Podsumowanie marca 2023
Zaczynam myśleć, że ten rok upłynie mi pod znakiem "ciągle praca". Zazwyczaj zwalniam początkiem lutego, ale jakoś nie teraz. Wszystko nakłada się na siebie ostatnio i poświęcam więcej prywatnego czasu na literackie przygotowanie do recenzowania bibliotecznych lektur i inne rzeczy. Trochę brak mi wolności spontanicznej lektury. Tego, że mogę przerzucać tytuły w jaki sposób chcę.
Przygotowuję się do Świąt i właśnie zaczynam mój nieco inny harmonogram. Jestem trochę do przodu z czytaniem recenzenckim, więc zwalniam. Wybieram sobie lekkie, wiosenne lektury i delektuję się każdym słowem. Powoli, spokojnie, klimatycznie. A tymczasem do rzeczy! Oto, co udało mi się przeczytać w lutym:
- Miesiąc rozpoczęłam od audiobooka Janiny Bąk "Statystycznie rzecz biorąc, czyli ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla?". I powiem Wam, że to była jazda bez trzymanki. Ja kompletnie nie ogarniam statystyki i w życiu bym nie powiedziała, że jest ciekawa, a jednak zaśmiewałam się przy tej książce i bardzo dobrze bawiłam. Bardzo doceniam również Ewę Abart, która genialnie czytała!
- Potem sięgnęłam po debiut Aleksandry Śmigielskiej czyli "Oszustkę". Zaintrygował mnie opis i miałam duże oczekiwania wobec tej powieści. Podobało mi się i po części zgadzam się, że to dobra pierwsza książka, choć zakończenie mogłoby dawać więcej satysfakcji. Szybciej niż powinnam domyśliłam się, kto jest tu głównym czarnym charakterem. Jeśli zamknięcie historii jest polem do kontynuacji to rozumiem, ale jeśli nie, odnoszę wrażenie, że dość mocne wydarzenia pozostają lekko bez komentarza. Tekst o tym kryminale pojawi się na blogu, więc tam napiszę więcej.
- Kolejna lektura była kompletną zmianą klimatu. Po raz pierwszy sięgnęłam po powieść zachwalanej mi Edyty Świętek. Wybór padł na najnowszą książkę "Sekrety kobiecych dusz" czyli pierwszy tom Sagi Krynickiej. Jak pisałam w recenzji (TUTAJ) jest dużo rzeczy, które mi się podobały, bohaterów których polubiłam, doceniam styl i język oraz odmalowanie Krynicy. Są jednak panowie i panie niemiłosiernie mnie denerwujący i frustracja tym, że bohaterowie nie potrafili użyć słowa "dziecko". Pomimo kilku mankamentów lekturę zaliczam na plus i czekam na kontynuację.
- Przygotowując się do kolejnego numeru "Fiszki" sięgnęłam po thriller, który ciekawił mnie od dawna. "Siedem lat ciemności" Jeong You Jeong mocno mnie zadziwił. Wiedziałam, że nie będzie taki jak europejskie i amerykańskie thrillery. Literatura azjatycka jest zupełnie inna, niespieszna i tak było i tu. Powieści nie można odmówić zaskakującej akcji, ale większy nacisk jest położony na psychikę bohaterów. Powolne odsłanianie zła, szukanie jego źródła, coraz bardziej osaczającą bohaterów i czytelnika ciemność. To powolne dochodzenie do prawdy, która jest niewygodna, z którą trzeba się zmierzyć, by wyjść z tytułowej ciemności. A wszystko przez wypaczone lub słabe charaktery. Popełnione błędy, ciche przyzwolenie na agresję, egoizm.
- Ponieważ w tym miesiącu prowadziłam zajęcia dla dzieci, czytałam kilka książek, na podstawie których tworzyłam konspekty spotkań. Sięgnęłam po trzy historie ilustrowane obrazami Józefa Wilkonia. Opowiadające o inności "Ruda" i "Wilczek" oraz opartą o biblijną historię "Arkę Noego". Przeczytałam również kolejną książkę Marii Isabel Sanchez Vegary "Pablo Picasso", bo właśnie tym artystą zajmowaliśmy się na warsztatach. W końcu zaś poznałam "Historię kolorów" Clive'a Gifford'a, która niestety wydała mi się za cienka, bo chętnie dowiedziałabym się więcej o barwach, ale wiem że jest lektura bardziej rozbudowana, dla starszych czytelników, po którą mam nadzieję niedługo sięgnąć.
