Paulina Molicka "Księgarenka na Miłosnej" - recenzja
Gdy dowiedziałam się, że Paulina
napisała książkę, wiedziałam, że chcę ją przeczytać. Byłam ciekawa, co
koleżanka po studenckim fachu (w końcu kończyłyśmy ten sam kierunek, na tym
samym uniwersytecie, choć w różnym czasie) pokazała w swoim debiucie.
" - A ty jesteś przewodnikiem. - Pogrążeni w rozmowie, stykając się ramionami, patrzyli przed siebie, jakby chcieli zza horyzontu wyczytać, to co przed nimi w nadchodzącej codzienności.
- Raczej cichą towarzyszką. Oni nie potrzebują przewodnika. Uważam, że przewodnikiem każdego z nas powinno być serce, a drogowskazami serce i szacunek."
Długo myślałam, co napisać Wam o
tej powieści. Przegryzałam się z tekstem powoli. Trochę dlatego, że miałam dużo
lektur, które musiałam przeczytać, trochę z tego powodu, że traktowałam ten
tytuł jako odskocznię od cięższych gatunkowo lektur.
Świat małych rzeczy
Księgarenka na Miłosnej to miejsce, w których chyba każdy mól książkowy chciałby się znaleźć. Dobra literatura, wygodne poduchy, miejsce do poczytania, kawa, herbata i sympatyczna obsługa, która nie tylko doradzi, ale i pozwoli zachwycać się książkami, ile tylko dusza zapragnie. Nadchodzi jednak czas wielkich zmian, które przerażają przywykłą do ustabilizowanego trybu życia Aleksandrę. Mimo zapewnień o niezagrożonej posadzie, dziewczyna czuje się nad wyraz niespokojnie.
Okazuje się jednak, że nowa
właścicielka – Aniela jest taka, jak sugeruje jej imię. Od razu podbija serce
pracownicy i oferuje jej wyjazd nad morze. Ma
także bardzo przystojnego wnuka, który wpada Aleksandrze w oko. Pewien
biszkoptowy labrador ma jednak swoje plany i dziwnym trafem pojawia się ciągle
w pobliżu Oli, a z nim jego właściciel, sympatyczny lekarz.
Do tego najlepsza przyjaciółka
bohaterki, jej przyszywana siostra, zakochuje się. Szalone uczucie prowadzi do
wielkiej aukcji fotografii, która ma pomóc niepełnosprawnym dzieciom, a przy
okazji edukować. W okolicy pojawia się także dystyngowany, starszy pan, który
często odwiedza Aleksandrę, udzielając jej mądrych życiowych lekcji.
Pierwsze kroki
Debiut wiele mówi o autorze, ale
nie przesądza sprawy. Są pisarze, którzy z książki na książkę rozwijają się
niczym kwiaty, są też tacy, którzy nie potrafią przeskoczyć poprzeczki, którą
sobie postawili. W przypadku autorki doskonale widać, że książka jest bardzo
jej. To nie wymyślona fabuła, która ma się sprzedać. Paulina Molicka zawarła w
niej to, co dla niej ważne. Każdy, kto śledzi jej bloga i social media wie, że
Powstanie Warszawskie, los Powstańców a także osób niepełnosprawnych są dla
niej ogromnie ważne. Podobnie jak literatura i ulubione autorki.
Ogromny szacunek za pisanie o niepełnosprawności, jej różnym spektrum, a także zwykłym życiu
osób, które jej doświadczyły, i ich rodzin. Wzruszyło mnie czytanie o tym, że
mamy niepełnosprawnych dzieci to nie zaniedbane, zmęczone życiem kobiety, ale
osoby, które lubią dobrze wyglądać, umalować się, wyjść gdzieś, by odsapnąć i
to powinniśmy im umożliwiać. Bardzo mało się o tym pisze, szczególnie w
literaturze, więc tym bardziej doceniam ten wątek.
Podobała mi się także pogodna
atmosfera powieści, nadmorski wątek oraz perełki zawarte na stronach.
„Księgarenka na Miłosnej” jest troszkę pluszowa, ale znajdziecie na jej
stronach i dylematy. Po prostu jestem odbiorcą trochę innych fabuł, więc to
jakoś rzuciło mi się w oczy. Bohaterki, bo to raczej one wybijają się na kartach powieści, dają się lubić. Szczególnie spodobała mi się żywiołowa i lekko postrzelona Zosia. Z sympatią myślę także o Aleksandrze i Anieli. Tajemniczy Starszy Pan również był
mocnym punktem powieści, choć domyśliłam się bardzo szybko kim jest i w jaką
stronę zmierza historia.
Co nie zagrało
Ksiądz Kaczkowski powiedział
kiedyś, że chorzy nie potrzebują klepania po plecach i mówienia, będzie dobrze,
ale miłości i obecności. Staram się kierować zatem jego zasadą – mówić o tym,
co potrzebne jest danej osobie, a zatem tu debiutującej pisarce. Zdaje sobie
sprawę, że część osób może odebrać moje słowa bardzo negatywnie, ale wierzcie mi, bardzo lubię Paulinę. Oddzielam jednak pisarza od jego dzieła,
dlatego też piszę o tym, co nie zagrało mi w powieści.
Trochę zabrakło mi dobrej
redakcji. Przez bardzo długi czas nie byłam w stanie zapamiętać imienia głównej
bohaterki, bo dużo częściej pada jej nazwisko. Rozumiem wprowadzenie postaci
Janka, ale czuję, że jest mocno niewykorzystana i epizodyczna. Stworzona na
potrzebę małego zamieszania. Historia jest też dość przewidywalna, ale to drobne
błędy nowicjuszy.
