Podsumowanie lutego 2023
Luty zaskoczył mnie zmienną pogodą i tym, że wcale nie zwolnił w porównaniu do stycznia. Było inaczej niż zazwyczaj, gdy po miesiącu sprawozdawczości można w końcu złapać oddech. Ale nie tym razem. Pracy miałam dużo. Były też premiery, z którymi chciałam się zapoznać. Po raz kolejny przygotowanie tekstu o wierszach zajęło mi sporo czasu. Ale czytelniczo nie narzekam. Było poetycko w najlepszym wydaniu, kryminalnie, nie zabrakło jeży. Oczywiście z okazji walentynek poczytałam o miłości, ale też odbyłam sentymentalną podróż do dzieciństwa, zresztą zobaczcie sami.
- "Domek na prerii" pamiętam z dzieciństwa, ale w wydaniu serialowym. Bardzo go lubiłam, to taki ciepły i przyjemny w odbiorze serial. W końcu postanowiłam więc sięgnąć po książkę Laury Ingalls Wilder, co wcale nie okazało się łatwe. W bibliotece znalazłam jedynie pierwszy tom, który obejmuje czas sprzed serialu. Trochę irytowało mnie nadmierne używanie zdrobnień, ale biorąc pod uwagę, że narratorką jest mała Laura, nie będę narzekać. To był ciekawy i dobry powrót do przeszłości, pokazujący jak kiedyś cieszono się z najprostszych rzeczy (jak choćby własny kubek i lizak), aczkolwiek widać wielkie różnice w podejściu do wychowania dzieci wówczas i teraz. Szkoda, że dalsze części nie są dostępne, bo chętnie przeczytałabym całą serię, ot tak z sentymentu.
- O twórczości Annie Ernaux, z którą się zapoznałam, pisałam w odrębnym poście. W lutym przeczytałam "Bliskich", którzy szczerze mówiąc nie powalili mnie na kolana. Do języka i stylu nie można się przyczepić, choć nie są dla mnie jakieś wybitne. Podczas lektury towarzyszyło mi jednak dość niekomfortowe poczucie, że wkraczam w czyjąś intymność. Trochę tak, jakbym podglądała kogoś przez okno. Autorka wpuszcza bowiem czytelnika do rodzinnych opowieści - opisuje matkę, ojca i siostrę. Odmalowuje relacje, które między nimi panowały, rolę jaką odegrali w jej życiu. Książka przypominała mi sesję u terapeuty, gdzie próbuje się wszystko uporządkować i wyrzucić z siebie. Z jednej strony doceniam, z drugiej stwierdzam, że twórczość noblistki nie jest dla mnie odkryciem, czy fenomenem i zastanawiam się, jak wypadłaby w prozie pozbawionej elementów autobiograficznych.Więcej o twórczości Anne Ernaux znajdziecie TUTAJ.
- Tę książkę poleciła mi koleżanka z pracy. I okazała się strzałem w dziesiątkę, moim największym zdziwieniem ostatnich lat i pewnie jedną z najlepszych książek tego roku. "Każdego dnia" to powieść młodzieżowa, ale tak wielowątkowa i traktująca czytelnika z takim szacunkiem, że opadła mi szczęka. David Levithan dzięki bohaterowi, który codziennie znajduje się w innym ciele, może poruszać szereg różnych problemów dotykających młodzież i dorosłych i czyni to z wielką wprawą. Nie ma tu topornego tłumaczenia, czy pokazywania, ile to młodzież musi się jeszcze nauczyć. Jest za to czerpanie z doświadczeń i mądrość, której nabrał A. I zaufanie do inteligencji czytelnika. Pokazywanie dylematów oraz walka o siebie. Wepchnęłabym tę książkę każdemu, a szczególnie wrzuciłabym ją na listę lektur szkolnych.