- Książką, która mocno mną wstrząsnęła był "Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie" Anny Mierzyńskiej. Dowiedziałam się z niej wielu ciekawych rzeczy. Zrozumiałam ten dziwny szturm na Kapitol, który wydawał mi się groteskowy i całkiem odrealniony. Przeczytałam o destrukcyjnej społeczności Q-Anon rozbijającej rodziny, więzi, relacje. Poszerzyłam swoją wiedzę o wycieku maili naszych polityków, zakrojonej akcji dezinformacyjnej Rosji czy prowokacjach antyszczepionkowców odwołujących się do holokaustu. Z niepokojem zrozumiałam, jak rzadko weryfikujemy informacje i jak łatwo dajemy sobą manipulować. Zdecydowanie nie jest to książka bez wad i nie zgadzam się z wszystkim, co w niej jest, ale daje do myślenia.
- To byłaby naprawdę wyjątkowa lektura, gdyby nie słabe zakończenie i jeszcze słabsze posłowie. One zaważyły o tym, że "Ennę i Towarzystwo Szmaragdowego Atramentu" Kristen Perrin oceniłam niżej niż początkowo chciałam. Fabuła jest prosta i wciągająca. Córka właścicielki księgarni z bardzo bujną wyobraźnią dostaje pewnego dnia magiczne zaproszenie. Jeśli przejdzie postawione przed nią zadania, zostanie członkiem tajemniczego stowarzyszenia, które nie tylko zmienia książki, ale za ich pomocą rzeczywistość. Była akcja, cytaty z lektur, dobry pomysł. Jednak zakończenie pozostawia wiele do życzenia, a stwierdzenie, że niektórych książek nie warto przytaczać, a wręcz według autorki należy je pomijać, po prostu rozłożyło mnie na łopatki. Więcej o Ennie niebawem.
- Najpiękniejsza książka marca, o której będę często myślała. Już przy "Ukochanym równaniu profesora" czułam, że literatura japońska jest mi niezwykle bliska, ale Sosuke Natsukawa tylko mnie w tym utwierdził. Wyobraźcie sobie nastoletniego, nieśmiałego introwertyka, którego wychowuje dziadek. Cały wolny czas chłopak spędza w rodzinnym antykwariacie i pochłania kolejne tomy. Kocha książki całym sobą i nie odmawia pomocy rudemu kotu, który pojawia się po śmierci dziadka. Wszak misja ma dotyczyć uwolnienia książek. Piękna, klimatyczna i mądra opowieść, która rozgrzewa serca. "O kocie, który ratował książki" to must read każdego mola książkowego.
- Miesiąc zakończyłam najtrudniejszą lekturą. Sięgnęłam po powieść J.M. Coetzee'go z dwóch powodów. Idealnie wpisywała się w tematykę "Fiszkową" a po drugie od dawna chciałam przeczytać coś tego autora. Najlepiej w rankingach wypadało "Czekając na barbarzyńców". Nieokreślone Imperium, placówka na jego skraju, rozważania filozoficzne, zapowiadało się naprawdę dobrze. I tu jestem w kropce. Bo zdaję sobie sprawę z siły tej książki. To opowieść, w której szuka się odpowiedzi - czym jest owo Imperium, kim są barbarzyńcy, czy faktycznie są tacy źli i niebezpieczni, jakie motywacje kierują Sędzią, co jest prawdą, a co manipulacją. I dostaje się je, ale nie takie, jakie byśmy chcieli. Nie dowiadujemy się bowiem, co tak naprawdę dzieje się w Imperium, jaką ma politykę. Mądrość tej powieści polega na tym, że to właśnie czytelnik musi wyciągnąć wnioski. Czytać między wierszami. Ja to rozumiem, ale wszystko jest tak alegoryczne, niesprecyzowane, że wywołuje lekkie rozczarowanie. Najwięcej konkretów dotyczy cielesności, dość osobliwej moim zdaniem. I przegryzam się nadal z tą książką, dociekając czy bardziej mnie oczarowała czy rozczarowała...
Nie czytałam żadnej z tych książek. Zaciekawiła mnie "Czekając na barbarzyńców", chociaż nie wiem czy dla mnie nie będzie zbyt wydumana i czy zbyt szybko nie zniecierpliwię, nie dostając tak wielu informacji.
OdpowiedzUsuńCoetzee jest ciężki, nie przeczę. Jeśli lubisz lekko dziwne i filozoficzne historie z niedopowiedzeniami, to powinien Ci się spodobać. Mnie najbardziej urzekł Natsukawa i przekonała do siebie Świętek.
OdpowiedzUsuń