Jest jednak jedna rzecz, której
powieści absolutnie nie mogę wybaczyć. I tu UWAGA!, będą spoilery! Chodzi mi o
rozmowę Aleksandry z Filipem. Rozumiem, jaki zabieg wykorzystała autorka,
jednak to nie zmienia postaci rzeczy. Ze skąpych informacji, jakie otrzymuje
bohaterka, wniosek nasuwa się jeden. I co robi Aleksandra? Zachowuje się nad
wyraz odpowiedzialnie i dojrzale. W nieco udramatyzowanej formie, ale
przełykając smutek, żal i ból mówi ukochanemu, że nic z tego nie będzie, jeśli
nie zamknie sprawy z przeszłości, i odchodzi. I ja to rozumiem. Bo, jeśli
mężczyzna zachowuje się jak oburzona na cały świat 13-latka, która wkurzona
wychodzi, mówiąc tylko, że coś jest złe, to nie ma pola do dyskusji. Wtedy, jak
postąpiła Ola, trzeba człowiekowi dać czas do namysłu, przepracowania emocji i
ochłonięcia. Więc nieco chaotycznie, ale klarownie przedstawia swoje
oczekiwania, bo sytuacja wygląda tak a nie inaczej. Bo ona nie chce rezygnować
z jednej ważnej osoby na rzecz drugiej. Bo nie da się budować w połowie. On, chcąc z nią
być, musi zamknąć pewne sprawy. Filip zaś nie robi nic i słucha plotek. Nie pyta o pewną sytuację. Czeka, a nawet unika konfrontacji. Jest nad wyraz niedojrzały, choć o zabawę
ludźmi posądza innych.
I teraz mój największy zarzut! Najpierw bohaterka urządza sobie coś, co nazwałabym seansem samobiczowania (skąd my to znamy), czyli bierze całą winę (której nie ma) na siebie i wyrzuca sobie, że wszystko zawaliła. Inni także wytykają jej, że jest uparta i nie da mu niczego wyjaśnić. Utwierdzają ją w czymś, co powtarzam, absolutnie nie jest jej winą. Jestem w stanie zrozumieć, że stronę wnuka bierze babcia, bo tak jest, ale najlepsza przyjaciółka, ba nawet siostra Zosi? Wszyscy absolutnie zwalają to na nią. To tak stereotypowe i krzywdzące, że żal mi Aleksandry jak diabli. Bo to myślenie – kobieta sobie coś wymyśliła i nie dała mu dojść do słowa. Biedny on, zła ona. Jeśli jednak patrzy się obiektywnie Aleksandra z zachowania i strzępków informacji wyciągnęła wnioski, które każdy by wysnuł. Powiedziała głośno i wyraźnie czego oczekuje, dała czas i przestrzeń na to, by Filip zachował się jak facet i co? Dostała po głowie od każdego i jeszcze sama sobie dołożyła. I to mnie w tej książce boli, że odpowiedzialność i jasne stawianie granic kończy się tym, że ona przeprasza i ona jest głównym winowajcą. Ja wiem, że są kobiety, które absolutnie wszystko biorą na siebie, ale gdzie w tym przyjaciółki? To nie chodzi o trzymanie czyjejś strony, tylko o chłodne i rzeczowe spojrzenie na sprawę, które pozwala wysnuć logiczne wnioski. W tym przypadku wszyscy zawiedli.
„Księgarenka na Miłosnej” – moja opinia
Jak wspomniałam „Księgarenka na Miłosnej” to prosta i lekko słodka powieść. Książka zostanie w mojej pamięci, bo wywołała dużo emocji. Z jednej strony to klimatyczna fabuła z sympatycznymi bohaterkami, która porusza ważne treści. Powtarzam - doceniam temat niepełnosprawności, dawania drugich szans, cichych aniołów i zmagania się z życiem. Wychodzenia ze skorupy, choć okupione to jest trudem, strachem, stresem.
Z drugiej jest kilka małych,
łatwych do wyeliminowania potknięć, o których wspominałam i ten jeden większy
szkopuł, psujący mi lekturę. Może Was nie zaboli on tak jak mnie,
może nawet nie zwrócicie na niego uwagi, bo nie spotkałam się jeszcze z
wyartykułowaniem go w żadnym ze spotkań, które mogłam przesłuchać.
Wierzę, że Paulina Molicka z książki na książkę będzie się rozwijała i
zarażała ludzi swoim optymizmem i dobrem. I tego jej życzę. Tymczasem pozostaję
gdzieś pomiędzy, doceniając to, co dobre i artykułując rzeczy warte przemyślenia.
Interesująca książka. Przyjrzę się twórczości autorki i może znajdę więcej tytułów dla siebie. Ja pewnie też zwróciłabym uwagę na tę sytuację, bo strasznie mnie coś takiego drażni zarówno w życiu jak i w książkach. Chociaż pewnie bardziej oburzyłoby mnie, jak podłe potrafią być kobiety dla siebie nawzajem i jak bardzo jest w nich zakorzeniony patriarchat, niż to że zachowały się nielogicznie. Bo ludzie zachowują się nielogicznie i czasami zupełnie nieracjonalnie.
OdpowiedzUsuń"Księgarenka na Miłosnej" to debiut Pauliny i póki co jedyna jej książka, ale mam nadzieję, że niedługo to się zmieni. Tak, czasami reagujemy bardzo stereotypowo i nieracjonalnie. Warto zwracać uwagę na takie sytuacje w książkach, bo one mają szansę kreować debatę i zmieniać nasze spojrzenie na świat. Sprawiać, by czytelnicy mieli okazję nieco inaczej spoglądać na rzeczywistość.
Usuń