Zatopić się w historii tak głęboko, że nie wiadomo, kiedy mijają kolejne minuty. Minąć swój przystanek autobusowy albo nie wiedzieć, kiedy dojechało się do pętli. Czekać na koniec pracy, by znów zagłębić się w fabule. Niewiele książek ma tę magię, która sprawia, że zapomina się o całym świecie. Że tak przecież słyszalne odgłosy świata zewnętrznego nagle nie docierają do nas. Liczy się tylko to, co jest na stronach.
"Błagała dalej na próżno, ale tak naprawdę nie czuła się specjalnie zaskoczona. W końcu była kobietą. Żyła w świecie stworzonym przez mężczyzn. Od dawna wiedziała, że dupki chronią swoich. Nie są wierni nikomu, ale pozostają zadziwiająco opiekuńczy wobec siebie nawzajem." - s. 82
"Malibu płonie" i ja płonęłam z ciekawości, jak potoczą się losy bohaterów tej książki. Z niechęcią wysiadałam z autobusu, zapominałam o całym świecie, czekałam na kolejną chwilę, gdy znów będę mogła powrócić do lektury. Choć świat bohaterów był mi częściowo obcy, rozumiałam ich problemy, chłonęłam tęsknoty i pragnienia, uniwersalne dla każdego bez względu na status społeczny, wykształcenie czy miejsce zamieszkania.
Historia marzeń
Spotkali się i wiedzieli. To było coś więcej niż tylko przyciąganie i wzajemna fascynacja. Zdawali się rozumieć siebie głębiej niż większość ludzi. Mimo trudnego dzieciństwa nic nie wydawało się dla niego niemożliwe. Doskonale zdawał sobie sprawę ze swojego talentu, urody i tego, że osiągnie zamierzony cel. Ona była zupełnie inna. Chciała się wyrwać, zobaczyć świat, wykroczyć poza zajęcie się spuścizną rodziców. Wiedziała, że jest przeznaczona do czegoś wyższego niż prowadzenie lokalnego biznesu stale borykającego się z problemami. Miał złożyć u jej stóp cały świat, miał spełnić jej marzenia. Dotrzymało obietnicy, przynajmniej częściowo...
Szuka potwierdzenia, że może mieć jeszcze rodzinę. Biologiczny ojciec gdzieś tam jest, podobnie jak rodzeństwo. Wystarczy, by znów poczuć się częścią czegoś większego. By zaznać tego kojącego uczucia, że jest się dla kogoś ważnym. Czyż to właśnie nie jest najważniejsze w życiu?
Jest zakochany po uszy. Wie, że znalazł kobietę swojego życia. Czułą, ale i zadziorną. Pewną siebie, choć umiejącą przyjąć męskie ramię. Piękną i ponętną. Nie można chcieć więcej i wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie jeden szczegół - przeszłość, którą trzeba uporządkować, choć może to spowodować pożar.
Czuje się niedoceniana. Patrzą na nią jak na małe dziecko, które wciąż czegoś nie umie. Każde wyjście poza schemat, kroczenie ku poznawaniu siebie, budzi nieprzychylne reakcje. Wie, że jest dobra, może nawet lepsza niż inni, ale nie pozwalają jej tego udowodnić. Różni się od rówieśniczek - ubiorem, stylem, zachowaniem. Nie wie, dlaczego nadal jest sama, czemu nie pocałowała jeszcze chłopaka. Być może to właśnie ten dzień sprawi, że dowie się o sobie czegoś więcej.
Powiedzieć o niej, że jest zmęczona, to nie powiedzieć nic. Po raz kolejny zaciska zęby i napina mięśnie. Czuje jak stres wypełnia jej ciało. To znajome uczucie, po latach niemal bliskie. Ale tego dnia nie rozpamiętuje trudnej przeszłości i codziennych zmagań z życiem. Przemiany w towar, który sprzedaje się jak rzeczy ze sklepu. Próbuje zdystansować się nawet od bólu i opuszczenia. Podskórnie wie, że coś nadciąga, ale nie potrafi jeszcze powiedzieć, co. A może po prostu uda się jej zniknąć?
Wszystko na co pracował latami się rozsypuje. Nie zna innego życia, a jednak musi zrezygnować z tego, co kocha. Nie wie, co będzie dalej. Scenariusz który już dawno temu ułożył, nie zakładał takiej wersji. A jednak kilka słów wpływa na wszystko. Dobrze, że jest chociaż ona. Kompletnie niezainteresowana jego znanym nazwiskiem i bogactwem. Po raz pierwszy czuje, że to coś więcej, że może miłość naprawdę istnieje.
