O spoglądaniu w niebo z 773 nr "Miesięcznika Znak"



"Wszystko zaczyna się mniej więcej po godzinie patrzenia. Tutaj nie da się tego zrobić w trybie fast. Jest jeszcze jeden warunek: nie analizować, nie interpretować. Mniej więcej po godzinie umysł z oporem przyswaja fakt, że obserwuje nieskończoność, a w perspektywie znajduje się punkt, w którym załamują się znane prawa fizyki. Patrząc horyzontalnie, nie można tego doznać. Ta reakcja zachodzi spokojnie i długo, lecz na jakiś czas, nim nie skołuje nas codzienność, zmienia strukturę świadomości, otwierając ją na nieopisywalny a dominujący fragment rzeczywistości. Człowiek czuje się, jakby żył tam, na dole, w płytkim, ale ponurym kłamstwie, które wszystko to, co zbyt trudne do przyswojenia, błyskawicznie przypisuje do kategorii fikcji". - s. 26

Od zarania dziejów spoglądamy w niebo. Wznosimy wzrok z zafascynowaniem, zauroczeniem, odpoczywamy, podziwiamy, pozwalamy myślom płynąć. Dzięki gwiazdom odnajdujemy drogę do domu, jesteśmy w stanie ustalić nasze położenie i właściwy kierunek podróży. To nocne niebo daje otuchę nawet tym, którzy znajdują się w trudnej sytuacji. Wszyscy mieszkamy pod jednym sklepieniem, dachem świata. Patrzymy na te same gwiazdy, dzięki temu wydajemy się być bliżej tych, za którymi tęsknimy. Od wieków marzyliśmy o tym, by wznieść się w przestworza. Latać jak ptaki. Gdy to osiągnęliśmy nasze marzenia poszły dalej. Zapragnęliśmy polecieć w kosmos, stanąć na Księżycu. Dziś coraz śmielej mówimy o locie na Marsa a kolonizacja innej planety wcale nie wydaje się wyjęta z filmu science fiction. Niebo zdaje się być bliżej niż kiedykolwiek.

Coraz lepiej poznajemy nie tylko własną galaktykę, ale i inne miejsca wszechświata. Udoskonalamy sprzęt obserwacyjny, pragniemy odkrywać coraz to nowe gwiazdy. Naukowcy snują odważne plany i pomysły. Jednocześnie poznając niebo coraz łatwiej zrozumieć nam nas samych i zjawiska, które zachodzą na Ziemi. Sytuujemy się w bardzo konkretnym miejscu, spoglądamy w nieograniczoną dla naszych umysłów przestrzeń i bardzo mocno odczuwamy swoje miejsce we wszechświecie. To zmienia punkt widzenia, każe oceniać swoje działania całkiem inaczej, bardziej racjonalnie, perspektywicznie. Wziąć odpowiedzialność za to, co robimy tu i teraz, by móc iść wyżej i dalej. O tym i swojej fascynacji astronomią opowiada Joanna Maria Mikołajewska pracownik Centrum Astrologicznego im. Mikołaja Kopernika PAN w Warszawie.

Idąc dalej poznajemy historię rozwoju astronomii w pigułce oraz podboju kosmosu. Warto bowiem pamiętać, że rywalizacja między USA a ZSRR to nie tylko wyścig zbrojeń, ale wielka walka o to, kto pierwszy pojawi się na orbicie okołoziemskiej, a następnie zjawi się na Księżycu. O ogromnych nakładach finansowych, wsparciu geniuszy XX wieku, a także wielkich katastrofach i tym, co wpłynęło na realizację chyba najdroższego w historii projektu, dowiecie się z najnowszego numeru "Znaku". Przekonacie się również jak znacząco zmieniło się oblicze kosmicznych projektów, które są dziś bardziej międzynarodowe i oparte o współfinansowanie, jeśli nie finansowanie firm sektora kosmicznego. Dzisiejsza odsłona podboju kosmosu diametralnie różni się od tego, co było w przeszłości. To już nie tylko sposób na udowodnienie, kto jest najsilniejszy, ale realny projekt, mający na celu pokazanie wielkości człowieka, jego zdolności do pokonywania kolejnych barier, poszerzania swoich wpływów. To dalekosiężna i rozłożona na lata inicjatywa, w której biorą udział ludzie posiadający całkowitą świadomość tego, co poświęcają i jak wygląda bilans zysków i strat.

