Krótka refleksja o relacjach z frontu czyli co przeczytałam w 772 numerze Miesięcznika "Znak"




"Pojechałem na wojnę wiedziony prostackim, choć poważnym przekonaniem, że trzeba umieć patrzeć na wszystko. Poważnym, bo wprowadziłem je w czyn, a prostackim, bo nie wiedziałem - dopiero wojna mnie tego nauczyła - że jesteś tak samo odpowiedzialny za to, na co patrzysz, jak za to, co robisz." - s. 5

Jest w nas jakiś głód informacji. Zawsze chcemy wiedzieć, co dzieje się na świecie. Ludzkość od zarania dziejów jest ciekawa tego, co jątrzy daną społeczność, co słychać się w najbliższej okolicy, jak wygląda życie w odległych krajach. Słuchamy o rozwoju kultury, literatury, muzyki, filozofii, śledzimy odkrycia i działania zbrojne. Trzymamy rękę na pulsie, by nic nie uciekło naszej uwadze. Obecnie mamy znacznie łatwiejszy dostęp do informacji niż kiedyś. Nie oznacza to jednak, że wiemy wszystko. Wydaje się, że właśnie teraz musimy być bardziej czujni niż dawniej. Natłok informacji, odmienne narracje, sprzeczne doniesienia, fake newsy, to wszystko sprawia, że łatwo się pogubić.  Trudno nam stwierdzić, co jest prawdą a co kłamstwem. Coraz więcej osób potrzebuje szkolenia z tego, jak ocenić czy informacja jest wiarygodna. Mnogość mediów daje nam niemal nieograniczoną szansę bycia tu i teraz. Znalezienia się niemal w samym oku cyklonu historii, która dzieje się na naszych oczach. W zalewie doniesień możemy jednak czuć się nieco zagubieni. Wtedy zawsze warto kierować się ku sprawdzonym źródłom.

Żyją na walizkach, w ciągłych rozjazdach. Ich nieodłącznymi towarzyszami są adrenalina, dyktafon lub notatnik, aparat oraz żyłka hazardzistów a może lepiej byłoby powiedzieć, potrzeba szukania prawdy i dzielenia się nią z innymi. Przemierzają tysiące kilometrów, poświęcają godziny a nawet tygodnie na budowanie zaufania. Docierają tam, gdzie inni nigdy by nie zaglądnęli. Nie straszne im okopy, świszczące kule, wstawanie przed świtem, podróże z wojskiem, świadomość tego, że mogą stracić życie. Czasami paradoksalnie pomaga im skromny budżet czy pochodzenie z tej "gorszej" części Europy, innym razem płeć. Pracują samotnie lub podróżują w grupach. Wielu z nich zna się i lubi. Weryfikują każdą przekazywaną informację, by nie wprowadzać nikogo w błąd. Bywali cenzurowani, uciszani, piętnowani. Przekraczali granice zarówno strachu, jak i poprawności politycznej. Wielu z nich łamało tabu, kształtowało nowe spojrzenie na świat. Swoją pracą wołało o zmiany, przebudzenie. Dziś, pomimo tylu udogodnień technicznych ich praca jest dużo trudniejsza. To właśnie postęp zabiera im możliwość wyjazdów, które niegdyś były sponsorowane przez redakcje. Środki masowego przekazu, w szczególności internet i chęć do bycia "sławnym" sprawiają, że korespondentom wojennym jest coraz trudniej. Zdarza się, że sami sponsorują swoje wyprawy biorąc kredyt. Częściej niż prasowe relacje piszą długie reportaże wydawane w formie książki. Bywa, że chce się ich zastąpić żądnymi przygód i tańszymi twórcami internetowymi.

Tymczasem praca korespondenta wymaga przygotowania, znajomości historii, polityki, świadomości tego, że bierzemy odpowiedzialność za przekaz, który wysyłamy w świat. Etyka dziennikarska i dobre pióro, tym powinni kierować się piszący. Ich teksty na przestrzeni wieków zmieniały świat. Kształtowały opinię publiczną, wpływały na decyzje podejmowane przez rządy. Nie sposób przecenić ludzi, którzy byli i wierzę, że nadal są naszym oknem na świat i jego problemy. O tym, czym jest codzienność korespondenta wojennego przeczytacie we wrześniowym numerze Miesięcznika Znak. Dowiecie się, dlaczego Wojciech Jagielski uważa, że jest to praca dla samotnych, choć to właśnie najbliżsi pomagają przetrwać trudne chwile. Przekonacie się, co Winston Churchill przeżył podczas wojny burskiej i jak zmieniała się rola korespondentów.



Jednak nie tylko słowa oddziałują na ludzi. Często jeden obraz potrafi przekazać więcej niż tysiące najmądrzejszych zdań. Każda dziedzina ma swój język, którym oddaje informacje oraz emocje. O tym, że fotografia ma wielkie znaczenie nie trzeba nikogo przekonywać. Wystarczy odwołać się do najsłynniejszych zdjęć, które zmieniły świat. Często to właśnie one były bodźcem do publicznej debaty dotyczącej palących problemów. To fotografie dawały prawdziwy obraz tego, czego społeczeństwo nie mogło zobaczyć na własne oczy. Fotoreporterzy podobnie jak korespondenci noszą na swoich barkach ogromny ciężar odpowiedzialności. Nieraz ryzykują życiem, spędzają godziny w okropnych warunkach, znajdują się w samym centrum wydarzeń, by uchwycić "ten" jeden konkretny moment, który zapisze się na kartach historii. Czasami za niezapomniane kadry przychodzi im płacić najwyższą cenę, innym razem przeżycia kładą się cieniem na ich przyszłości. Zdarza się i tak, że wyłamują się z kodeksu i naginają rzeczywistość do swoich potrzeb. I tu pojawia się najważniejsze pytanie, gdzie leży granica, której nie wolno przekroczyć. Kiedy mówimy o fotorelacji czy migawkach o charakterze reportażowym, a kiedy o fotografii, stylizowanej przez autora. O kilku ważnych zdjęciach i losach ich twórców poczytacie na kartach Znaku.

