Roy Jacobsen "Białe morze" - Recenzja

 


Znów jestem na Barrøy. Jest tak jak przy powrocie do domu po długim czasie. Pojawia się pewien element obcości. Niby wszystko jest znane, ale patrzę na to innymi oczyma. Czuje się gościem, nie zaś domownikiem. Wiem, że to moje-niemoje miejsce już nigdy nie będzie takie jak kiedyś. Całkiem swojskie, naznaczone moją obecnością. Podobne wrażenia mam przy lekturze kolejnego tomu Jacobsena. 

"Życie mieszkańca wyspy to szukanie. Ingrid szukała odkąd się urodziła - jagód, jaj, puchu, ryb, muszli, obciążników do sieci, łupku, owiec, kwiatów, desek, gałęzi... Oczy mieszkańca wyspy szukają bez względu na to, czym zajmują się głowa i ręce, niezaznające spokoju spojrzenie krąży po wyspach i morzu, zahacza o każdą najmniejszą zmianę, rejestruje najdrobniejsze znaki, dostrzega wiosnę jeszcze przed jej przyjściem i śnieg, zanim ten namaluje białymi pociągnięciami rowy i dołki, widzi śmierć zwierząt, zanim umrą, i upadek dzieci, zanim się przewrócą, widzi też niewidzialną rybę w morzu pod rojem białych skrzydeł; wzrok to bijące serce mieszkańca wyspy." - s. 27

Wytężam wzrok, szukam tego, co już znane. Śladów po rodzinie, w której milczenie mówiło więcej niż wszystkie słowa. Przechadzam się ścieżkami, które już przemierzałam i dostrzegam zmiany. Nie od razu, stopniowo i powoli. To dobrze, nie byłam na nie gotowa.

Wyspiarska samotność

Jest pusto. Nie tego się spodziewałam. Konflikt zbrojny dociera nawet na spokojne wyspy, gdzie życie biegnie zupełnie inaczej niż na lądzie. Wojna nie ma granic, za które by nie wyruszyła, ziemi po którą nie sięgnęłaby swoimi szponami. Barrøy jest pusta. Zniknęli dawni mieszkańcy. Powoli dowiaduję się, co się z nimi stało. Została ona - dziewczyna o zahartowanym sercu. Nie przypomina mi tej z poprzedniego tomu. To już nie bystry, obserwujący wszystko podlotek, stający się matką dla porzuconych dzieci. Dorosła kobieta, którą spotykam to zupełnie inna osoba. Twarda, małomówna, żyjąca na własnych prawach. 

Zmaga się z trudną codziennością. Niełatwo jest być samej, szczególnie wśród wojennej zawieruchy. A jednak, gdy zdobywa zapłatę wyrusza do domu. Codzienne czynności nadają sens rzeczywistości. Uspokajają, nie pozwalają myśleć o niebezpieczeństwach, tłumią samotność. Pojawienie się tajemniczego mężczyzny burzy spokój Ingrid i rozpoczyna nowy rozdział w jej życiu. Wszystko dzieje się szybko. Jakby poza nią a mężczyzną. Słowa gubią się między dotykiem, nić porozumienia nie potrzebuje języka. Sen przerywa wojna. Pośpiech, tajemnice i nagle wszystko pęka jak bańka mydlana.

Wspomnienia zza mgły

Biel szpitala, oszołomienie. Czarna dziura pamięci. Bohaterka próbuje ułożyć historię ze strzępków przebłysków. Wydrzeć zakamarkom mózgu drogocenne wspomnienia. Co się wydarzyło? Rekonwalescencja przerwana zostaje kolejną tragedią. W końcu przenosiny. Jeszcze tylko w naturalnym odruchu zaopiekować się podróżującymi z nią osobami. Zapewnić schronienie, pomóc się odnaleźć i można wracać. Znów barki obciążają ludzkie dramaty. Powrót do domu nie jest łatwy. Przeszłość wraca. Trzeba po raz kolejny zaczynać od nowa. Wyspa w końcu wypełnia się mieszkańcami. Ingrid walczy o swoje. Coś się jednak zmienia. Wracają bliscy. 

