Toni Hill "Szkoła aniołów" - recenzja

 


Gotycki gmach budynku z imponującymi figurami aniołów. Rozciągająca się dookoła zieleń. Spokój oddalonego od miasteczka miejsca. Monumentalny za dnia, lekko przyprawiający o ciarki nocą, bo przecież w takich miejscach dzieją się historie o niepokojącym przebiegu.

"- Nie tylko ludzkie grzechy postarzają. proszę księdza. Groza wydarzeń również. - Nie wiedział, dlaczego wybrał to właśnie słowo, ale jego rozmówca uchwycił się go. 

- Ma pan rację, doktorze. Groza ma na nas większy wpływ niż jakakolwiek fizyczna dolegliwość, ponieważ obezwładnia duszę. Stopniowo niszczy ją i w końcu osłabia ciało. Staje się ono niczym więcej niż cielesną powłoką, łatwo się psującą, śmiertelną. Przeznaczeniem duszy natomiast jest przeżyć, mimo że jest wyniszczona i poraniona." - s. 177

O tym domu i grozie chcę Wam dziś opowiedzieć. O historii mocno skomplikowanej, podszytej dreszczykiem niepokoju, klimatycznej.

Opowieść o aniołach

Jeden budynek skrywający tak wiele tajemnic i ludzie, którzy nie spoczną dopóki ich nie wyjaśnią. Wszystko zaczyna się od prywatnej szkoły, w której bogate panny kształcone są według nowych i niestandardowych ówcześnie metod. Dyrektorka oraz grono pedagogiczne chcą, by uczennice były wszechstronnie wykształcone i nie poprzestawały jedynie na dobrym małżeństwie, ale angażowały się w życie społeczne, zdobywały wiedzę i zmieniały świat.

Dziewczęta z najstarszej klasy wydają się gotowe, by spełnić pokładane w nich nadzieję, jednak ostatni rok pobytu w Szkole Aniołów przynosi sporo zmian. Dyrektor Agueada staje się coraz bardziej lękliwa i zestresowana w związku z odejściem pupilek, a sytuację komplikuje jeszcze nowa uczennica podrzucona niczym kukułcze jajo. Dziewczyna, o której poprzednia szkoła pisze w samych superlatywach wydaje się nad wyraz słodka i smutna, jednak pod maską idealnej panienki skrywa się przerażająca prawda. Choroba jej współlokatorki, niepokojące zachowanie oraz tajemnica, którą odkrywa przełożona szkoły to zaledwie preludium do tragedii.

Lata później w dawnej Szkole Aniołów funkcjonuje szpital dla osób z chorymi duszami. Trafiają tam osoby, które nie wymagają stałego nadzoru a ich stan pozwala na funkcjonowanie z innymi pacjentami. Ośrodek szczyci się nowoczesnym podejściem, choć jak zauważa sam dyrektor, nie jest bez wad. To właśnie w nim rozpoczyna pracę młody psychiatra, były żołnierz, który odniósł rany na froncie i był świadkiem śmierci i odczłowieczenia przyjaciół. Z coraz większym zainteresowaniem przygląda się przypadkowi pewnego malarza pogrążającego się w obłędzie. Prowadzi również rozmowy z duchownym, byłym opiekunem osób skazywanych na śmierć. Jego pacjentów łączy przeszłość tajemniczego budynku.

Gdy okazuje się, że obiekt uczuć Frederica Mayola to była uczennica Szkoły Aniołów bohater stara się ją naprowadzić na rozmowę, która może nieco rozjaśnić zagmatwaną sprawę pacjentów. Blanca mimo ekscentrycznego zachowania, życia po swojemu i otwartości, nie chce wspominać o wydarzeniach sprzed lat. Kolejne wypadki tylko utwierdzają ją w tym przekonaniu. Mimo usilnych starań lekarz błądzi po omacku, a spowite milczeniem losy bohaterów historii dążą ku tragicznemu końcowi. Czy Mayolowi uda się zdążyć i odkryć prawdę nim stanie się najgorsze? Co kryje się za dziennikiem dyrektorki i wydarzeniami mu współczesnymi?

„Szkoła aniołów” – moja opinia

Sięgając po dzieło Toniego Hilla miałam nadzieję na grozę w dawnym klimacie. Taką, która towarzyszyła mi przy filmie „Inni”. Odczuwalną, niemal namacalną, ale w ostatecznym rozrachunku nieuchwytną. I to się autorowi udało. Jest stara szkoła z lekko niepokojącymi rzeźbami, są młode niewinne uczennice, dziwne wydarzenia przybierające na sile. Jest dziewczynka niepokojąca i odpychająca równocześnie. Nie brak sekretów, niedomówień, niejasności. Mgła tajemnicy spowija również opowieść ojca Robiego, dziennik Agueady, chorobę pewnego malarza i wydarzenia, które bezpośrednio dotykają doktora.  

Nie wiadomo, co jest prawdą, co rojeniem chorego umysłu, a co działaniem sił nadprzyrodzonych, jeśli takowe istnieją. Ale wiele rzeczy w tej historii wymyka się logicznemu rozumowaniu, a kunsztownie skonstruowana otoczka tylko dodaje wydarzeniom smaczku. Jest mrocznie, groźnie, z nutą paranormalności, czyli tak jak powinno być. Do tego historia jest mocno skomplikowana i jej rozwikłanie zajmuje trochę czasu.

Bohaterowie przyciągają uwagę. Niektórzy z nich mocno mnie ciekawili, szczególnie ojciec Robie, panna Agueada, Blanka. Intryga i zagadka są dobrze poprowadzone i angażujące. Samo prowadzenie narracji z różnych punktów i na różnych płaszczyznach czasowych było dobrym posunięciem. Skupianie się na szczegółach i przedmiotach również dodało powieści charakteru. Językowo i stylistycznie autor także dobrze sobie radzi. Jednak „Szkoła aniołów” pomimo wszystkich zalet, odwołania się do literatury (jeśli nie lubicie spoilerów, a nie czytaliście „Dziwnych losów Jane Eyer” to proponuję poczekać z lekturą), coś zazgrzytało mi w tej historii, zwłaszcza pod koniec. Przez długi czas byłam zwodzona, jednak w końcu domyśliłam się rozwiązania, jak dla mnie niesatysfakcjonującego. Ukoronowanie tej historii drugim winnym było niemiłym przegięciem. Rozumiem, ale przy naprawdę przemyślanej i wykreowanej z pieczołowitością fabule, zakończenie typu Deus ex machina, powaliło mnie i to w niemiły sposób.

Polecam dla klimatu, ale wiedzcie, że naprawdę dobrze jest do momentu. Potem to kolejna powieść, która uwodzi, ale nie dociąga do końca. A szkoda, zwłaszcza, że problemy ze zwieńczeniem dzieła ma coraz więcej autorów.

Toni Hill, Szkoła aniołów, tłum. Elżbieta Rzewuska, wyd. Albatros, Warszawa 2023.

Komentarze