Elif Shafak "Dziewczynka, która nie lubiła swojego imienia" - recenzja


Z nostalgią często wspominamy dziecięce lata. Czas beztroski, gdy życie było dużo prostsze. W pamięci jednak zacierają się te mniej miłe chwile. Bo powiedzmy sobie to szczerze, nawet dzieci mają zmartwienia i nie są wolne od trosk. Czasami jednak bagatelizujemy ich smutki. 

"Pelargonia zdała sobie sprawę, że nie ma łatwych ścieżek i dróg na skróty. Obojętnie, którą się wybierze, zawsze pojawiają się trudności i wertepy. Każda z obranych dróg jest wyzwaniem. I nie ma w tym nic złego. Najważniejsze jest to, aby dać z siebie wszystko, co najlepsze. I nie zawsze trzeba wygrywać. Gdy przegrywamy, też się uczymy. A skoro tak, to znaczy, że wygrywamy mimo porażki." - s. 165

Porażki się zdarzają i pomimo dobrego nastawienia bolą. Bolą też nieprzychylność rówieśników i samotność. A tych doświadcza bohaterka książki, o której chcę Wam opowiedzieć. 

Historia pewnego imienia

Pelargonia Bluszczolistna, nie, nie mówię teraz o roślinie, która pięknie się prezentuje, ale o pewnej dziewczynce, która tak właśnie ma na imię. Jak sami możecie sobie wyobrazić, jej życie wcale nie jest łatwe. Bohaterka nie potrafi zrozumieć, skąd taki pomysł u rodziców. Zna wiele osób, które mają dużo piękniejsze i prostsze imiona i zazdrości im. Jej własne przysparza jej bowiem wielu trosk. Koledzy w szkole nie szczędzą jej docinków, ba, wymyślają nawet piosenkę, którą uwielbiają śpiewać, gdy dziewczynka jest w pobliżu. Nauczyciele nie reagują lub nie radzą sobie z ich zachowaniem, a Pelargonia coraz bardziej zamyka się w sobie. 

Marzy o tym, by mieć inne imię, a pocieszenie znajduje w nauce geografii i czytaniu książek. Te dwie pasje są istotą jej szczęścia. Pozwalają oderwać się od smutnej rzeczywistości. Pewnego dnia dziewczynka znajduje w szkolnej bibliotece tajemniczy globus, który zabiera ze sobą. Przedmiot otwiera się, świeci i wydaje się niemal żywy. Na zapoznanie się z nim jednak musi poczekać, ponieważ rodzice wysyłają ją na tydzień do dziadków. To właśnie u nich bohaterka przeżyje przygodę życia i odbierze piękną życiową lekcję. Przekona się, że nie ma dróg na skróty. Że ludzie bywają różni i to Ci najbardziej niezwykli i odrzucani mogą stanowić wzór dla reszty. Dowie się, że większość wcale nie musi mieć racji. 

Co wspólnego mają magiczny globus, książki i przybysze z tajemniczej krainy Bajopoleg? Tego dowiecie się sięgając po książkę Elif Shafak. 

"Dziewczynka, która nie lubiła swojego imienia" - moja opinia

Pisarkę znałam wcześniej z wciągających i poruszających książek dla dorosłych. Jej powieść skierowana do młodszej młodzieży (choć z zasadzie lepiej byłoby powiedzieć dużo czytających dzieci) zaintrygowała mnie. Zagłębiłam się w świat przygód Pelargonii z nadzieją, że to będzie miłe urozmaicenie popołudnia. Przyznam jednak, że spodziewałam się po tej książce czegoś więcej. Pomysł, jaki zaprezentowała Shafak jest całkiem interesujący. Podkreślanie mocy wyobraźni, książek, przygoda w innym świecie - wszystko powinno zwiastować wspaniałą fabułę. Czegoś jednak zabrakło. Opowieść o Pelargonii wydaje się bowiem fragmentaryczna i ogólnikowa. Choć nie ma w niej za wiele akcji, mam wrażenie, że wszystko dzieje się za szybko. Jedna droga kończy się, nim tak naprawdę się zaczęła i jesteśmy już na drugiej ścieżce. Historia zdaje się być napisana pobieżnie, jakby z przekonaniem, że dzieci nie potrzebują rozwoju akcji i wyjaśnień. Pstryk i przechodzimy do kolejnego rozdziału. 

By oddać jednak sprawiedliwość powieści muszę powiedzieć, że jej mocną stroną są dziecięce obserwacje zapisane w postaci wniosków, jakie bohaterka wysnuwa przypatrując się dorosłym. Gorzka prawda o stwierdzeniach typu "otóż i cały dziecięcy pomyślunek", "tak się tylko mówi", każe zastanowić się starszym nad postępowaniem. Refleksja nad tym, że miłość częściej wyrażają gestami niż słowami, również daje do myślenia. Są w tej książce dobre momenty. Piękny, prosty i szczery świat dzieci kontrastujący z komplikowaną przez nas samych rzeczywistością dorosłych. I tu Elif Shafak zasługuje na uznanie. Samo zwrócenie uwagi na ubóstwo wyobraźni, której siedzące przed komputerami dzieci nie mają gdzie rozwijać, to kolejny mocny punkt powieści. Miłość do książek i zaangażowanie w działania na rzecz środowiska to następne plusy powieści, o których dzięki książce można porozmawiać. W końcu zaś kwestia akceptacji siebie i stosunku wobec kolegów. Książka może być punktem wyjścia do wielu pogadanek, ale nie opuszcza mnie przekonanie, że choć tekst daje do myślenia, za płytko obejmuje temat. Jeśli chodzi o stronę formalną, język jest prosty i zrozumiały dla młodych czytelników, a bohaterka przyciąga uwagę. Wielu może utożsamiać się z Pelarginią, ma wszak podobne kłopoty, radości i troski. 

Kuleje jednak wykonanie. Jedno inne zdanie może i daje do myślenia, ale nie zmienia od razu całego światopoglądu. Rozwiązanie sytuacji powinno pojawić się w następstwie wydarzeń i zmiany, jaka zachodzi w bohaterce, a tak naprawdę jest wypowiedziane dwa razy, z czego dopiero za drugim wprowadzone z sukcesem w czyn. Czytelnik nie dowiaduje się nawet, skąd pomysł na oryginalne imię dla bohaterki. Czy bardzo proste i szybkie potraktowanie ważnych kwestii wystarczy? Niektórym zapewne tak, ale osobom dociekliwym, jak sama bohaterka, już nie. I tutaj warto się zastanowić nad mądrym poprowadzeniem rozmowy. Niestety mimo zalet historia jest za prosta jak dla młodej młodzieży, do której jest kierowana. Jeśli lubicie krótkie historie, z których można wyciągnąć kilka perełek, by porozmawiać o nich z młodszym rodzeństwem lub dziećmi, spokojnie możecie przeczytać "Dziewczynkę, która nie lubiła swojego imienia". Nie oczekujcie jednak zbyt wiele, bo się zawiedziecie. Ja pozostaję przy dorosłej twórczości autorki. 

Elif Shafak, Dziewczynka, która nie lubiła swojego imienia, przeł. Agnieszka Aysen Kaim, wyd. Zygzaki, Poznań 2022.

Komentarze