Adeline Dieudonnè "Prawdziwe życie" - Recenzja



"Moja rzeczywistość rozpadała się, zamieniała w przyprawiającą o zawroty głowy nicość, z której nie widziałam żadnego wyjścia. Nicość tak namacalną, że czułam, jak jej mury, podłoga i sufit zaciskają się wokół mnie. Zaczynała mnie dusić dzika panika. Chciałam, żeby ktoś, jakiś dorosły, wziął mnie za rękę i położył do łóżka. Ustawił w moim życiu nowe punkty odniesienia. Wytłumaczył, że po tym dniu nastąpi następny i jeszcze następny, a moje życie odzyska w końcu twarz. Krew i przerażenie się rozpłyną." 

Duży dom na przedmieściach a w nim rodzina zasiadająca do kolacji przy stole. Mąż głowa rodziny posilający się po ciężkim dniu pracy. Obok żona, która przygotowała parujący, gorący posiłek i dzieci. Starsza córka i młodszy syn, uczęszczający już do szkoły, zachowujący się bez zarzutu. Sytuacja jak z obrazka, tylko jeden mały szczegół zaburza harmonię idealnego zdjęcia - obezwładniająca, wypełniona napięciem, od którego drga powietrze, cisza.

Dzieciństwo powinno być wypełnione radością, śmiechem, odkrywaniem świata oraz dziecinnymi żartami, na których można się też uczyć. Wspomnienia, jakie po nim pozostają ma wypełniać szczęście, lekkość i jasność. Nie zawsze jednak tak jest. Czasami wszystko idzie zupełnie inaczej. Dom zamiast być bezpiecznym schronieniem, staje się miejscem, do którego lepiej nie wracać. Po którym przemyka się najciszej jak to tylko możliwe, gdzie chce się być niewidzialnym. Ale nawet w najciemniejszym kącie, w którym hiena mruży żółtawe ślepia, wypełnia zakamarki swoim przerażającym chichotem i głodna szuka kolejnej ofiary, musi być miejsce na odrobinę dobra i miłości. 

Jest ukochany brat, oczko w głowie bohaterki, są życzliwi sąsiedzi Monica, Pani Niteczka, Mistrz, i pocieszna psinka Dowka. Są zajęcia w ogrodzie przy miniaturowych kozach i ciche plany na przyszłość. Tę namiastkę piękna i normalnego życia psuje jedno wydarzenie, które zmienia codzienność bohaterki. Czyni z jej brata kogoś obcego, zimnego, nieprzyjaznego, bliskiego ojcu. Sprawia, że wszystkie jej wysiłki będą odtąd podporządkowane jednemu celowi - odzyskaniu Gillesa. Pozwolą odkryć jej również pokłady zdolności i emocji, o których nie miała pojęcia. Nad tym wszystkim wisi jednak widmo zbliżającego się niebezpieczeństwa, bestialskiego polowania. 

Książka Adeline Dieudonnè przeszywa mrokiem, otula gęstym nacięciem, przylega do wyobraźni niczym mokra koszula do ciała. Jest dosadna, żywa, ciemna, głęboko niepokojąca, zarysowana gdzieś na pograniczu rzeczywistości i obłędu, jawy i snu. Wchłania czytelnika w świat pełen okrucieństwa, przemocy, niezrozumiałej brutalności, czającego się na każdym kroku lęku, od którego tylko czasami da się odpocząć. Nie jest to baśniowy świat, a jednocześnie ogromnie ciężko go opuścić. Jest tym straszniejszy, że wydarzenia następują po sobie niemal w zwolnionym tempie, jak gdyby świat i oprawca chcieli się nasycić każdą sekundą strachu i rodzącej się niepewności. Przewracam kolejne strony z nadzieją na odrobinę dobroci, chłonę każdą normalną sytuację. Nie liczę na happy end, ale jakąś odgórną sprawiedliwość, szalony akt odwagi, właściwą reakcję. Cokolwiek co mogłoby przerwać łańcuch zła i cierpienia. Czasami tracę czujność, wszystko wygląda jakby na końcu tunelu pojawiło się światło i było coraz bliżej, to jednak tylko miraż. Znów doświadczam rzeczy, o których wolałabym nie wiedzieć. 



Jednocześnie nie ma tu totalnego mroku. Nawet w tak nieprzyjaznym miejscu pojawiają się iskierki dobra. Małe promyczki rozjaśniające mrok, jak choćby sąsiedzi, zamiłowania głównej bohaterki, rodzące się w niej uczucia i zmieniające się podejście do świata. Poza złem nic nie jest tu statyczne. Ku zdziwieniu narratorki nawet jej poglądy ulegają przewartościowaniu. Dzięki nabytym doświadczeniom dojrzewa, zaczyna więcej rozumieć, a co za tym idzie dostrzegać to, co wcześniej było przed nią zakryte. Z zaskoczeniem odkrywa, że to, co wcześniej uważała za pewnik wcale nim nie jest. Trudno powiedzieć, co jest główną siłą napędową książki - pragnienie zemsty, wykorzenienia patologii czy miłość i troska o bliskich. Powieść belgijskiej pisarki opowiada o bezwzględności, bierności, paraliżującym lęku, pędzie ku lepszemu życiu, pragnieniu ocalenia niewinności. Straszy wypchanymi zwierzętami, a szczególnie okrutną hieną, uosobieniem zła, postacią ojca. Z drugiej strony pokazuje niezmordowaną determinację, rodzące się zrozumienie i bezwarunkową miłość.  

Ciekawie zarysowani bohaterowie, szczególnie narratorka. Sugestywne opisy, doskonale oddane napięcie, świetny język obrazujący zarówno brutalność aktów przemocy jak i przemyślenia oraz marzenia bohaterki i hipnotyzująca historia, która przeraża, ale nie pozwala odłożyć książki - to wszystko sprawia, że "Prawdziwe życie" czyta się z duszą na ramieniu i zachłannością. Jednocześnie jest to powieść bardzo oszczędna, pozbawiona zbędnych szczegółów, kierująca czytelnika ku rozważaniom dotyczącym istoty zła. Porusza również problem kata i ofiary, łowcy i zwierzyny łownej, które mogą przybierać wiele form.  Okładkowa hiena jest nie tylko wypchanym zwierzęciem, uosabia bowiem ciemność, która rodzi się w człowieku. Zaskakujące, że w tak niewielkich rozmiarów powieści mieści się studium zła, szaleństwa i determinacji. To zdecydowanie powieść dla czytelników o mocnych nerwach, którym nie straszne jest dosadne przedstawienie okrucieństwa. Ja z niecierpliwością czekam na kolejna powieść wydaną w serii "Karios".




Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.

Adeline Dieudonnè, Prawdziwe życie, tłum. Beata Geppert, wyd. Znak Literanova, Kraków 2020. 

Komentarze