W końcu kosmos to ogrom piękna, które nie mieści się nam w głowie. Obserwowanie gwiazd pozwala poczuć własną znikomość, ale i wielki spokój, gdy trzepoczący umysł nagle zaczyna rozumieć, że przecież jest częścią czegoś nieskończenie wielkiego i pięknego. Chęć poznania nieba, nauka gwiazd układających się w konstelacje, odwiedzanie parków ciemnego nieba, w końcu zadzieranie głowy do góry, by napawać oczy magią gwiazd, to wszystko dostępne jest dla każdego. Wystarczy jedynie ruszyć się nieco i pozwolić sobie na szaleństwo spoglądania do góry w wiecznie zabieganym świecie. 



Wybieram kilka kosmicznych lektur na jesienne popołudnia, bo zafrapował mnie szaleńczy bieg ku podbojowi kosmosu i wielkie rozpościerające się nad moją głową niebo. Przeglądam katalog, znajduję odpowiednie tytuły, podchodzę do półki. Do domu zabieram trzy, które będą mi towarzyszyć. W codziennym pośpiechu decyduję się na "Astrofizykę dla zabieganych" Neila DeGrasso Tysona. Będę również czytać o tych, dla których kosmos nie jest już nieznaną przestrzenią. Andrew Smith i jego "Księżycowy pył. W poszukiwaniu ludzi, którzy spadli na ziemię" opowiedzą mi o kosmicznych kowbojach i ich historii. Słyszałam już o tej książce i tym bardziej nie mogę doczekać się lektury. Na koniec kompendium wiedzy wprost od astronauty, czyli to co powinniśmy wiedzieć o kosmosie w pigułce. "Zapytaj astronautę. Wszystko, co powinieneś wiedzieć o podróżach i życiu w kosmosie" Tima Peake'a zapowiada się obiecująco. 

Tęsknię za moim rodzinnym Podkarpaciem, gdzie jakoś łatwiej obserwować gwiazdy niż w stale zabieganej i pokrytej siatką lotów stolicy. Brakuje mi spokojnych wieczorów i sycenia wzroku migotliwym światłem gwiazd. Tej świadomości, że jestem znikoma, a jednak mam swoje miejsce pod niebem. I ciągle marzę o asyskim firmamencie, o którym Roman Brandstaetter pisał:

 "Noce są ciche i pełne aniołów. Te noce oswajają człowieka z gwiazdami i uczą go modlić się milczeniem. Wystarczy o północy stanąć na Piazza Vescovado, gdzie ongi przed wiekami dokonało się dziwne misterium franciszkańskie, oczy wznieść ku gwiazdom a cała nasza modlitwa wyrazi się w jednym spojrzeniu. Ludzie, którzy zapomnieli się modlić, powinni pielgrzymować do Asyżu. Modlitwa sama na nich spłynie. Takich nocy jak w Asyżu nie ma nigdzie na świecie. Pozbawione tragizmu ciemności przechodzą spokojnie przez miasteczko jak kierdel czarnych owiec. Pod osłoną nocy nie dzieją się tutaj żadne dramaty. Nikt w nikogo nie godzi. Nikt przeciwko nikomu nie spiskuje. Noc jak łuk przymierza łączy człowieka z człowiekiem." (Roman Brandstaetter "Kroniki Assyżu").

