwiek, nie tylko za sprawą wykonywanego zawodu, ale głównie tego, że mam możliwość uczestniczenia w większej liczbie przedsięwzięć, niż jeszcze jakiś czas temu. Przeprowadzka i zmiana pracy trochę wywróciły moje życie do góry nogami. Dały mi na pewno satysfakcję z tego, co robię zawodowo, możliwość łączenia pasji z pracą, ale i dużą szansę rozwoju. Choć lubię małe miasta, jak to z którego pochodzę, widzę w Warszawie wiele możliwości, przedsięwzięć, w których naprawdę warto wziąć udział. W ciągu zaledwie roku chodziłam na zajęcia z teologii, wzięłam udział w Targach książki, zarówno tych katolickich, na które nie miałam wcześniej okazji się wybrać, jak i Warszawskich Targach Książki (tym razem spokojniej, bo nie musiałam biec na autobus do domu), co miesiąc korzystałam z bardzo ciekawych spotkań Środa dla bloga, nie tylko uczestniczyłam w spotkaniach z autorami, ale miałam możliwość niektóre poprowadzić, zrobiłam sesję zdjęciową książek dla pewnej Autorki :). I to właśnie jest dla mnie ogromny plus Warszawy. Możliwość korzystania z wielu spotkań praktycznie w 100% za darmo, uczenia się nowych rzeczy, zdobywania doświadczeń. Mniejsze miejscowości niestety nie dają takich możliwości, a szkoda. 



Jak pewnie niektórzy wiedzą, po raz pierwszy zetknęłam się z Big Book Festival na żywo i od razu z pozycji wolontariusza. Zobaczyłam, jak taka impreza wygląda od kuchni. Miałam styczność z wieloma ciekawymi osobami i na pewno znów tam wrócę, ale chyba jako uczestnik, bo szkoda mi było, że nie mogłam być na wielu wspaniałych prelekcjach. Zebrałam jednak dobre doświadczenia i obserwacje i nawet udało mi się być na spotkaniu z Beą Uusmą i Annie Proulx. No i miałam swój udział w tworzeniu kodeksu dla Bloggerów :).

W końcu spotkałam się z kilkoma osobami, które znam jedynie z sieci. Miałam wielką ochotę porozmawiać z nimi na żywo i w końcu się udało, bo gdzie książki, tam i my :). 



W ostatnich tygodniach wywiązały się dwie poważne dyskusje. Jedna dotyczyła tworzenia treści na bloga za wynagrodzenie. Pisała o tym Diana z Bardziej Lubię Książki niż Ludzi. Link do jej tekstu znajdziecie TU. Jakie jest moje zdanie w tej sprawie? Otóż nie uważam, że nawiązywanie płatnej współpracy z wydawnictwami jest złe. Dziennikarze recenzują książki i dostają za to wynagrodzenie, więc dlaczego nie miałoby tak być w przypadku blogera? Czy umowa oznacza, że muszę napisać pozytywną recenzję? Oczywiście, że nie. Każdy ma swoje zdanie, swój punkt widzenia, własne kryteria estetyczne. Nie można kupić dobrej recenzji, jeśli ktoś jest rzetelny. Można za to ustalić warunki współpracy, reklamę (mam tu na myśli zdjęcia, pokazywanie książki na fb i w innych mediach społecznościowych, w końcu odesłanie do teksu). Bądźmy szczerzy, czasami jesteśmy też ciekawi tego, co nie spodobało się komuś innemu. Chcemy wiedzieć dlaczego, sprawdzić czy nam również nie przypadnie do gustu konkretna pozycja. Moim zdaniem szanujący się bloger i wydawnictwo spokojnie mogą dojść do porozumienia, zgodzić się na swobodę twórczą. Jasne, że nie wzięłabym do recenzji czegoś, o czym z góry wiem, że nie będzie mi się podobało, że to nie moje klimaty. Ale czasami jest tak, że tytuł wydaje się interesujący, a niestety kuleje pod wieloma względami. Czy wówczas nie mogę napisać tego, co myślę? Oczywiście, że mogę. Więc podsumowując zgadzam się z tym, co pisała Diana. Można płacić blogerowi za jego pracę, przyspieszenie pojawienia się tekstu i jego rzetelną opinię. Bo fakt wynagrodzenia nie zmienia tego, że piszemy prawdę. 



