Złap się za Słowo - dzień osiemdziesiąty szósty - dziewięćdziesiąty drugi




Zaczął się ostatni tydzień marca. Czas szybko ucieka, kończy się powoli Wielki Post. Za oknem coraz częściej świeci słońce, zrobiło się ciepło, pojawiły fiołki, przyroda budzi się do życia, coraz więcej zieleni dookoła. Jest cudownie <3

dzień osiemdziesiąty szósty


Jezus wyrzuca z opętanego złego ducha, wcześniej jednak pyta go jak ten ma na imię. Okazuje się, że to Legion ponieważ jest ich wielu. Zły prosi Pana, by nie wyganiał ich z okolicy.

Legion to jednostka taktyczna, która składała się z ok. 5000-6000 żołnierzy. Jeśli zatem przełożymy to na zniewolonego człowieka, wydaje się to naprawdę przerażające. Tak wiele złych duchów w jednej osobie. Nie dziwi zatem cierpienie i fakt, że żadne więzy nie pomagały. Strach myśleć, co działo się w tej osobie. 

Czasami coś, co wydaje się niewinne przylega na naszego stylu życia. Drobne, z pozoru nieistotne przyzwyczajenia, malutkie kłamstewka, delikatne naginanie praw. To wszystko rośnie coraz bardziej i sprawia, że przypominamy człowieka z Ewangelii. Tłamszą nas nie wielkie rzeczy czy rzecz, ale duża liczba niby delikatnych spraw. Powoli zatracamy wolność, nieraz tego nie zauważając. Warto zatrzymać się, popatrzeć na życie z dystansu i zobaczyć, czy gdzieś nie zatraca się moja relacja z Panem i moja wolność. 


dzień osiemdziesiąty siódmy


Legion prosi Chrystusa, by mógł wejść w pasące się świnie, na co Nauczyciel wyraża zgodę. 

Zawsze zastanawiał mnie ten fragment, czemu świnie, o co chodziło. W komentarzu do tego fragmentu znalazłam informację, że przyzwalając na opętanie świń Jezus sprawił, że złe duchy nie wchodziły już więcej w ludzi. Pozostały w zwierzętach. 

Nurtuje pytanie, dlaczego Bóg pozwala na opętania. Przecież nie zapomina o swoich dzieciach. Nie robi jednak niczego na siłę, szanując wolną wolę człowieka. Zło wchodzi w życie każdą możliwą drogą, czasami w wielkich rzeczach, ale zwykle w malutkich, cicho, podstępnie, niezauważenie. Zwodzi, że przecież nic złego się nie dzieje, że to dla dobra człowieka, jego szczęścia i dajemy się nabrać na takie podszepty. Jak mówił O. Adam Szustak, jeśli usłyszelibyśmy, co naprawdę się stanie, że coś nam zaszkodzi, będziemy przez to cierpieć, to kto by się dał namówić? Każdy pragnie przecież szczęścia, a jednak wybiera złe drogi, brnie w bagno i czasami jest już tak głęboko, że dochodzi do zniewolenia. Co ochrania? Przede wszystkim spowiedź i czynne uczestnictwo w Eucharystii. Wtedy trudniej kogoś oszukać, bo człowiek zapatrzony w Chrystusa jest czujny, silny, nie daje się. 


dzień osiemdziesiąty ósmy


Duchy wchodzą w świnie, te zaś natychmiast ruszają przed siebie i spadają z urwiska do jeziora. Widząc to pasterze uciekają przerażeni i opowiadają w mieście i okolicznych domach, co się stało. 

Nie dziwię się pasterzom też wiałabym na ich miejscu. Zwierzęta, które stały się opętane chyba normalnie, instynktownie czując, że zaszło coś złego, zaczęły biec. Zdezorientowane, przestraszone, być może chciały uciec przed tym, co poczuły. Skończyły jednak topiąc się w jeziorze. Zło w tym obrazie jest bardzo mocne. Świnie traktowane jako nieczyste przez Żydów lądują w jeziorze, które przecież jest siedliskiem zła. Sugestywne, prawda? 