- O tej małej książce było bardzo głośno ze względu na tematykę, którą porusza. "Drobiazgi takie jak te" odwołują się do zdarzeń w pralniach sióstr Magdalenek, gdzie wysyłano dziewczęta, które zaszły w ciążę pozamałżeńską. Ciężkie warunki pracy, odbieranie dzieci, niechęć zakonnic wobec "upadłych" dziewczyn, a w tym wszystkim lokalny przedsiębiorca, który musi podjąć decyzję - udawać, że nic nie widział, czy działać mimo konsekwencji, które go czekają. Przyznam, że najbardziej w powieści uderzyła mnie właśnie niezwykle refleksyjna postać Bill'a, który ma jasno określone wartości i niezachwianą moralność. Drugim zaskoczeniem był język, niemal poetycki, którego kompletnie nie spodziewałam się w tej książce. Claire Keegan stworzyła małą, ale poruszającą opowieść.
- Film oglądałam niezliczoną ilość razy. Kocham muzykę, którą do niego napisano, ale sporo czasu zajęło mi, nim sięgnęłam po książkę Erica Segala i przyznam, że początkowo lekko się rozczarowałam. Film nie sprawiał wrażenia tak wyrywkowego jak ta króciutka powieść, a może opowiadanie? I choć liczyłam na nieco więcej, "Love story" ujęło mnie po raz kolejny ironią Jennifer i przemyśleniami bohaterów. Od razu po skończeniu sięgnęłam po "Opowieść Olivera". Ciekawie było patrzeć, co dalej dzieje się z bohaterem, jakie ma przemyślenia, jak buduje swój świat i co się dla niego liczy. Ta część pozwoliła mi nieco lepiej poznać Olivera, ponieważ "Love story" jest i opowieścią o nim, ale jednak z perspektywy miłości do Jenny. Co więcej, w końcu mogłam zrozumieć też relacje rodzinne Barretów.
- Miałam kilka podejść do "Kodu 93" i w końcu ostatnie zakończyło się sukcesem i docenieniem tego mrocznego kryminału. Ulice Paryża, a szczególnie jego mniej oficjalna część są mi zupełnie nieznane. Tym ciekawiej było śledzić losy dziwnych śledztw i zacieśniającej się pętli zbrodni oraz układów. Oliver Norek doskonale oddał charakter pracy policjantów, towarzyszące im trudności, wątpliwości, często balansowanie na granicy prawa i nierzadko wypalenie zawodowe. Jego znajomość tematu od podszewki na pewno pomogła powieści, choć czasem czytało mi się ciężko - musiało minąć trochę czasu nim przyswoiłam sobie wszystkie powiązania, ale książka była dobra.
- Połknęłam tę krótką powieść bardzo szybko. Nie mogłam się od niej oderwać, a jednocześnie czytanie było doświadczeniem bolesnym, denerwującym i wywołującym słuszny gniew. "Wrona" jest opowieścią o rodzinie. Takiej, w której nie ma równości. Sfrustrowana matka, która z niewiadomych przyczyn, a może jedynie dlatego że jej jedna córka nie jest ideałem, wyładowuje na niej całą złość. Nie rozumiałam, jak można krzywdzić jedno dziecko i faworyzować drugie. Zgadzać się również na to, by same córki nie miały ze sobą najlepszego kontaktu. Zabierać marzenia tej bardziej utalentowanej, bo druga jest po prostu grzeczniejsza. To, co Petra Dvorakova przedstawiła w tej krótkiej historii, było po prostu straszne. Finał zaś wbił mnie w fotel.
- Zastanawiałam się, jak będzie z "Domem po drugiej stronie jeziora". Czy stanie gdzieś obok "Wróć przed zmrokiem", który bardzo mi się podobał czy raczej powędruje w kierunku "Tylko przetrwaj noc", która była, co tu dużo mówić - słaba. I mam problem, bo w dużej mierze ta książka jest dobra. Trzyma napięcie, myli tropy, ba wstrząsa czytelnikiem po pewnym zwrocie akcji, ale... No właśnie - pal licho alkohol, który leje się tutaj strumieniami i w zasadzie każe zastanowić się, czy wątroba bohaterki powinna jeszcze w ogóle funkcjonować, ale pewien wątek, który pojawia się mniej więcej w 3/4 książki po prostu mnie rozwalił i rozłożył na łopatki. Takie deus ex machina, żeby jakoś zakończyć tę powieść. Poczułam się oszukana i zdradzona, bo umiejętnie prowadzona fabuła nagle urwała się. Wszystko posypało się jak domek z kart. Rozwiązanie sytuacji kiepskie, postanowienie bohaterki, które pryska niczym bańka mydlana dobiło mnie już całkowicie i głośno powiem tej książce - NIE. Za dużo, pewne rzeczy można przełknąć, nie czepiać się ze względu na sympatię do autora, ale serio? Riley Sager odpłynął trochę za daleko. Po raz kolejny mogę powiedzieć, audiobook sprawił, że książka nie wylądowała na liście DNF. Swoją drogą, lektorka tego tytułu ma bardzo przyjemny głos, to też uratowało sytuację pod koniec.