To aż nadto historii, a w tle pojawiają się kolejne osoby i kolejne opowieści. Przesuwają się przed czytelnikiem, pozwalając mu coraz lepiej zrozumieć świat i rządzące nim prawa.
W krainie szczęścia
Mają wszystko. Są sławni i rozpoznawalni. Młodzi i piękni. Bogaci i błyskotliwi. Zwykli zjadacze chleba patrzą na nich z podziwem i zazdrością. Wpatrują się w plakaty i marzą o byciu na ich miejscu. Popularności i całym blichtrze, który za nią podąża. Widzą tylko to, co pozwalają im zobaczyć inni. Wykreowane zdjęcia, autoryzowane wywiady, sukcesy pokazane na łamach gazet. A jeśli zdarzy się coś złego, rozstanie czy jakaś tragedia, stają się one pokarmem dla głodnego plotek tłumu. Żyją na świeczniku, czy to w dobrych czy złych chwilach.
Malibu jak wszystko ma dwie strony medalu. To urocze, klimatyczne i magiczne miejsce, które zachwyca pejzażem i pozwala na złapanie wspaniałych fal. To dom dla tych najbogatszych, ludzi z pierwszych stron gazet, ulubieńców publiczności. To ekscentryzm, huczne imprezy, wille o niebotycznych cenach i określony styl życia. Surferski luz i tylko jasna strona życia.
Malibu to też miejsce zamieszkania zwykłych ludzi. Ich troski i problemy. To ogromny dysonans między ludźmi, którzy ciułają grosz do grosza i ciężko pracują, by zapewnić rodzinie byt, a tymi którzy nawet nie wiedzą, ile mają na koncie. To dwa światy, które zdają się ze sobą nie stykać. Są obok siebie rozdzielone jakby niewidzialną ścianą.
W końcu Malibu to synonim amerykańskiego snu. Bo przecież można stać się bajecznie bogatym aktorem czy sportowcem. Można być kopciuszkiem, który urzekł wybrańca losu. Jak to w Ameryce bywa, wszystko jest możliwe. Wystarczy mieć trochę szczęścia i znaleźć się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie.
"Malibu płonie" - moja opinia
Coraz rzadziej można mnie zdziwić literacko, ale Taylor Jenkins Reid się udało. Sięgając po jej najnowszą powieść miałam nadzieję na dobrą lekturę. Zapowiedź brzmiała intrygująco. Liczyłam, że będzie to coś wstrząsającego i zaiste było, ale zupełnie nie w ten sposób, którego się spodziewałam. Zadziwiła mnie głębia przemyśleń tej książki. Te małe perełki, które wyławia się podczas lektury. Powolne odsłanianie tego, czym jest rodzina, bo to jeden z głównych tematów powieści. Jej budowanie, tworzenie więzi, poświęcanie się. I nie mamy tu mowy o cukierkowym obrazku bogatej familii, której wszystko spada z nieba. To raczej opis trudów zdobywania podstawowych rzeczy, wyrzeczeń, kalkulacji, zapobiegliwości, często głębokiego ryzyka.
Relacje międzyludzkie odmieniane chyba w każdej formie i postaci królują na kartach. Mamy tu miłość - zarówno tę szczęśliwą, jak i tragiczną. Mamy przyjaźń, koleżeństwo, sympatię. Są zdrady i powroty. Jest zazdrość, pustka, fascynacja. Pragnienie sławy, ale też poszukiwanie szczęścia. Każdy z bohaterów, zarówno tych pierwszoplanowych jak i pobocznych przychodzi na imprezę Niny Rivy z jakąś potrzebą, którą chce zaspokoić. Jest to tym bardziej charakterystyczne, że przecież ta impreza słynie z ekscentrycznych zachowań i skandali. Można puścić wodze fantazji i hamulce, a potem zrzucić to na karb zbyt dużej ilości alkoholu czy substancji odurzających. Najgorętsze plotki i największe gafy dzieją się właśnie tam.
