O mikrowyprawach słów kilka "Znak" nr 770-771




"Bezinteresowna działalność, jaką bez wątpienia jest wędrowanie, włóczenie się czy - po prostu - chodzenie, zostaje od razu umiejscowiona po stronie elitarnych fanaberii dostępnych tym, którym się powodzi i którzy mają dużo wolnego czasu. Albo tym, co odmawiają radzenia sobie w trybach gospodarki rynkowej." - s. 9

W czasach, gdy każda minuta zdaje się na wagę złota. Gdy nasze życie jest już zaplanowane od najmłodszych lat a harmonogram napina się do granic możliwości, wolność zdaje się luksusem jedynie dla wybranych. Nie błądzimy bez celu. Nie słyszy się często o ludziach pokroju Edwarda Stachury, którzy wybrali tułaczy tryb życia. Nie wędrujemy dla samych siebie w romantycznym stylu, często bez określonego celu. Zawsze musimy mieć obrany kierunek i czas przeznaczony na wędrówkę. Chodzimy z mapami, aplikacjami, skrupulatnie liczymy kroki i kalorie. Stajemy się nieraz niewolnikami poszczególnych trendów, mód, tendencji.

Staramy się trwać w ruchu niczym bohaterowie książki Olgi Tokarczuk "Bieguni". Tkwi w nas jakiś podskórny lęk, że zatrzymanie się na chwilę wyrzuci nas z obiegu życia. Próbujemy dogonić innych, świat, otoczenie, ludzi na których opinii nam zależy. Latamy na drugi koniec świata, planujemy pieczołowicie wycieczki, starannie układając grafik zwiedzania. Biegamy na określone dystanse, chodzimy na spacery krajoznawcze czy historyczne. I choć ruch jest zbawienny dla zdrowia a sama idea spacerów i wędrowania ulega przeobrażeniom od wieków, to brak nam coraz bardziej luzu. Cierpimy na niedobór spontaniczności. Coraz rzadziej ruszamy po prostu przed siebie, ot tak bez określonego celu. Wymyka się to bowiem naszej wizji świata, filozofii życia, trybowi, w którego ramy sami siebie wkładamy.



Wraz z rozwojem cywilizacji słodkie włóczęgi, które wielu z nas pamięta z dzieciństwa, wypady do lasu, by po prostu pobyć na łonie natury, przestają pasować do poukładanego stylu życia i harmonogramu dnia codziennego. Jak to bez planu, miejsca destynacji? I warto byłoby powiedzieć sobie - tak. Po prostu wstać pewnej soboty i wyruszyć na wędrówkę. Zapakować do plecaka kanapki, wodę, zabrać ze sobą dobry humor. Zostawić wszystkie gadżety. Znów jak za czasów dzieciństwa wyruszyć na przygodę całkowicie naturalnie. 

Wakacyjny numer miesięcznika "Znak" oferuje bardzo ciekawe artykuły o tym jak zmieniały się poglądy na wędrówkę. Krótki przegląd idei wycieczek od starożytności aż po czasy współczesne, pozwala zapoznać się z tym, jak ewoluowała filozofia i podejście do wielu spraw. Bohaterowie tekstów wspominają, jak ważny był i nadal jest dla nich kontakt z naturą. Możliwość opuszczenia murów miasta i pooddychania świeżym powietrzem, wolnością. Obcowanie z przyrodą uczy pokory, ale daje również szansę na odpoczynek, którego nie zaznamy w mieście. Ruch, dotlenienie się, napawanie pięknem, odcięcie się od wszechobecnej techniki. To wszystko zyskuje całkiem nowy smak.



Kolejnym zagadnieniem jest rosnąca w siłę idea mikropodróży czyli wypraw, które można zorganizować w wolnym dniu, w weekend czy choćby w piątkowe popołudnie po pracy. Wycieczka do lasu, spacer po najbliższej okolicy, poznawanie otoczenia za miastem, korzystanie z parków oraz rezerwatów. Wykorzystywanie tego, co ma się pod nosem. Zwolennicy mikrowypraw często podkreślają, że mieszkamy w jednym miejscu przez wiele lat, tak naprawdę go nie znając. Zachęcają do rozglądnięcia się wokoło. Zauważenia architektury, osobliwości sąsiedztwa, roślinności. To początek do tego, by wyruszyć dalej. Nie oznacza to jednak wielodniowych wypraw. Wystarczy kilka godzin, by znaleźć się w zupełnie innym świecie, który urzeka, zachwyca, zniewala. Nieważne, gdzie się jest, w wielkiej metropolii, miasteczku czy małej wiosce, piękno i miejsca godne uwagi kryją się wszędzie. Warto je odkrywać.





"Znak" porusza również temat turystyki zaangażowanej, która rozwija się w Tybecie. Mechanizmy marketingowe połączone z poruszaniem emocji oraz dawką wykładów z zakresu historii i polityki, sprawiają, że ludzie nie wracają z Tybetu obojętni. Kupują gadżety, promujące walkę o niepodległość odwiedzanego miejsca, angażują się w działalność na rzecz obrony praw Tybetańczyków, zakładają koła na uczelniach, starają się dotrzeć z przekazem, który poznali jak najdalej. Czy można mówić o połączeniu metod perswazyjno-manipulacyjnych z świetnie zaplanowaną akcją marketingową? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Ważne, że wszystkie przedsięwzięcia są niezwykle skuteczne. 

Poza mniejszymi i większymi zagadnieniami turystycznymi miesięcznik porusza niezmiennie tematy kulturalne. Mnie najbardziej ujęła rozmowa z filozofem Leszkiem Kołakowskim, która pokazała go jako człowieka niezwykle ciekawego i ambitnego. Młodzieńcze zainteresowania, doskonałą znajomość łaciny, kształtowanie się młodego umysłu podczas historycznej zawieruchy, to wszystko znajdziecie na stronach nowego "Znaku".



Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Redakcji Miesięcznika "Znak".


Komentarze