Frances Larson "Pionierki. Maria Czaplicka i nieznane bohaterki antropologii" - recenzja



Były odważne, bezkompromisowe, uparte, czasami wręcz bezczelne. Torowały sobie i wszystkim po nich drogę do szczęścia. Nie dały sobie wmówić, że są gorsze od mężczyzn, że ich miejsce jest w kuchni, domu, salonie. Chciały wieść życie pełne przygód i nie zważając na konwenanse przecierały ścieżki, którymi możemy dziś kroczyć. 

"Większość antropologów zamartwiała się, że ich badania są zbyt mało konkretne i fragmentaryczne. Beatrice Blackwood nie czuła się na siłach pisać o Nowej Gwinei po dziesięciu miesiącach spędzonych na miejscu, Katherine Routledge, Barbara Freire-Mareco i Maria Czaplicka zamierzał opublikować kolejne prace na temat swoich odkryć, lecz zwlekały w nadziei, że uda im się jeszcze powrócić na miejsce i zdobyć więcej danych. Antropolodzy rozumieli lepiej niż ktokolwiek inny, że osoba przebywająca w innej kulturze na prawach gościa nie może w krótkim czasie stać się ekspertem." - s. 283

Dziś przydałaby się taka pokora i przekonanie wielu ludziom. W czasie, gdy komentarze i wszelkie wpisy wrzuca się często impulsywnie, bez zastanowienia czy wiedzy, bo przecież każdy czuje się ekspertem w każdej dziedzinie, postępowanie pionierek antropologii nie tylko trąci myszką, ale jest wręcz niezrozumiałe. Cóż bohaterki tej książki być może nie zrobiłyby dziś zawrotnej kariery, choć patrząc na ich determinację, mogłyby zadziwić wielu. 

Pora na zmiany


Chciały od życia czegoś więcej. Fascynowała je możliwość nauki. Pragnęły zmienić swoją pozycję społeczną lub majątkową. Marzyły o przygodach, podróżach i sukcesach naukowych. Chciały zostawić po sobie niezatarte wspomnienie. W końcu zaś robiły wszystko, by udowodnić, że nie są gorsze od mężczyzn, co wcale nie było łatwe. To one otworzyły drogę dla swoich następczyń. Dały im siłę do marzeń i ich realizowania. Choć musiały pokonać góry trudności i uprzedzeń, nie poddały się. Uparcie parły do przodu, bo wiedziały, że mają rację. 

Piętrzyły się przed nimi trudności. Zdobycie funduszy na wyprawy nie było łatwo sztuką, chyba że było się mężczyzną. Ci wracali w glorii chwały, dostawali granty, dofinansowania od prywatnych sponsorów. One pukały do wszystkich drzwi, by zyskać zaledwie ułamek tego, co dostawali ich koledzy po fachu. Musiały być bardziej wdzięczne i udowadniać, że są warte każdego wyłożonego grosza. Kontrolowano je dużo bardziej niż mężczyzn i częściej były zobowiązane do przywożenia zbiorów uzupełniających prywatne bądź muzealne kolekcje. Częściej też musiały prosić o kolejne fundusze, by móc kontynuować swoją działalność. Świat uprzedzeń rzucał im kolejne kłody pod nogi i pokazywał gdzie ich miejsce, a jednak zaciekle walczyły o to, by się realizować. Zawsze miały pod górkę i to właśnie wszystkie trudności umacniały ich wiarę, że warto. 

Pierwsze wyprawy


Katherine Routledge zdawała się wybijać. Miała pieniądze i to odróżniało ją od jej koleżanek po fachu. Nie musiała martwić się zanadto o fundusze, ale problemem był brak opieki. Szczęśliwie wyszła za mąż z człowieka oddanego nauce jak i ona. Podróż poślubna zawiodła ich do Brytyjskiej Afryki Wschodniej, gdzie skupili się na badaniach nad ludem Kikuyu. Ponieważ wśród wielu ludów kobieta nie miała dostępu do wszystkich czynności Kathrine skupiła się na obserwowaniu kobiet i ich obyczajów. Tu nikt nie ukrywał przed nią niczego. Po powrocie z wyprawy podjęła studia antropologiczne, które miały jej pomóc podczas wyprawy na Wyspy Wielkanocne. Jej praca przyczyniła się do poznania kultury wysp i ich tajemnic, choć sama bohaterka czuła, że to, co osiągnęła to zaledwie ułamek wiedzy. Jej tezy i opublikowana praca wniosły wielki wkład w rozwój antropologii. Co ciekawe małżeństwo dawało osobne odczyty i nie publikowało razem. Każde z nich prowadziło osobną działalność naukową. 