- Nowy lek, program ochrony zdrowia, skutki uboczne, morderstwo i do tego bohaterka, która zmaga się z zaburzeniami psychicznymi. "Nie zabiłam" zapowiadało się jak naprawdę dobry thriller, który może zaskoczyć i rzeczywiście tak było. Klaudia Muniak nie tylko sprawnie manewrowała, by niemal do końca nie zdradzić, kto stoi za wszystkim, ale dała czytelnikom do myślenia, tworząc niezwykle doświadczoną bohaterkę. Ukazała to, z jakimi problemami ścierają się na co dzień osoby mające zaburzenia psychiczne oraz do czego może doprowadzić brak reakcji ze strony służb.Pełną recenzję powieści znajdziecie TUTAJ.
- Urocza książka Ulfa Starka miała w sobie to, co lubię w opowieściach dla dzieci. Po pierwsze jeża, po drugie poznawanie świata i przygodę, która czekała za progiem, po trzecie motyw dojrzewania. "Jeżyk wyrusza w świat" bardzo mi się spodobał, choć ilustracje moim zdaniem robią krzywdę tej książce.
- Biję się w piersi, gdzie tylko mogę za swoje winy względem Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Byłam przekonana, nie mam pojęcia dlaczego, że jego powieści to literatura dla pensjonarek, wiecie taka podrzędna z zachwytami. Żeby było śmieszniej z filmu "Znachor" kojarzyłam tylko scenę z sądu, gdzie bohater wyznaje, kim jest. A widziałam ją i tylko ją chyba kilkanaście razy. Ponieważ Diana z Bardziej lubię książki niż ludzi wybrała tę lekturę na klub książki, postanowiłam się dołączyć. Skończyłam ją jednak dopiero w lutym, bo musiałam ogarnąć kilka rzeczy do pracy i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Fabuła nie jest jakaś oryginalna ani zaskakująca, powiedziałabym, że dziś po lekturze wielu książek wydaje mi się dość oklepana, ale filozoficzne przemyślenia bohatera i piękny język autora podbiły moje serce i chętnie sięgnę po coś więcej.
- O tym reportażu będę Wam pisać niedługo, ale nim siądę do recenzji "Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę" muszę ochłonąć. Bo jeśli podobnie jak ja nie siedzicie mocno w polityce, nie interesujecie się intensywnie wpływami i tym, co dzieje się na świecie, możecie być bardzo zaskoczeni. Dzięki Sylwii Czubkowskiej dowiedziałam się, że istnieje dyplomacja pandowa. Przekonałam się, że wiele technologii, które wykorzystujemy i inwestycji, jakie są dokonywane na całym świecie wiąże się właśnie z Chinami. Czytając o tym, jak działa gospodarka, będziecie zdziwieni połączeniami i wpływami, ale o tym niebawem.
- Luty spędziłam z Wisławą Szymborską, delektując się jej wierszami. Przypomniałam sobie za co lubię tę poetkę i jak wiele tematów do refleksji w świetnym stylu pozostawiła. Dzięki "Wierszom wszystkim" poznałam też jej utwory powojenne i socjalistyczne, których kompletnie nie kojarzyłam. Wisienką na torcie zaś były wiersze i utwory publikowane jedynie w czasopismach lub niepublikowane w ogóle.Tekst o "Wierszach wszystkich" do poczytania TUTAJ.
Komentarze
Prześlij komentarz