Patrzenie w niebo, oglądanie gwiazd nierozerwalnie odsyła do myślenia o tym, co wieczne i co przemijające. Przypomina powiedzenie Immanuela Kanta "Niebo gwieździste nade mną, prawo moralne we mnie". Niezmiennie nasuwa skojarzenia z Bogiem. Od początku pontyfikatu papież Franciszek bezustannie nawołuje do zrobienia rabanu w Kościele. Jeśli chcecie odsłonić oblicze owego "zamieszania" odsyłam was do książki Mirosława Wlekłego "Raban! O kościele nie z tej ziemi". Trzeba przyznać, że mamy problem w pojęciu idei owego rabanu. Wychodzeniu poza schematy, otwieraniu się, rozumieniu i przyjmowaniu słów obecnego następcy św. Piotra. Widać to w oporze wobec pewnych zachęt czy nawet dokumentów. Nad sytuacją osób w ponownych związkach i praktyką duszpasterską zaproponowaną w adhortacji "Amoris Laetitia" pochyla się ks. Eligiusz Piotrowski. Naświetla ważny temat osób pragnących być w Kościele i szukających Boga mimo trudnej sytuacji rodzinnej i osobistej. Oliwy do ognia dolewa również postać Cornela Westa aktywisty, filozofa, intelektualisty, który głośno i wyraźnie nawołuje do zmian, krytykuje zarówno poprzedniego jak i obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, domaga się wysłuchania osób zepchniętych na margines. Mówi głośno, wyraźnie, jest tam, gdzie ktoś potrzebuje pomocy, gdzie łamane są podstawowe prawa i potrzeba najzwyczajniej w świecie dobra i życzliwości. Stawia pytania o to czym jest człowieczeństwo i jego ideę odnajduje w postaci Jezusa i Jego czynach.

Jeśli chcecie poczytać więcej o Kościele i tym, jak wyglądał niegdyś i co dziś powinniśmy zmienić, gorąco polecam Wam książkę ks. Grzegorza Strzelczyka "Kościół. Niełatwa miłość". Ta krótka publikacja przekazuje informacje, których nie wyniesiecie z lekcji religii, a które dają szansę zrozumieć to, co dzieje się dzisiaj. Prześledzić rozwój Kościoła i zauważyć, dlaczego zmiany są tak potrzebne. Następnie polecam lekturę "Łobuzów" Grzeszników mile widzianych", w których ks. Grzegorz Kramer i Piotr Żyłka rozmawiają z Łukaszem Wojtusikiem o tym, co dziś boli w Kościele po obu stronach ołtarza. Niepokorne dusze bohaterów głośno i wyraźnie mówią, co leży im na sercu i zachęcają do aktywności w relacji parafia - parafianin. Z niecierpliwością czekam również na zapowiedziane na listopad "#wrzenie" czyli książkę Karoliny Korwin Piotrowskiej i ks. Grzegorza Kramera. 



Październikowy numer "Znaku" to również podróż na Kubę. Niepokojąca i dziwna to wyprawa, w której Ola Gracjasz opowiada o miejscowych wierzeniach  i praktykach, podczas których dochodzi do opętania. Dowiecie się, skąd wypływa popularność przerażających seansów rodem z horroru, uznawanych są za element uduchowienia. Ponieważ tegoroczny październik to oczywiście czas wyborów nie mogło zabraknąć podsumowania ostatnich czterech lat rządów PIS-u. Jeśli interesuje Was polityka, w "Znaku" czekają  dwa teksty. Zachęcam również do lektury cyklu "Pod niskim niebem - o kulturze Holandii", w którym możecie przeczytać o Johannesie Thopasie. Na koniec zaś ogromnie ważna rozmowa o burzeniu barier w dostępie do kultury osób niepełnosprawnych, kompleksowym planowaniu i włączaniu wykluczonych nie tylko w odbiór, ale i tworzenie szeroko pojętej sztuki - czytając "Znak" nie przegapcie "Kultury dostępnej dla wszystkich".

Czytajcie, zadzierajcie głowy do góry, bujajcie w obłokach, spoglądajcie w gwiazdy, czyńcie dobrze i korzystajcie z kultury. A na zakończenie kilka nut. 






Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Redakcji Miesięcznika "Znak".




Komentarze