Była absolwentką pierwszego rocznika antropologii na Oksfordzie i ukończyła go z wyróżnianiem. Pracowała w Muzeum Pitta Riversa, a gdy dostała stypendium badawcze, udała się do Meksyku, gdzie badała zwyczaje Indian Pueblo. Zdawała sobie sprawę, że ich fascynujący świat nie sposób opisać podczas zaledwie trzyletniej wyprawy. Zgromadzony materiał badawczy zredagowała jednak i wydała jako pracę naukową. Barbara Freire-Marreco była niezwykle związana ze swoją rodziną, co nie pozwoliło jej rozwinąć skrzydeł w karierze naukowej. Odrzucała proponowane jej posady w Stanach, a po ślubie poświęciła się małżeństwu, choć publikowała od czasu do czasu pod nazwiskiem małżonka i dawała wykłady. 

Jako pierwsza kobieta otrzymała licencjat i magisterium na Oksfordzie. Studiowała także anatomię i zajmowała się badaniami antropometrycznymi w Ameryce Północnej. Dzięki stypendium udała się do Nowej Gwinei, gdzie zajęła się gromadzeniem informacji o ludach Archipelagu Wysp Samoa. Często musiała zmagać się z brakiem zgody na zapuszczanie się na tereny rdzennych mieszkańców ze względu na obawy kolonizatorów o jej bezpieczeństwo. Beatrice Blackwood była jednak uparta i dążyła do celu. Podczas drugiej wyprawy zajęła się ludem Anga i zbieraniem eksponatów do muzeum. Po powrocie pracowała w Muzeum Pitta Riversa, gdzie katalogowała eksponaty. Wykładała również antropologię i archeologię. 

Winifred Blackman pokochała Egipt dzięki bratu, który prowadził tam badania. Podjęła studia antropologiczne, ale ich nie skończyła. Udało się jej za to wyjechać na upragnione badania, a następnie zyskać kolejne dofinansowania, dzięki którym w latach 20-tych i 30-tych aż 19 razy wybrała się do Afryki. Z Egiptu wyjeżdżała jedynie na lato. Miała tam przyjaciół, gromadziła zbiory dla sponsora i coraz lepiej poznawała wierzenia oraz kulturę Egipcjan. Jej książka "Fellahowie Górnego Egiptu" zyskała uznanie i stała się wzorem pracy naukowej. Jej przygodę z Górnym Egiptem zakończył wybuch II wojny światowej. 

Była niezwykłą kobietą, która głośno mówiła zarówno o dążeniach niepodległościowych Polski jak i równouprawnieniu kobiet. Sommerville College, w którym studiowała przenikał duch sufrażystek. Maria Czaplicka odznaczała się niezwykłą inteligencją i pracowitością. Zorganizowała i przeżyła wyprawę na Syberię. Ekstremalna podróż nie potoczyła się tak jakby sobie tego życzyła, ale Maria robiła wszystko, by wrócić na nieprzyjazne człowiekowi tereny i zyskać kolejne stypendia i fundusze. Niestety jej życie nie potoczyło się tak, jakby tego chciała. Rozczarowana, zdołowana i pozostawiona sobie popełniła samobójstwo.

"Pionierki. Maria Czaplicka i nieznane bohaterki antropologii" - moja opinia


Nie cofały się przed niczym. Nie zrażały trudnymi warunkami, niewystarczającymi funduszami, ciągłym przypominaniem, że brak im było warsztatu badawczego. Podkreślały swoją rolę w patriarchalnym świecie i udowadniały, że kobiety mogą i powinny brać udział w ekspedycjach. Cechowała je odwaga oraz pewność siebie, ale także pokora i skromność. Były świadome swoich niedostatków i ograniczeń. Przykre, że wiele z ich prac zostało jedynie w fazie notatek. Ubierały się po męsku i gromadziły niezliczone ilości zapisków i obserwacji. Ich wkład w rozwój antropologii oraz wiedzy o konkretnych ludach i miejscach jest nie do przecenienia. Życie niektórych z nich niestety miało tragiczny finał. Inne zapisały się w historii uniwersytetu czy muzeum. 

Frances Larson przypomniała o niezwykłych postaciach, które otworzyły kobietom drzwi do badań terenowych i większej swobody. Niezaprzeczalną zaletą książki są wciągające historie bohaterek i dobry styl autorki. Różne charaktery pionierek dodawały tekstowi smaku, a opisy ich dokonań i zmagań z przeciwnościami intrygowały. Nieco przeszkadzało mi rozbicie historii poszczególnych bohaterek na rozdziały przeplatane opowieściami o innych pionierkach. Nieco komplikowało to składanie historii poszczególnej osoby w całość. Mimo tej niedogodności książka mnie wciągnęła i oczarowała. Jeśli lubicie opowieści o niezwykłych ludziach to "Pionierki" powinny przypaść Wam do gustu. Dla mnie były pełną przygód podróżą w przeszłość i opowieścią o walce o równouprawnienie. 

Frances Larson, Pionierki. Maria Czaplicka i nieznane bohaterki antropologii, tłum. Aleksandra Kamińska, wyd. Marginesy, Warszawa 2021.

Komentarze