Czasami wydaje nam się, że świat jest zły. Wojny, ludzka chciwość, nienawiść, zawiść, wyzysk. Rzeczywistość jawi się w ciemnych barwach, ale jest przecież Bóg, który wyrywa nas z tego. Pochyla się z miłością i pozwala zacząć od nowa. W pracy zauważyłam jedną rzecz, gdy jest ciężko, pojawiają się problemy, ktoś nakrzyczy, słowem dzień nie należy do najlepszych, może się zdarzyć jakiś drobiazg, który wszystko zmieni. Pamiętam pewien zimowy dzień, byłam zmęczona, przed chwilą sprawa była dość nerwowa i podchodzi do mnie klient i od razu padają słowa "Dzień dobry, jaki pani ma ładny kolor włosów, taki ciepły, a na polu biało i zimno". Zatkało mnie. Ja tu normalne dzień dobry, a ten człowiek do mnie od razu z uśmiechem i ciepłem. Popatrzyłam na mężczyznę, uśmiechnęłam się, podziękowałam i zrobiło się jakoś jaśniej, lepiej. Powiem wam, że zło jest duże, krzykliwe, hałaśliwe, wredne, rzuca się w oczy. Ale ja kocham te drobiazgi, cudowne perełki dnia, które sprawiają, że inaczej patrzy się na człowieka i rzeczywistość. Na pewno ten pan nie czyta mojego bloga, ale jeśli jakimś cudem, by tu trafił, to pewna rzeszowianka dziękuje za piękny gest, który poprawił jej dzień :). Także dajcie się ponieść miłości, radości, życzliwości. Szczególna prośba, jeśli jesteście w sklepie, uśmiechnijcie się do sprzedawcy, życzcie miłego dnia, sama to praktykuję i widzę, że tego potrzeba tym wszystkim pracownikom, bo nie mają łatwo, a cudownie widzieć uśmiech na ich twarzach <3. 


dzień osiemdziesiąty dziewiąty


Do Jezusa przychodzą ludzie z okolicy. Widzą uzdrowionego człowieka, który był opętany i przerażeni proszą Pana o to, by odszedł. 

Moc Chrystusa wywołuje niepokój. Przybyli nie wiedzą, kim jest ani skąd pochodzi Jego moc. Nie pragną się dowiedzieć, nie pytają. Ostrożni proszą, by Nauczyciel odszedł, bo według nich pewnie stwarzał zagrożenie. Strach urazić człowieka, który potrafi uwolnić opętanego. Jest coś w ludzkiej naturze, że nawet piękne i dobre rzeczy, których nie umiemy pojąć są dla nas w jakiś sposób przerażające. 

Czy mam się bać Boga? Nie. Stwórca nie pragnie lęku, ale miłości i właśnie z tego powodu, że mogłabym Go zranić, może wynikać pewien niepokój, a właściwie to jedynie lampka z tyłu głowy, że nie powinnam tak robić. Nigdy nie chce się ranić, kogoś kogo się kocha. A jedna zdarza się to, prawda? Nieraz dość często. Nie rozumiem i nigdy nie pojmę, Kim jest Bóg, mam za mały rozumek i tak jest, że wobec nieskończoności Pana jesteśmy jak Kubuś Puchatek i to jest całkiem normalne i dobre. Kiedy jednak widzę piękno świata, ludzi, którzy po prostu urzekają, gdy zdumiewa mnie najmniejszy dobry odruch, czuję, że nie mogę bać się Tego, Który mnie stworzył. Nie powinnam. "Kocham, więc nie muszę się bać" :), nawet jak nie rozumiem. 


dzień dziewięćdziesiąty


Uzdrowiony chce iść za Jezusem, prosi Go, by mógł przy Nim zostać. Pan jednak nakazuje mu iść do domu i mówić o tym, co Bóg dla niego uczynił. Posłuszny tym słowom człowiek wraca do siebie i opowiada o łasce, która go spotkała. 

Dlaczego mężczyzna musiał odejść? Może z tego powodu, że jego pobratymcy bali się Jezusa a jego wysłuchają? Innym powodem mogło być to, że nie był on Żydem, zatem nie nadawał się jeszcze na ucznia Chrystusa. Warto przypomnieć sobie problemy z nauczaniem wśród pogan, jakie przeżywał św. Paweł. Słowem nie był to jeszcze moment na wprowadzanie tak monumentalnych zmian. 

