Podsumowanie stycznia i lutego 2024
To nie będzie długie podsumowanie, bo przez dwa pierwsze miesiące nie poznałam jakiejś zawrotnej liczby historii.
Alicja Sinicka "Florystka". Wysłuchałam tej powieści, ale przyznam, że im bliżej końca, tym bardziej traciłam zainteresowanie. Zniknięcie właścicielki kwiaciarni, krew na miejscu wydarzenia i wielkie pragnienie pracownicy, by odnaleźć szefową, tak rozpoczyna się akcja. Ze strony na stronę sytuacja się gmatwa, pojawiają się kolejne sekrety, niezrozumiałe zachowania. Wszystko przekonuje bohaterkę, że nie może nikomu zaufać, bo nie wiadomo, kto tak naprawdę stoi za zniknięciem Heleny. Gdy myślicie, że już nic Was nie zaskoczy autorka wyciąga królika z kapelusza. Po zaledwie dwóch miesiącach od lektury ledwie pamiętam zarys fabuły, choć doskonale wiem, że poczułam się rozczarowana zakończeniem.
Fredrick Backman "Miasto niedźwiedzia". Czytając i słuchając na zmianę tę powieść przeszłam chyba przez wszystkie czytelnicze fazy. Początkowo mi się nie podobało, nie byłam w stanie zżyć się z bohaterami, ani zauważyć niczego pociągającego w historii. Czytałam, bo było już za mną trochę treści. W pewnym momencie jednak coś zaskoczyło. Byłam coraz ciekawsza, w którą stronę skręci powieść, co stanie się z postaciami i samym miasteczkiem. W skrócie "Miasto niedźwiedzia" to opowieść o trzech pokoleniach mieszkańców - tych najstarszych, dorosłych spełniających różne funkcje oraz młodzieży. Miasteczko, które wymiera opiera się na dwóch rzeczach - twardych charakterach mieszkańców tej nieprzyjaznej ziemi oraz hokeju. Hokej w Björnstad to istota życia, religia, powietrze, słowem wszystko. I oto nagle po latach drużyna hokejowa ma szansę zdobyć mistrzostwo. Dochodzi jednak do pewnego zdarzenia, które zweryfikuje wszystko - począwszy od społecznych, etycznych, sportowych czy życiowych przekonań mieszkańców po stosowanie się do prawa oraz podejście do drugiego człowieka i samego siebie. Po zakończeniu poczułam niedosyt tej ponurej, ciężkiej, przytłaczającej momentami powieści i zdecydowanie sięgnę po kolejne tomy.
Astrid Lindgren "Madika z Czerwcowego Wzgórza". Jeśli pamiętacie "Dzieci z Bullerbyn" - sielskie i wesołe, to Madika jest zupełnie inną historią. Nie zrozumcie mnie źle, znajdziecie tu humor, ale to dość surowa powieść o dziewczynce, która jest dość samodzielna i jak to się mówi w moich stronach, puszczona samopas (dzisiaj coś takiego by chyba nie uszło). W usta małych bohaterów autorka włożyła nieco uproszczone, ale jednak słowa dorosłych. Pokazała dziecięce spojrzenie, ale moim zdaniem przefiltrowane przez to, jak dorosłym wydaje się, że dzieci widzą świat. Madika to całkiem sympatyczna lektura o niepokornej córce inteligentów, która popada w różne tarapaty, obserwuje nierówności społeczne, żałuje tych, którzy są w gorszej sytuacji i ma 100 pomysłów na minutę, które można spokojnie skwitować słowami jej siostry "Madika, ty masz niedobrze w głowie".
Marie Aubert "Dorośli". Zdecydowanie nie należę do fanki tej powieści i raczej minie dużo czasu nim dam autorce kolejną szansę. Zirytowała mnie niedojrzała bohaterka, która za brak pewności siebie i deficyty czułości/miłości wini wszystkich dokoła. Co więcej uważa, że przez to ma prawo żyć, krzywdząc innych i uważając, np. że uwiedzenie czyjegoś męża to problem zdradzanej żony. Początkowo wierzyłam jej i było mi żal, że zawsze była tą drugą. Gorszą, odstawioną na boczny tor. Po kolejnych zwierzeniach i czynach moja sympatia topniała coraz bardziej. Ida w moich oczach stawała się wyrachowaną egoistką, zaborczą, nieprzyjemną i wiecznie sytuującą się w roli ofiary. Ostatecznie okazała się niezwykle antypatyczną postacią, a sama fabuła wydmuszką.
Luty był zdecydowanie lepszy czytelniczo.
"Dekalog księdza Jana Kaczkowskiego" to właśnie tę książkę przeczytałam w lutym jako pierwszą. Ci, którzy są na Spacerze od dłuższego czasu, wiedzą, że bardzo cenię sobie ks. Jana i żałuję, że nie ma Go już wśród nas. Co jakiś czas pojawiają się kolejne publikacje związane z tym kapłanem. Staram się po nie sięgać. Tak było i tym razem. Przejście dekalogu z ks. Kaczkowskim dało mi mocno do myślenia.
Maria Paszyńska "Kochanka nazistów". W lutym prowadziłam spotkanie autorskie z Marią Paszyńską, dlatego sięgnęłam po tytuły, których jeszcze nie zdążyłam przeczytać, w tym po najnowszą powieść pisarki. Tytuł okazał się ciężki ze względu na mało etyczne działanie w konspiracji i stosunek do tych, którzy poświęcili się całkowicie, by walczyć za ojczyznę. Wstrząsająca, smutna, ale niezwykle ważna, tak określiłabym "Kochankę nazistów". Pełną wersję recenzji znajdziecie TUTAJ.
