Maria Paszyńska "Córka gniewu" - Recenzja
RECENZJA PREMIEROWA
"Żyła życiem, którym nie chciała żyć, a z którego nie mogła się wydostać. Trwała więc, unosząc się na falach niemocy. Nie miała dość odwagi, by to wszystko skończyć, choć nie miałaby nic przeciwko temu, żeby nie obudzić się kolejnego dnia. Jej życie pozbawione było jakiejkolwiek perspektywy zmiany. Żyła bez przyszłości, a i przeszłość nie miała dla jej teraźniejszości żadnego znaczenia, nie niosła nadziei na lepsze jutro." - 101-102
Jest ranek, słońce zagląda przez kuchenne okno, mocnym, złotym, jesiennym blaskiem. Wokół cisza, wszyscy jeszcze śpią. Słychać tylko szum gotującej się wody. W końcu znad kubka unosi się zapach kawy. Siadam przy komputerze i już nie mogę się doczekać aż opowiem Wam o pewnej powieści. Orientalno-jesiennej, która rezonuje jeszcze we mnie i sprawia, że po raz kolejny pochylam się nad pewnymi wnioskami.
Losy jednej z największych bitew morskich zostały rozstrzygnięte za sprawą Jeleny. Chrześcijański świat pokrzepiony zwycięstwem nabiera ducha. Tymczasem w Imperium dzieje się źle. Selim II nie tylko ponosi klęskę militarną, ale i duchową. Coś łamie się w sułtanie, który z pełnego przywar człowieka prowadzącego hulaszczy tryb życia zmienia się w ascetę. Nagła metamorfoza jest prawdziwie niepokojąca. Synowie władcy muszą być gotowi, by zareagować w odpowiednim momencie, w końcu przyjdzie im walczyć o władzę. Mehmed Pasza Sokollu mimo podeszłego wieku nie ustaje w wysiłkach, mających na celu utrzymanie Imperium Osmańskiego w jak najlepszym stanie. Zadanie zdaje się być karkołomne, ale mężczyzna twardo wypełnia swoje obowiązki i obietnicę złożoną przyjacielowi. Jelena po wygranej bitwie wcale nie staje się wolna. Ojciec Vincenzo ma swój plan i doskonale wie, że dziewczyna może mu się jeszcze nieraz przydać. Kobieta cierpi. Nie może otwarcie zapytać o ukochanego, gdyż to ściągnęłoby na niego niemałe kłopoty, wszak duchowny nie cofnie się przed niczym, by w pełni ją kontrolować. Powrót do brata również nie wydaje się dobrym pomysłem. Bohaterka ma coraz mniej czasu, by uciec spod uważnych oczu szpiegów kapłana i uratować siebie i swoich bliskich.
Imperium Osmańskie po raz kolejny pokazało na kartach książki swoją pozorną siłę i kruchość zarazem. Jeszcze bardziej uwypuklił się świat kontrastów, które skrzętnie ukrywane przed oczami poddanych, stale się pogłębiają. Unoszący się ambicją dowódcy i dostojnicy dworscy, przekonani o swej sile i nieomylności, rozrywają państwo, każdy w swoją stronę. Potężny jedynie tytularnie władca zajmuje się tylko uciechami życia i nie dostrzega tego, co dzieje się dookoła. Butny, zadufany w sobie, krótkowzroczny i jakże nierozważny, nie przystaje do obrazu sułtana znanego z pierwszego tomu trylogii. To człowiek miotany namiętnościami. Słaby, ale wykorzystujący władzę, która spadła na niego niczym brzemię. Wszystko jest dobrze, dopóki historia płynie swoim spokojnym rytmem. Gdy dochodzi do porażki, człowiek w którego rękach spoczywa los tysięcy ludzi, gnie się pod ciężarem klęski. Osobą, która dźwiga na barkach całe Imperium jest Sokollu. Jednak czytelnika nachodzi przykra refleksja, jaka jest zapłata za oddanie idei państwa stworzonego przez jego przyjaciela całego siebie? Czy cena, którą przychodzi płacić paszy nie jest za wysoka? Wieczne intrygi, ciągła czujność, niekończąca się dyplomacja, zależność od kaprysów i humorów władcy czy radzenie sobie ze spiskami zazdrosnych urzędników zdają się nie mieć końca. To właśnie praca paszy na rzecz dobra państwa ogromnie kontrastuje z postępowaniem sułtana. Odnosi się wrażenie, że bohaterowie powinni zamienić się miejscami, wówczas wszystko byłoby dobrze. Jelena niczym towar przekazywana jest z rąk do rąk. Staje się wiecznym więźniem coraz to innych ludzi, pragnących wykorzystać ją do realizacji własnych celów. Nieustannie zmaga się z przeciwnościami losu, pragnąc jedynie tego, by w końcu zaznać szczęścia przy boku ukochanego. Czy to jednak możliwe?