Zdarza mi się chcieć wszystkiego od razu. Zaczynam i czekam na wielkie efekty, a przecież trzeba się natrudzić, często poszerzyć wiedzę, wypróbować kilka dróg. Planować, weryfikować postępy lub ich brak. Nieraz rzucam się z motyką na słońce jak ów człowiek, zamiast szukać swojej drogi. To może być nieco frustrujące, ale przecież Bóg wie lepiej, którędy powinnam iść. O. Adam Szustak zachęca do znalezienia siebie, swojej właściwości a nie podążania drogami innych, warto o tym pamiętać.


dzień dziewięćdziesiąty pierwszy


Mistrz przeprawia się na drugą stronę jeziora. Tam czeka już na niego tłum a w nim Jair, jeden z przełożonych synagogi. 

Ci, którzy widzieli cuda niestrudzenie podążają za Nauczycielem. Pojawiają się także nowi ludzie. Opowieści o dziełach Jezusa musiały krążyć wśród ludu i pobudzać ciekawość i wyobraźnię. Pragnienie zobaczenia cudu, doświadczenia czegoś niesamowitego, nauczenia się czegoś nowego, to kierowało ludzi do Mistrza. Łaska rozlewała się a przypowieści sprawiały, że Królestwo Niebieskie przybliżało się. 

Są takie dni, kiedy wstaję i pragnę od razu uśmiechnąć się, podziękować Panu za spokojną noc, powiedzieć, fajnie że zaczął się nowy dzień i właśnie dziś chcę uśmiechać się i być dla ludzi. Jestem jak Jair, który wychodzi do Jezusa. Innym razem jedyne o czym marzę to kubek kawy, żebym się przebudziła a przy nim podczytuję sobie #jeszcze5minutek i wtedy cały dzień jak mam wolne chwile mogę wracać do przeczytanych słów. Co ogromnie mi się podoba, to fakt, że rozdziały w tej książce są krótkie i faktycznie można je przeczytać przy kawie i śniadaniu i dobrze rozpocząć dzień. A zatem, bez narzekania, wstań, wypij kawę lub nie, powiedz Bogu kilka dobrych rzeczy i ruszaj z Nim w nowy dzień :).


dzień dziewięćdziesiąty drugi


Gdy tylko Jair dostrzegł Pana, padł mu do stóp i błagał, by położył ręce na jego dogorywającej córeczce. Mężczyzna wierzył, że dzięki temu jego dziecko ozdrowieje. 

Czekanie przełożonego synagogi nie było bierne, on wypatrywał Chrystusa. Pragnął odnaleźć go jak najszybciej, by móc uratować swoje dziecko. Był zapewne niecierpliwy, ale i rozważny. 

Ks. Jan Kaczkowski pisał, by rozmawiać z Bogiem, prowadzić dialog, a nawet spierać się. Szukać odpowiedzi, nie zapominając, że trzeba wsłuchiwać się w to, co Bóg ma do powiedzenia, a nie chcieć potwierdzenia własnych wniosków. Czasem Pan pewnie zgodzi się z tym, co nam się wydaje, jeśli to dobra odpowiedź, innym razem zaskoczy nas tym, na co byśmy nie wpadli. Pewnie, że będą sytuacje, gdy będziemy burzyć się przeciw temu, co usłyszymy, bo człowiek ma tendencję do dochodzenia do wniosku, że wie lepiej. Nie wie i ta świadomość, choć trudna i boli, powinna być zaakceptowana. Rozmawiaj z Bogiem, ale szczerze, otwarcie, nie uciekaj, nie rób tak jak być może Cię uczono, że grzecznie dziękujesz za dobro i uparcie milczysz o tym, co boli. Czy przed Bogiem można się skarżyć? Myślę, że tak, bo przecież zna moje serce. Wie, że są sprawy, które bolą, wkurzają, gryzą. Czy o takich rzeczach nie rozmawia się z kimś, kogo się kocha? Czy nawet nie spiera się o to? Zdarza się nam być takim pluszowym misiem dla Boga. Leżeć gdzieś w kącie, gdy jesteśmy już trochę poszarpani, zabrudzeni a wychodzić, kiedy uszkodzenia się naprawi a brud spierze. A Bóg chce nas takimi, jakimi jesteśmy, z całym bagażem, raną, niepewnością, z naszym poirytowaniem, radością, szczęściem, nadzieją i miłością. Pragnie nas prawdziwych do bólu. 



Komentarze