W miesięczniku znajdziecie także kilka tekstów o kondycji Kościoła katolickiego w Polsce. Papież Franciszek stale nawołuje do zmiany oblicza Kościoła. Kraje coraz bardziej się laicyzują, a my tkwimy w nieco dziwnym przekonaniu, że wspólnota wiernych, a w zasadzie jej hierarchowie i struktury są w Polsce atakowane. Przespaliśmy moment zmian, transformacja ustrojowa pozwoliła na odetchnięcie, że oto wygraliśmy z komuną i wszystko już jest dobrze. Tymczasem reportaż Tomasza Sekielskiego zatrząsł ugruntowaną opinią i wywołał lawinę komentarzy. Przy okazji problemu pedofilii wypłynęły również inne słabości strukturalne. Mnogość uczelni, które nie zawsze zachowują wysoki poziom nauczania, przekazywanie wiary jako elementu spuścizny kulturowej niezrozumiałe dla młodych, brak osobistych świadectw, nostalgia za prawdziwymi dysputami akademickimi, pomijanie przez niektórych zaleceń episkopatu. To tylko część z opisywanych zjawisk i nietrudno nie zgodzić się z ks. Grzegorzem Strzelczykiem, że wkurzamy się a część kapłanów robi to razem z nami. Bo trzeba reform pewnych sfer, większej otwartości i docierania do młodych.  Prawdy i wymagań. Mówienia przede wszystkim o Ewangelii, jasnego wykładania podstawowych prawd wiary. Pokazywania piękna Dobrej Nowiny, a nie ucinania pytań odwiecznym "Tak ma być" czy zbywania problemów orzeczeniem o "ataku nieprzychylnych środowisk".


Dalej przeczytacie o tym, co gra w bułgarskiej duszy i może łatwiej będzie wówczas zrozumieć przesyconą nostalgią powieść "Fizyka smutku", w której Geogri Gospodinow czaruje słowem. To dobry początek do zgłębienia tego, co obecnie dzieje się w kraju, który był niegdyś wakacyjnym rajem. Może i Was podobnie jak mnie zaskoczy historia o Baj Ganjo, swoistym homo balcanicus, który niczym nasz rodzimy Nikodem Dyzma nadal wspina się po szczeblach kariery, skupiony jedynie na sobie i własnej grze. Z Bułgarii przenosimy się do Ukrainy, bohaterki powieści "Internat" Serhija Żadana. Państwa, w którym nadal tli się konflikt, gdzie mieszają się interesy państw, polityczne podchody. To tu pojawiają się nieznani żołnierze, których nie można zidentyfikować  i przymuszani do działań zbrojnych młodzi poborowi. I ciągle w głowie odzywa mi się zdanie "Józef Stalin tak żonglował narodowościami i w taki sposób osiedlał różne grupy etniczne, by w odpowiednim momencie możliwe było wywołanie konfliktu. (s.50)". Właśnie o tym echu przeszłości i jego wpływie na życie prostych ludzi opowiada Małgorzata Nocuń.

Miłośnicy twórczości Gustawa Herlinga-Grudzińskiego również  znajdą coś dla siebie. Czytając tekst Jana Tokarskiego przypomniało mi się opowiadanie "Wieża", w którym mowa o walce nadziei z rezygnacją, by nie rzec z beznadzieją. To niemal filozoficzne spojrzenie na to, czy własne pragnienia można realizować kosztem drugiego człowieka, rzecz o dorastaniu do brania odpowiedzialności za swoje czyny i pogodzeniu z losem. W końcu zaś to historia o wierze, relacji człowieka chorego, którego pod pewnymi względami można porównywać z osamotnionym Chrystusem na krzyżu. Jeśli maci dalszy apetyt na kulturę zachęcam do lektury tekstu o Czapskim. Koniecznie zaś zapoznajcie się z "Instrukcją obsługi ciszy nocnej". Myślę, że pozwoli ona nieco inaczej spojrzeć na otaczający nas świat i to, jak sami żyjemy, często może nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że wpływamy na otoczenie bliźnich. Na sam koniec przewrotny tekst Filipa Springera o tym, jak krótkowzroczność wpływa na teraźniejsze życie i przyszłość naszych bliskich. Wtuleni w doczesność nie zadajemy głośno pytań o los potomków, nie zwracamy należytej uwagi na efekty prowadzonych działań, brak nam zdolności przewidywania, a może po prostu nie chcemy słyszeć, że należy się zatrzymać i zacząć zmieniać świat od siebie. Nie godzimy się na wyrzeczenia i rezygnację z wygodnego stylu życia, w końcu jesteśmy tu jedynie kilkadziesiąt lat, a co będzie później? Czy to nasz problem?



Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Redakcji Miesięcznika "Znak".

Komentarze