Anna Chaber "Jesień w kolorze syropu klonowego" - recenzja

 


Potrzebowałam jesiennego klimatu. Zmęczona upałem, wyglądałam chłodnych ranków i wieczorów, złocących się na drzewach liści, dyni, z której ugotuję pyszną zupę, wrzosów. Jestem całym sercem jesieniarą i kocham tę porę roku. Do szczęścia brakowało mi tylko typowo jesiennej książki.

"- Wiesz, widziałam już kilkoro znajomych, którzy próbowali przekuć swoje hobby w działalność zawodową i przez to kompletnie stracili do tego serce. Nie wszystko, co robimy, musi być przydatne. Czasem dobrze robić coś po prostu dlatego, że sprawia nam przyjemność." - s. 202

Kiedy piszę te słowa za oknem pada deszcz. W pokoju pali się herbaciana świeczka. To idealny klimat, do tego, by opowiedzieć Wam o tej historii. 

Uciekająca dama w opałach

Dla kogoś, kto ma wszystko skrupulatnie zaplanowane, nie wie co to prawdziwy bałagan, a jego życie doskonale można wyczytać z planera niemal co do minuty, spontaniczny wyjazd na drugi kontynent, może oznaczać tylko jedno..., ucieczkę. Lena nie dowierza, w to co zrobiła, a jednak. Po raz pierwszy znajduje się w państwie, w którym się urodziła. Ku zdziwieniu jesienna Kanada wita ją chłodem, którego się nie spodziewała. Podobnie jak tego, że będzie opuszczać kraj w popłochu. I tu już możecie zacząć snuć przypuszczenia, dlaczego tak się stało. 

Dość powiedzieć, że wskazówek jest niemało i nie będziecie mieli trudności z prawidłowym wyborem odpowiedzi. Porzucenie swojej firmy, oczka w głowie bohaterki, kompletne oderwanie się od znanej i skrupulatnie przemyślanej codzienności, do tego strach przed odebraniem telefonu, czy zaglądaniem do social mediów. W takich okolicznościach ciężko o wyluzowanie i zwiedzanie Kraju Klonowego Liścia. Lena jednak mimo wszystko postanawia zdystansować się myśli od ponurych rozważań i skorzystać z gościny u ciotki, najlepiej jak to możliwe. Nie przewidzi jednak spotkania z niedźwiedziem, od którego jej kanadyjska rzeczywistość wywróci się do góry nogami. 

Tak zaczyna się historia znajomości z jednym z najbardziej rozpoznawalnych dziennikarzy w Kanadzie. Mężczyzna o oczach koloru syropu klonowego nieźle namiesza bohaterce w głowie. Będzie nie tylko turystycznie, ale pracowicie, emocjonująco oraz poważnie. Jonathan bowiem pracuje nad tekstem, który do łatwych nie należy. Choć wielokrotnie pokazywał, że łatwe tematy nie zaprzątają jego myśli. Czy jednak zainteresuje go zorganizowana, rudowłosa Polka? Jak spotkanie tej dwójki wpłynie na ich dalsze losy?

Wyprawa o klonowym posmaku

Jak tylko usłyszałam Kanada, jesień, syrop klonowy - nie potrzebowałam niczego więcej. I muszę przyznać, że jesieni jest w powieści naprawdę dużo. Są typowe dla tej pory roku napoje (aż nabrałam ochoty na dyniową latte), ciasta (nawet z bekonem i syropem klonowym - swoją drogą, spróbowałabym), jest deszcz, chłód, ale i piękne dni, kiedy można podziwiać "płonące", jak to się w moich stronach mówi, drzewa. Czuć ciepło kominka, wiatr we włosach, tę niespieszną aurę pogrążającego się w letargu świata. 

Znajdziecie tu wycieczkę nad wodospad, jarmark, przechadzki po większych i mniejszych atrakcjach turystycznych, ba nawet Święto Dziękczynienia. Jest ciepło życzliwych ludzi i szukanie ukojenia po trudnych chwilach. Nie zabraknie także rodzącego się uczucia. A wszystko to na tle klimatycznej, bajecznie kolorowej i aromatycznej przysmakami jesieni.

"Jesień w kolorze syropu klonowego" - moja opinia

Anna Chaber zdecydowanie potrafi pisać dla jesieniar. Nie brak tu całego niezbędnika, który towarzyszy miłośniczkom tej pory roku. Są wyraziste kolory, wędrówki, typowa dla tej pory roku kuchnia. Jest uczucie i problemy. Zwykłe, choć nie tak do końca życie, które otula magia małych przyjemności. 

Żeby jednak nie było tak cukierkowo, pisarka wplata wątek problemów bohaterki. Odnajdziecie zatem radzenie sobie z konsekwencjami nierozważnych czynów, zdradę, podstęp, kłamstwo. Przekonacie się, że nie ma miejsc i ludzi bez skazy. Przeczytacie o rodzinnych niesnaskach, ale i wielkich krzywdach. Przez chwilę nawet zastanawiałam się, czy pewien bardzo poważny temat, który pojawia się na kartach, jest odpowiedni dla powieści obyczajowej. Czy nie gryzie się z innymi, lekkimi fragmentami, ale być może właśnie dzięki tej lżejszej części, sięgniecie do źródeł i poszerzycie wiedzę na ten temat. 

Czytając "Jesień w kolorze syropu klonowego" dobrze się bawiłam. Powieść była nieco przewidywalna, bo nietrudno się domyśleć, co skłoniło Lenę do wyjazdu, jak ta sprawa się zakończy, ani co jest tajemniczym tematem książki Jonathana. Trochę za dużo było jak dla mnie pisania o kolorze oczu bohatera i bohaterki (jej kreskach także) oraz tym, że od słodkości można nabawić się cukrzycy (owszem, można ale wątpię czy tak szybko, chyba że macie już problemy z cukrem i wagą). Zamiast tego wolałabym nieco więcej Kanady. Trochę zgrzytały mi również obcojęzyczne wstawki, które w większości były po prostu zbędne, bo można spokojnie napisać to po polsku. Polubiłam jednak bohaterów i wybaczam im te niedociągnięcia. Dostałam to, czego chciałam najbardziej - jesienny klimat, lekką powieść, przy której się odprężyłam i usatysfakcjonowana mogę sobie teraz pomarzyć o syropie klonowym. 

Anna Chaber, Jesień w kolorze syropu klonowego, wyd. Czwarta Strona, Poznań 2023. 




Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona. 

Post powstał we współpracy reklamowej (barter) z Wydawnictwem Czwarta Strona.  

Komentarze