Pamięć prosi o potwierdzenie. Milczą ściany będące świadkami historii jej i jego. Milczą wspomnienia. A jednak coś zdaje się zaręczać, że mężczyzna nie był jedynie mirażem. Słodkim snem o koszmarnym zakończeniu. Daleko jednak jeszcze do pewności. Przyszłość jawi się niepewnie jak nigdy. 


"Białe morze" - moja opinia

Pragnęłam ciszy, smutku, samotności. Chłodu fabuły, smagającej każdym słowem. Tych poetyckich słów o niesamowitej głębi. Historii o surowym życiu, w którym puch i ogień grzeją serca i zmarznięte dłonie. Sentymentalno-brutalnej opowieści o najprostszej codzienności. Tęskniłam ogromnie za Barrøy. Roy Jacobsen zaprowadził mnie jednak w całkiem inne rejony niż się spodziewałam. Dostałam opowieść o twardej kobiecie, która rozgrywa wszystko na swoją modłę. Bohaterce potrafiącej stawić czoła przeciwnościom, trudom wojny, sprzeciwiającej się nakazom. Ingrid wydała mi się obca, zimna, zdystansowana, pozbawiona emocji. Zdolna do namiętności, opieki nad innymi, ale czy do miłości, tego nie potrafię stwierdzić. 

"Białe morze" jest nieco chaotyczne. Przypomina błądzenie we mgle. Szukanie drogi, chodzenie po omacku. Poruszanie się na niestabilnym gruncie zaginionych wspomnień. Ingrid powoli przypomina sobie, co się zdarzyło, jednak czytając nie mam pewności czy to urojenia, przypuszczenia czy realne zdarzenia. Teraźniejszość miesza się z przeszłością, bohaterowie pojawiają się i znikają. Wątków jest w pewnym sensie więcej niż w "Niewidzialnych" jednak to już nie ten klimat. Autor tworzy bardziej prozaiczną opowieść o ostrych kantach, o które się czasem kaleczę. Czasami mam wrażenie, jakbym czytała kogoś innego, by potem odkryć perełkę - ten styl i wyczucie słowa, za które pokochałam jego poprzednią książkę. 

Roy Jacobsen nieco mnie zawiódł. Napisał historię, która jest odległa od pierwszego tomu cyklu Ingrid Barrøy. Bardziej fragmentaryczna, mniej rodzinna, nie skupiająca się na detalach, tak ważnych w "Niewidzialnych". Sam język jest nieco inny, jak wspominałam mniej poetycki, uboższy w zapadające w pamięć i chwytające za serce fragmenty. To już nie napawająca zachwytem rzecz o najprostszej i surowej codzienności, ale historia zagubionej kobiety. Daleka od tego, czym ujmował poprzednio i właśnie to najbardziej mi w niej zgrzytało. Przy tym należy zaznaczyć, że nie jest to zła proza, po prostu nie dorównuje temu, co stworzył w "Niewidzialnych". Chcę mimo tego poznać dalsze losy Ingrid, wychwycić te najdrobniejsze okruchy cudowności, które potrafią wyjść spod pióra autora. Przekonać się, że wraz z bohaterem wszystko się zmienia, by pod koniec zatoczyć koło i powrócić do początkowej poetyckości. 

Roy Jacobsen, Białe morze, przeł. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2019.

Komentarze

  1. Wspaniała recenzja (jak obiecałam na IG, najpierw napisałam swoją i dlatego jestem tu z opóźnieniem)! Tak dokładna, trafna (!). Mam identyczne odczucia, ale też będę czytać dalej... <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Czytałam Twoją recenzję, mamy takie same odczucia, ale jednak ta poetycka prostota pociąga. Jacobsen skutecznie nas zaczarował :)

      Usuń

Prześlij komentarz