Remigiusz Mróz "Hashtag" - Recenzja




"- Chodzi właściwie o ucieczkę, zresztą to oznacza fuga po łacinie - dodał. - Umysł stara się znaleźć drogę ratunku przed traumatycznymi zdarzeniami. Nie radzi sobie z rzeczywistością, z otaczającym światem i...- Znam to z autopsji.- No tak - potwierdził niechętnie. - Fuga dysocjacyjna objawia się tym, że chory zapomina, kim jest. Tworzy nową tożsamość.- Staje się zupełnie inną osobą?(...)- Połączone jest to z amnezją wsteczną - dodał. - Taka osoba nie pamięta niczego, co stało się wcześniej. Traci swoje prawdziwe wspomnienia, zastępuje je innymi, fikcyjnymi." - s. 235

Tesa nigdy nie przypuszczała, że jeden sms całkowicie odmieni jej życie. To był zwykły dzień. Zmaganie się z własnymi słabościami, niechęć do wychodzenia na zewnątrz, zły sen, stanowczo za dużo jedzenia. A jednak niespodziewana paczka, której przecież nie zamawiała, a już na pewno nie do paczkomatu postawiła jej życie do góry nogami. Tajemnicza czaszka oraz hasztag "apsyda" były jedynie początkiem zdarzeń, które spadły na kobietę. Internet a w nim kolejne osoby, które przecież nie mogły nagle pojawić się w mediach społecznościowych, gdyż zaginęły, tylko potęgowały rosnący niepokój. Zdezorientowana bohaterka będzie się starała wyjaśnić, co znaczą tajemnicze wpisy. Nić łącząca wszystkie wskazówki zaprowadzi ją do byłego wykładowcy a stamtąd już tylko o krok do coraz potworniejszych odkryć.

O tym, jaki oddźwięk i siłę mają media społecznościowe nie muszę chyba nikogo przekonywać. W swojej najnowszej książce Remigiusz Mróz postanowił posłużyć się właśnie Internetem jako medium, w którym bohaterowie szukają i dostają wskazówki. To za ekranem komputera, komórki czai się tajemniczy człowiek, w którego plan została wplątana Tesa. Złowieszczy hasztag, lakoniczne informacje, zdjęcia to jedyne poszlaki, które mają doprowadzić bohaterkę i jej przyjaciela do sedna sprawy. Anonimowość, jaką zapewnia sieć to dobra przestrzeń, by osadzić w niej część działań, spotęgować napięcie, że oto tam za szybką znajduje się ktoś, kto wie o każdym twoim kroku. Gęstniejąca atmosfera, poczucie osaczenia i nie do końca jasne wskazówki tworzą zgrabną całość w "Hashtagu". Niejednoznaczność tropów, jakie podrzuca bohaterom złowrogi Architekt (tu przyznam szczerze, że nazwa czarnego charakteru książki wyjątkowo mi nie leżała, choć jest ona uzasadniona, ale to tylko moje subiektywne odczucie) również działa na plus. Tesa i Strach muszą bowiem brać pod uwagę wiele opcji, szukać konotacji między zaginionymi, domyślać się znaczeń niemal każdego słowa. 

Jak nieraz Remigiusz Mróz odwołuje się do wiedzy z zakresu wielu dziedzin. Tym razem padło na ekonomię, architekturę, technologię, socjologię i psychologię. Nie jest to jakimś wielkim utrudnieniem, ale mnie nużyły dialogi związane z wynurzeniami dotyczącymi rynku, podane w formie wykładu, w zasadzie odbywającego się między bohaterami. Nie brak w książce charakterystycznych dla autora twistów fabularnych, które sprowadzają czytelnika na manowce i mieszają mu szyki w odkryciu głównego sprawcy intrygi. Bohaterowie są nieco zaskakujący, choć do Tesy mam stosunek ambiwalentny. Z jednej strony to inteligentna i zdająca sobie sprawę z tego, czego chce w życiu kobieta. Z drugiej osoba niesamowicie zahukana, zamknięta w sobie i przepełniona negatywnymi emocjami. Najbardziej raził mnie jej stosunek do samej siebie. Słowa, których używała mówiąc o swojej wadze były znacznie gorsze niż bezwolność wobec zmiany. Wiem, że tacy ludzie istnieją, że nie każdy jest zadowolony z własnego ciała, że czasami brakuje siły na zmiany i że stan psychiczny też rzutuje na życie, ale Tesa po prostu momentami sprawia, że czytelnik nie tyle się nad nią lituje, co jest zdegustowany tym, jak człowiek może podchodzić do samego siebie. Mimo wszystko wzbudziła we mnie jakiś cień sympatii, choć miałam ochotę potrząsnąć nią i to nieraz. Bardziej spodobała mi się postać Strachowskiego, nazywanego przez wszystkich Strachem. To właśnie on intryguje podczas lektury. Łączy w sobie wiele twarzy, potrafi być stonowany i opiekuńczy, ale też porywczy i agresywny. Nosi w sobie jakąś tajemnicę, choć nazywanie go Strachem jest wielkim uproszczeniem w kontekście akcji, która rozgrywa się w "Hashtagu".