Maria Paszyńska "Niechciane dziedzictwo". To zupełnie inna odsłona pisarki. Opowieść o rodzie Jagiellonów, tu skupiona na synach Władysława Jagiełły - czyli Władysławie Warneńczyku oraz Kazimierzu Jagiellończyku ma dość baśniowy charakter. Nie brak intryg, zakulisowych posunięć. Wierzcie mi, wcale nie jest dobrze być synem władcy. Wkręciłam się w tę historię i z niecierpliwością czekam na kolejny tom.
Maria Paszyńska "Wszystko dla Emilii". To najmniej historyczna powieść autorki. Poza dawką wiedzy o polskim zabawkarstwie jest to po prostu historia miłosna. To świetny tytuł, by uświadomić sobie, jak kruchy jest związek i jak bardzo trzeba o niego dbać. Na przykładzie Jakuba i Emilii doskonale widać również różnice w postrzeganiu świata przez płcie. Urzekła mnie historia o tym, jak wiele można wybaczyć, jak bardzo można walczyć o uczucie i czego można szukać w ramionach innego człowieka.
Sandra Scholz "Czas na języki". Kupiłam tę książkę już jakiś czas temu i w końcu wzięłam się za lekturę. Od czasu do czasu wracam do niej myślami i nie wiem, czy jestem bardziej na tak czy bardziej na nie. Trzeba uczciwie powiedzieć, że metoda nauki języka obcego, którą proponuje autorka jest diametralnie różna od tego, co znam ze szkoły. Osłuchanie się, uczenie pisania tekstów od zera i sprawdzanie poszczególnych zagadnień gramatycznych, a potem przepisywanie tych tekstów, korygowanie ich, zapisywanie innymi słowami. Brzmi to nieco kosmicznie, ale chyba nie będę w stanie rzetelnie ocenić tej pozycji dopóki sama na własnej skórze nie przetestuję polecanej metody. Wydaje mi się jednak, że nie jest to droga dla każdego.
Robert Małecki "Żałobnica". Pamiętam, że dużo się mówiło o tym tytule. Słuchałam go w audio w dość szybkim tempie. Doceniam zwodzenie czytelnika, od początku bowiem Anna, która jest w żałobie po śmierci męża i pasierbicy, wydaje się mocno podejrzana. Kolejne jej posunięcia tylko zagęszczają atmosferę. Nie wiadomo czy ktoś chce obarczyć ją winą, czy faktycznie to ona doprowadziła do tragedii. Kiedy na jaw wychodzą kolejne tajemnice z przeszłości bohaterki robi się jeszcze ciekawiej. Powiem krótko, to co zrobił w tej powieści Robert Małecki jest naprawdę pokazaniem kunsztu pisarskiego.
Taylor Jenkins Reid "Jedyne prawdziwe miłości". Wyobraźcie sobie, że po długim okresie żałoby zaczynacie budować życie od nowa. Zmieniły się wasze nawyki, upodobania, powoli oddychacie coraz głębiej i dajecie sobie szansę na kolejne uczucie. Gdy idziecie o krok dalej i znów chcecie stworzyć z kimś rodzinę, dzwoni telefon. Po drugiej stronie odzywa się zaś głos zza grobu. Nie, to nie scenariusz horroru, ale opowieść o cudownym odnalezieniu męża. Co w takiej sytuacji można zrobić? Trwać przy boku nowego ukochanego czy wrócić do męża, który nie jest już tym, kim był kilka lat temu. Przed takim wyzwaniem staje Emma. "Jedyne prawdziwe miłości" czytało się całkiem dobrze. Autorka zawsze potrafi wciągnąć mnie w swoje fabuły, ale zabrakło mi stylu i polotu z jej późniejszych powieści. Pełna recenzja do przeczytania TUTAJ.
Riley Sager "Tylko ona została". Sama nie wiem, dlaczego sięgam po kolejne powieści Sagera, skoro od "Wróć przed zmrokiem" jest tylko równia pochyła. Z książki na książkę autor coraz bardziej mnie rozczarowuje. Trochę pomogło to, że wersja audio, którą słuchałam miała dobrą lektorkę. Nie uratowało to jednak fabuły. Jak zwykle zaczyna się ciekawie - po zawieszeniu Kit szuka pracy a jedyną dostępna dla niej ofertą okazuje się opieka nad mieszkanką domu, która została oskarżona o zabójstwo całej rodziny. Lenora to miejscowa legenda i straszak na dzieci, ale Kit też nie jest święta, ma swoją tajemnicę, którą postanawia się podzielić z podopieczną. Ta rewanżuje się jej opowieścią o wydarzeniach sprzed lat. Historia jak to u Sagera komplikuje się coraz bardziej. Pojawiają się kolejne wątpliwości, niepokojące wydarzenia, plot twisty. Jest tego jednak za dużo i w końcu dochodzimy do skraju absurdu rodem z filmów zabili go i uciekł.
A jak Wasz początek roku?
Super wpis i myślę, że będę do Ciebie często wpadać :) Zapraszam też do mnie :) Omówiłam ciekawy temat - borowina - czarne złoto
OdpowiedzUsuń