W końcu sprawa, która od ostatnich dni nurtuje społeczność książkową. Pewna pani, do której filmu nie będę Wam podawać linku, bo moim zdaniem szkoda jej nabijać odsłon po prostu podzieliła ludzi. Tak, ludzi, nie czytelników. Uznała się za lepszą, bo czyta klasykę oraz podręczniki akademickie, zna i rozumie definicję np. słowa eklektyczny. No cóż... Jeśli mam problem z jakimś słowem po prostu sprawdzam je w słowniku, dziś jest to o tyle prostsze, że są one dostępne w internecie, więc nawet nie musicie iść do biblioteki czy buszować po domu. Kiedyś słyszałam, że tylko inteligentni ludzie potrafią przyznać się, że czegoś nie wiedzą. Więc tak, zdarza mi się, że nie znam pewnych słów, bo najzwyczajniej w świecie nie trafiłam na nie nigdy. Przyznaję się bez bicia i nie jest to dla mnie żadna ujma. Nikt nie wie wszystkiego (a jakby wiedział, współczuję, to musiałoby być straszne). Po drugie nie rozumiem, uważania się za kogoś lepszego, bo czyta się klasykę. Nie jest to dla mnie wyróżnikiem wartości człowieka. O tym świadczy fakt, jak ktoś postępuje. Czytam różne rzeczy poezję, młodzieżówki, dramaty, klasykę, zdarza mi się sięgać po reportaże, książki dla dzieci, publikacje popularnonaukowe oraz literaturę popularną. I co z tego? Jedyny wniosek, jaki można z tego wysnuć, to że lubię różnorodność, że najzwyczajniej w świecie czasami mam ochotę na coś trudniejszego, innym razem chcę odpocząć. Mój wykładowca twierdził, że człowiek powinien w życiu przeczytać nawet Harlequina. Dowiedzieć się, jak coś jest pisane, jeśli to go interesuje. Tak, zetknięcie się z źle napisaną książką też czegoś uczy, jak nie budować fabuły, nie nakreślać bohaterów czy tworzyć świata. To także wartościowa lekcja. A czasami najzwyczajniej w świecie można się pośmiać z niestworzonych historii, którym ciężko dać wiarę. Nie zrozumcie mnie źle, nie mam złego zdania ani o czytelnikach ani o autorach takich książek. Po prostu każdy szuka czegoś innego, wyciąga inne wnioski. Dla jednych Grey będzie emocjonującym erotykiem, dla innych przykładem, że pomysł był, ale z wykonaniem coś poszło nie tak. I dobrze! Niech jedni i drudzy istnieją i mają się dobrze, bo tego trzeba, różnorodności. Gdybyśmy wszyscy byli tacy sami, padlibyśmy z nudów ;). Można się spierać o literaturę, ale wszystko w granicach kultury i z zachowaniem szacunku. 



Co do kształtowania czytelniczych gustów. Uważam, że po pierwsze, nie można ludzi odstraszać od czytania, co moim zdaniem ta pani zrobiła dość skutecznie, nawet lepiej niż kanon szkolnych lektur. Do pewnych treści trzeba dojrzeć, przeżyć swoje, czasami wręcz wracać. Ale przecież chodzi o rozwój i ewolucję czytelnika, zainteresowań. Przecież każdy z nas zaczyna od książeczek dla dzieci, potem coraz bardziej rozbudowanych, szuka przygód, z upływem czasu chce poznawać świat, więc sięga po inny rodzaj literatury, chce odpocząć zatem kieruje się ku powieściom literatury popularnej, a gdy pragnie zbudować wyższe kulturowe kompetencje - sięga po klasykę. Żaden wybór nie jest zły. Ważne, by sięgać tytuły, które będą nas rozwijać. I niekoniecznie muszą należeć do listy 100 lektur, które trzeba przeczytać. Nie odstraszać Kafką czy Dostojewskim od razu, ale powoli pokazywać, że ciekawe mogą być różne książki. To zadanie nauczycieli, rodziców, rodzeństwa, znajomych. Nic jednak na siłę. Ważne by czytać. Myślę, że każdy znajdzie swoją drogę do tego, by być coraz bardziej rozczytany. Nie dajcie sobie zatem wmówić, że nie jesteście wartościowi, bo czytacie fantastykę czy młodzieżówki, albo jesteście super, bo skończyliście "W poszukiwaniu straconego czasu". O was świadczy to, jak traktujecie drugiego człowieka. A lektury? To dobry i ciekawy temat na rozmowę i próbowanie czegoś nowego. 



Na koniec kilka słów nim udam się na wyczekiwany urlop. Troszkę się dzieje w moim Spacerowym świecie. Blog zyskał logo, a ja nieco chciałabym zmienić to miejsce. Może po tej całej dziwnej dyskusji nie jest to zbyt fortunny czas, ale część tych zmian zapowiadałam początkiem roku. Zatem chciałabym, żeby pojawiło się tu trochę klasyki, ale nie żeby Wam cokolwiek narzucać. Po prostu jej potrzebuję, chciałabym uzupełnić wiedzę ze studiów i zmierzyć się z powieściami, które są nieco trudniejsze i na które nie miałam dotąd ochoty. Pojawi się również poezja, bo bardzo mało jej w blogosferze, a dla mnie jest ona jak chłodny wiatr w duszny dzień, więc chciałabym nieco poopowiadać o wierszach. Mam pewien pomysł na cykl, który pewnie nie do wszystkich trafi, ale jest dla mnie ważny. Nie zdradzę jeszcze co to, ale czuwajcie ;). W końcu będę publikować teksty okołoksiążkowe. Gadżetów nie mam za wiele, choć ogromnie je lubię, ale może uda mi się pokazać Wam pewne całościowe ujęcie niektórych tematów. Oczywiście będą rozkminy, recenzje, zdjęcia, relacje z Targów i innych wydarzeń. To tyle, jeśli chcielibyście o czymś poczytać lub chcecie napisać, jak odbieracie, to co się tu pojawiło, czekam na Wasze komentarze. Dobrej niedzieli dla Was. 


Komentarze

  1. Tęskniłam za rozkminami ❤ Czekam na nową odsłonę, a co do wątkowi dotyczących płatności i popularnego, niestety, filmiku - zgadzam się z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to traktuję na zasadzie, fajnie byłoby dorobić, bo za tym też szłyby zmiany na blogu i mediach, a na niektóre trzeba środków finansowych. Pani wywołała niemiłą burzę i naprawdę przykre, że ktoś tak podchodzi do sprawy. A rozkminy będą, mam nadzieję raz na miesiąc. Dziękuję za miłe słowa, buziaki :*, dla mamy również :*

      Usuń

Prześlij komentarz