Spacerowe rozkminy #21



Czasami trzeba się odciąć. Czas biegnie za szybko i nieubłaganie. Szczególnie w stolicy. Wszyscy gdzieś pędzą. Duże miasta nie śpią, a jeśli już jest to bardzo krótki sen. Praca po godzinach, przekonanie, że jesteśmy młodzi i kiedy jak nie teraz można działać o każdej porze dnia i nocy, to norma. Biegniemy, realizujemy się, przepracowujemy, by mieć coraz więcej, być coraz wyżej. Ale przecież nic nie zabierzemy ze sobą. Oszczędzanie a gromadzenie to dwie różne rzeczy. Nie potrzebujemy wiele, by być szczęśliwymi. Rzeczy ułatwiają codzienność, ale nie są sensem życia. Docenienie i spełnianie aspiracji jest ważne, ale czasami warto zwolnić, bo co po stanowisku, jeśli jest zdobyte kosztem zdrowia. Coraz bardziej tęsknię za spokojem małych miejscowości. Całkiem innym trybem życia. Tworzeniem swojego małego świata na moich zasadach.

Potrzebowałam wyciszenia. Odcięcia się od przykrych słów. Nabrania oddechu na nowo i spokojnego rozeznania, co dalej. Na początku roku myślałam, że uda mi się tu być raz na tydzień z nową recenzją i udawało się, choć czasami pisałam do późna i uszczuplałam nieco godziny snu. Spacer to moje miejsce, które darzę niezwykłym sentymentem, bez względu na zasięgi. Pewne słowa sprawiły jednak, że zaczęłam się mocno zastanawiać, czy kontynuować moją wieloletnią pracę. Czy ma ona taką wagę, jaką bym chciała. Czy słowa, w które wkładam zawsze całe moje serce i które dopieszczam, są wystarczająco dobre.


Nieraz trudno złapać odpowiednią perspektywę. Skupić się na tym, co jest rzeczywistością, a nie cudzą opinią. Zmęczenie robi swoje, nawarstwienie trudnych przejść również. Ale mimo wszystkiego zadziały w tym czasie dobre rzeczy. Spotkanie z przemiłym małżeństwem, które sprawiło, że pewne wydarzenie będzie dla mnie wiązało się z jeszcze milszymi wspomnieniami. Było odhaczanie kolejnych rzeczy na liście, zawsze budzące we mnie entuzjazm, bo miło widzieć, jak projekty i sprawy nabierają coraz większego rozmachu. 

Było dużo lektur dających do myślenia, zamawianie książek, które wzbogacają mój literacki świat. Uczenie się od pisarzy, chowanie kolejnych, wartych zapamiętania zdań. Im więcej nowych rzeczy poznaję i bardziej poszerzam horyzonty, tym więcej we mnie radości, bo zawsze lubiłam się uczyć i nic się nie zmieniło w tej kwestii. Nadal uczę się czytać cyrylicę (to wcale łatwe nie jest). Kombinuję ze stylami, pomysłami, choć najbliższy czas jest mocno ograniczony dla mnie. 


Ostatnie dni były dla mnie jak powrót do świata sprzed pandemii. Dużo zieleni, która zawsze uspokaja, piękne kwiaty, ciepło, słońce i to poczucie, że nie muszę się spieszyć, że mam czas. Znów mogłam cieszyć się powolną codziennością, taką której doświadczam w rodzinnym domu. Ranki wypełnione śpiewem ptaków. Dni spędzane na spacerach, rozmowach, lekturze. Dobre jedzenie, pełni życzliwości ludzie, poznawanie nowych miejsc. Wizyta w muzeach, za którymi bardzo tęskniłam. Podglądanie kultury, która kształtowała się przez wieki. Wieczory z bliskimi. To cudowne poczucie, że gdzieś niedaleko jest zupełnie inny świat, taki do którego warto zajrzeć, wyciszyć się, pomyśleć. 

Najbliższe dni będą wypełnione obowiązkami, ale staram się żyć odpoczynkiem, który złapałam. Cieszę się perspektywą rozmów, które poprowadzę. Przepiękną wiosną i zbliżającym się latem. Targami Książki i spotkaniami z pisarzami z różnych stron świata. Czeka na mnie dobry czas, choć spokojnie nie będzie ;). 


A dziś wkraczam w codzienność starsza o rok, ale wdzięczna za wszystko, czego doświadczam. Z nowymi książkami, które przeczytam. Z dobrymi ludźmi dookoła. Z pomysłami, planami. Gotowa na zmiany, bo czasami trzeba zacząć od nowa. I mam nadzieję, że los przyniesie mi dobro. Chętna do próbowania nowego, bo ciągle jest tyle do odkrycia. 




Komentarze