Historia, którą przedstawia Remigiusz Mróz jest dobra. Czytelnik zostaje wrzucony w akcję już od pierwszej strony, z każdą chwilą rośnie napięcie, pojawiają się kolejne wątki. Akcja opisywana z perspektywy Tesy przeplata się z rozdziałami, w których to trzecioosobowy narrator opowiada o wydarzeniach. Do tego oczywiście zagadka i zwodzenie czytelnika, by za szybko nie domyślił się, co tak naprawdę się dzieje, kim jest tajemniczy Architekt i dlaczego właśnie Tesie każde brać udział w swoim planie. A jednak czegoś mi zabrakło. Czytając "Hashtag" nie było tak, jak pisała mi koleżanka, że nie będę mogła oderwać się od książki. Mogłam i zrobiłam to kilka razy. Lekturę dokończyłam w autobusie. Myślę, że gdyby nie to, czytałabym ją znacznie dłużej. Owszem, byłam ciekawa rozwiązania sytuacji, otrzymania odpowiedzi, na postawione przede mną pytania. W trakcie czytania miałam wrażenie, że wiele rzeczy brzmi znajomo. Fabuła momentami kojarzyła mi się z "Czarną Madonną", "Nieodnalezioną" i "Behawiorystą". Wiedziałam, że zakończenie jak na Remigiusza Mroza przystało będzie czymś, czego się raczej nie domyślę. Ale też nie starałam się tego za mocno robić, bo treść nie wciągnęła mnie aż tak bardzo. Po lekturze po prostu stwierdziłam, aha. Nie dlatego, że była zła, ale po przeczytaniu sporej ilości książek autora, już wiedziałam, czego się spodziewać. Element zaskoczenia nie zadziałał tak, jak u osób, które nie zetknęły się z twórczością Mroza. Spodobała mi się jednak atmosfera coraz większego osaczenia, fakt, że w "Hasztagu" nie wiadomo co jest prawdą a co fikcją. Pisarz balansuje na granicy prawdy, kłamstwa, urojeń, niepewności, niemalże obłędu. Im bliżej końca, tym mniej wiadomo, kto tak naprawdę prowadzi akcję, czy historia opisywana przez Tesę jest wiarygodna, czy to wszystko nie jest jednym wielkim koszmarem sennym. Czytelnik jest zdezorientowany, nie do końca potrafi odróżnić prawdę od fikcji. Świat przedstawiony w "Hashtagu" jest płynny, ma miękkie brzegi, że się tak wyrażę. I to mi się podobało, choć nie wzbudziło większych emocji. Zaskoczyło mnie jednak odwołanie do marek pewnych produktów, czego nie przyjęłam zbyt dobrze, kojarzy się to bardziej z przerwą na reklamę w książce i szczerze mówiąc jest nieco irytujące. Na koniec sam fakt problemów Tesy. Rozumiem je, ale zostały one przedstawione pobieżnie, bez jakieś analizy, wniknięcia w sedno sprawy. Po prostu są, niestety niewykorzystane i spłycone. Podobnie jak w "Nieodnalezionej" autor nie udźwignął tematu, wykorzystał pewne elementy do celów fabularnych, a można było zrobić coś znacznie ciekawszego. Tu chyba tkwi największy problem, od czasu "Nieodnalezionej", mam wrażenie, że pisarz inaczej podchodzi do czytelnika i samego procesu twórczego. Z jednej strony tłumaczy, z drugiej pomija to, co naprawdę mogłoby być siłą publikacji. Pomysł i twisty fabularne są w porządku, ale trzeba czegoś więcej. Myślę, że gdybym nie znała twórczości Remigiusza Mroza "Hasztag" mógłby bardziej do mnie przemówić. Tak, był po prostu dobrą lekturą na dwa popołudnia, której towarzyszyło przekonanie, że jest nieco podobieństw do innych publikacji autora. Taki trochę coniedzielny kotlet, dobry, ale szału nie ma. A autora stać na więcej, zarówno pod względem fabularnym jak i stylistycznym. I na to czekam, na książkę, która wstrząśnie mną jak "Kasacja", w której będzie kolejny charakterny Forst, gdzie niczym w "Chórze zapomnianych głosów" będzie się czaić tajemnica i która będzie porażać jak "Behawiorysta". I takiej publikacji Autorowi życzę.




Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona.


Remigiusz Mróz, Hashtag, wyd. Czwarta Strona, Poznań 2018.  

Komentarze