Malibu to fasada. Idealne, instagramowe, bajkowe z wierzchu - puste i smutne w środku. Za pięknymi twarzami i ciałami wprost z magazynów mody kryją się ludzie, w których sercach gra pustka, oziębłość, samotność, czasem wyrachowanie. Taylor Jenkins Reid pokazuje, że to, co widzimy jest tylko kreacją. Świat i życie, o którym marzy tak wielu wcale nie są przyjazne. Piękne domy jak z programu wnętrzarskiego są zimne i niemal niezamieszkane przez wiecznie nieobecnych właścicieli. Idealne ciało okupione jest setkami wyrzeczeń, bólem i wieczną kontrolą. Jest wystawianym na sprzedaż towarem. Świat celebrytów jest płytki, naznaczony zawiścią, powierzchownymi znajomościami, pułapkami, w które się wpada, nieżyczliwością i ulotnością. Jednego dnia jest się na fali, drugiego nie, a przyzwyczajenie do luksusu zostaje. Im głębiej czytelnik poznaje bogate towarzystwo, tym bardziej zdaje sobie sprawę, że wcale nie chciałby się w nim znaleźć. Szczęście jest gdzie indziej. W Malibu wybuchają jedynie pożary.
I to wybuchają ustawicznie. Mowa nie tylko o tych prawdziwych, gdy płonie wybrzeże. Nawet nie o tym, od którego zaczyna się książka. Który ogarnia i popieli wszystko, gdy zabawa wymyka się spod kontroli. Płoną również życia i relacje. Wydaje się, że zdarzenia są powtarzalne, jakby nie można było wyrwać się z jakiegoś zaklętego kręgu. Wciąż te same błędy, których chciało się uniknąć. Te same zdrady, choć ludzie mieli być inni. Czytając, wydawało mi się, że predestynacja jest czymś namacalnym, a bohaterowie mimo usilnych starań są skazani na pewne rzeczy. A mimo to walczą. O rodzinę, ale też o siebie. Uczą się odpuszczania i budowania swojego życia.
"Malibu płonie" to niezwykle wciągająca i mądra historia. Pod płaszczykiem gwiazd i gwiazdeczek Hollywood i innych ludzi opowiada o tym, co naprawdę ważne - o rodzinie, marzeniach, kształtowaniu siebie, odpowiedzialności za drugiego człowieka. Pokazuje pustotę blichtru i fakt, że pieniądze, nawet te największe, nie dają prawdziwego szczęścia. Ułatwiają życie, ale nie gwarantują stabilności w związku, życiu rodzinnym. Bycie na świeczniku jest uciążliwe, wszystkie wzloty i upadki są czujnie rejestrowane i szeroko komentowane, jakbyśmy zapominali, że po drugiej stronie jest człowiek, który ma uczucia. Wśród prostej, wydawać by się mogło, opowieści poukrywane są perełki, nad którymi warto się głęboko zastanowić. Powieść ma wartką akcję. Przeskoki między przeszłością a teraźniejszością, utrzymują uwagę czytelnika. Nostalgiczny klimat lat 50-tych i 80-tych tworzy aurę przytulności i luzu. Styl Taylor Jenkins Reid jest naprawdę dobry. Postaci kipią charakterem i nie są szablonowe. Przywiązałam się do nich, kibicowałam im i cieszyłam się mądrymi decyzjami. Nade wszystko zaś dostałam książkę, która nie serwuje opowiastki w stylu, jeśli będziesz bogaty, będziesz szczęśliwy. Zdecydowanie nie. Autorka mówi coś zupełnie innego, do szczęścia potrzeba ludzi, charakteru, ciężkiej pracy i miłości do samego siebie i innych. Wszystko inne to tylko miły dodatek. Zakończenie daje nadzieję na kontynuację, którą ogromnie chciałabym przeczytać. Słowem, kawał dobrej literatury nie tylko na lato. Nie wiem jak Wy, ale ja chętnie sięgnę po inne powieści autorki.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.
Taylor Jenkins Reid, Malibu płonie, przeł. Kaja Makowska, wyd. Czwarta Strona, Poznań 2022.
Przyznam szczerze, że nie miałam w planach lektury tej książki, ale chyba jednak zmienię zdanie. Temat gwiazd tak średnio mnie ciekawi, ale chciałabym poznać tę ukryte perełki, zdarzenia skłaniające do refleksji, więc dopisuję na listę.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że sięgniesz po "Malibu płonie". Też nie kręcą mnie gwiazdorskie i celebryckie tematy, ale autorka zaskoczyła mnie tym, że ta powieść to coś więcej.
OdpowiedzUsuń