Maria Paszyńska maluje piękny i złożony obraz bogatej zarówno pod względem materialnym jak i duchowym krainy. To miejsce, w którym nawet niewolnik może liczyć na awans społeczny, w którym wykorzystuje się drzemiący w ludziach potencjał. Jest jednak i druga strona medalu. Pod urzekającą maską wdzięku i mądrości kryje się państwo tysięcy intryg, bezduszności, skrywanych sekretów, pozornej wolności. Niewolnik pozostaje niewolnikiem, za wierność ideałom często przychodzi płacić najwyższą cenę. Można powiedzieć że każdy jest swoistym zakładnikiem piastowanego stanowiska, żądz, namiętności, wyżej postawionych ludzi, wydarzeń, nawet kaprysów. Bohaterowie ulegają historii i ją tworzącym. Walczą o swoją przyszłość, choć często wydają się być skazani na klęskę. Budują i niszczą, dokonując wyborów, których woleliby uniknąć. Imperium to złożony organizm, który tętni życiem, niespokojnie szarpany kolejnymi podnietami, zdany na łaskę i niełaskę władcy, ludu, ideologii.
"Córka gniewu" jest przemyślanym i urzekającym językiem zakończeniem trylogii. Nie brak w niej perełek, które warto zapamiętać. Mądrości, mówiących o ludziach sprawujących rolę przewodników, pojawiających się w życiu, by po odegraniu swojej roli odejść, błahostkach - ulotnych chwilach, z których budujemy ten prawdziwy świat, tak inny od rzeczywistości dworskiej. To historia o wykorzystywaniu szans, budowaniu siły, braniu odpowiedzialności za swoje czyny, ale również powieść o godzeniu się ze sprawami, na które nie mieliśmy wpływu. Historia Jeleny i Sokollu idealnie podkreśla to, że z każdej nawet najcięższej sytuacji można wyprowadzić dobro. Często jest ono okupione wysoką ceną, ale prawdziwą wolnością, której nikt nam nigdy nie odbierze jest bycie sobą, rozwijanie swojego człowieczeństwa, mądrości, ducha, by czynić dobrze. Możemy nie mieć wolności wyboru, ale to jak przeżywamy sytuacje, co rodzi się w sercu, jest tylko nasze. Finał sułtańskiej trylogii zaskakuje swoim wydźwiękiem. Tym jesiennym, głębokim przekonaniem, że wszystko zdąża ustalonym torem. Nieco melancholijnym, nieco smutnym, ale wypełnionym pogodzeniem się z sytuacją, tym wewnętrznym przekonaniem, że tak ma być. Jakby czytelnik czekał na z góry ustalony scenariusz. I nie chodzi tu o przewidywalność, ale świadomość tego, że wybory prowadzą do konkretnych rozwiązań. To słodko-gorzkie pożegnanie ze światem, który mocno podkreśla, kim tak naprawdę jest człowiek, do czego jest zdolny, jaka jest definicja wolności. Bo wszyscy jesteśmy liśćmi tańczącymi na wietrze, ale od nas zależy, czy w tych jesiennych pląsach pokażemy całą naszą krasę i spokojnie opadniemy na karty historii, czy bezwolnie poddamy się podmuchom, zrywami próbując coś uzyskać.
Nie spodziewałam się, że orientalna opowieść będzie tak naprawdę głęboką refleksją o kondycji człowieka, tak przerażająco współczesną i realną. Wzruszenia, zachwyty, cudowny język, pełnokrwiści bohaterowie, akcja a miejscami poetycka fabuła, te wszystkie walory sprawiły, że z dumą mogę powiedzieć patronuję tej książce. Jednak pochylenie się nad wartościami, istotą człowieczeństwa i styl, w jakim robi to Maria Paszyńska powodują, że dzisiejszy dzień to wspólne święto moje i Pisarki, bo jest co świętować. Każde słowo, które rezonuje w duszy czytelnika zasługuje na swój czas, a tych w tej powieści nie brakuje.
Za możliwość objęcia patronatem "Córki gniewu" i egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Autorce i Wydawnictwu Czwarta Strona.
Maria Paszyńska, Córka gniewu, wyd. Czwarta Strona, Poznań 2018.
Komentarze
Prześlij komentarz