Osaczona strachem – Joanna Sykat „Jutro zaświeci słońce” - Recenzja



   

„Zimny chów jest sto razy gorszy od porządnego lańska. W zimnym chowie nie ma czułości ani tej codziennej, ani tej po lańsku. Nie ma lańska. Nie ma niczego. Matka nigdy nie uderzyła mnie w twarz czy tyłek. Skatowała tylko moje człowieczeństwo w przekonaniu, że droga, którą szła przez życie, będzie dobra i dla mnie. Że właściwie to nie tyle dobra, co jedyna. A więc praca, nielubiana, ale praca z pełnymi świadczeniami. Całe życie zawodowe w etatowych klapkach na oczach, z celem, którym była emerytura. A więc smutek i pustka życia intymnego. A więc przekonanie, że jest się kimś, gdy ma się pieniądze i emeryturę. Dlaczego jedynie schematy, które nie są dobre dla nas, wydają nam się bezpieczne?” – s. 42

Jutro zaświeci słońce” wywołało u mnie mętlik w głowie. Po przeczytaniu zapowiedzi, wiedziałam że bardzo chcę przeczytać tę książkę. Nie spodziewałam się jednak, że aż tak mocno podziała na moją wyobraźnię i świat emocji. Cały czas próbuję domyślić się, co siedziało w głównej bohaterce, jak określić jej stan. Czy mogła coś zrobić wcześniej? Czy dałoby się uniknąć pewnych sytuacji i błędów? W końcu, jak to jest, że najbliższa osoba, może ranić najdotkliwiej?

   Bajkowa okładka, delikatna, ulotna, poetycka. Ona idzie w stronę światła. Jest dobrze, wszystko się układa. Początek drogi czy może jej koniec? Stawiam sobie kolejne pytania, zachwycona eterycznym zdjęciem. Z zapowiedzi wiem, że książka będzie całkiem inna. Ale co mnie czeka? Otwieram i po pierwsze zaskakuje mnie forma dzieła Joanny Sykat. Jest ciekawa, bo lubię narrację pierwszoosobową, wiem, że jest subiektywna, ale zdecydowanie bardziej emocjonalna, a wnikanie w świat wewnętrzny bohaterów ogromnie mnie pociąga. Zaczynam więc czytać kolejne z czterdziestu jeden rozmów bohaterki z pewną kobietą, o której przez ogromnie długi czas niczego się nie dowiaduję. Czuję, że to nie tylko opowieści, ale forma terapii. Robi się coraz ciekawiej…

   Anita mówi o swoim życiu. O dziecięcych latach wypełnionych miłością i ciepłem babci, uosobienia dobroci, radości i wolności oraz o obojętności i naciskach ze strony matki. Wieczne niezadowolenie, wyzwiska, poniżanie wszystko to wpływa na dziewczynę, która zawsze musi być najlepsza i jest zobligowana do rzetelnego wypełniania planu na przyszłość swojej matki. Bohaterka nie może mieć własnych marzeń ani pomysłu na życie. Pragnie pisać i robi to dobrze, o czym świadczą wygrane konkursy i wydane książki. Osoba, która powinna cieszyć się jej sukcesami i szczęściem okazuje się jednak tym, kto podkopuje jej osiągnięcia i sprowadza je do poziomu pomyłki. Wygrany konkurs to czysty przypadek i wynik niskiego poziomu reprezentowanego przez uczestników, wydane książki są katastrofą, bo nie zapewnią jej pracy dającej poczucie bezpieczeństwa. To strata czasu. I tak z wszystkim. Same błędy i porażki, bo przecież Anita do niczego się nie nadaje i wszystko trzeba jej dyktować. Z piekła, w którym raz na jakiś czas dziewczyna próbuje się nieskutecznie buntować, wyrywa się dzięki Pawłowi.

   Miłość, którą obdarza ją ten mężczyzna choć odrobinę zagłusza nieustannie towarzyszący jej strach i pozwala poczuć się wolną i nieco lepszą. Jednak ciągłe docinki matki, jej głos w głowie mówiący, że chłopak i tak ją zostawi, są trutką na szczęście, jakie rodzi się w Anicie. Mimo wszystko, choć z duszą na ramieniu i ogromem wątpliwości, psujących ślub, narratorka ostatecznie wybiera Pawła i na rok staje się szczęśliwą osobą, umiejącą cieszyć się najdrobniejszymi rzeczami. Jej nowe mieszkanie bardzo powoli staje się domem, do którego z trudem zbiera się sprzęty, ale który staje się przytulny właśnie dzięki wysiłkowi i czułości, jaką wkłada się w tę czynność. I życie toczy się spokojnie, nawet strach staje się mniejszy, do czasu… Wraz z powrotem matki, całe zło znów dotyka bohaterkę. Mimo, że jej książka zbiera dobre recenzje, mimo wsparcia ze strony męża, który utrzymuje dom i pragnie, by żona realizowała się jako pisarka, bo zna się na tym i sprawia jej to radość, w życie nad morzem, w domu z niebieską podłogą wkracza lęk. Zwątpienie i złe słowa powoli niszczą relację między małżonkami. Anita i Paweł wracają do domu jej babci i rozpoczynają nowy rozdział. I choć miłość i cierpliwość mężczyzny jest wielka, sytuacja go przerasta. Nie jest w stanie dotrzeć do żony, która nie umie uwolnić się od toksycznej matki i która zna jedynie strach. Gdy po raz kolejny zderza się z zachowaniem całkiem nieadekwatnym do dorosłej osoby, odchodzi. Nawet ostatnia próba przekonania Anity do rozpoczęcia nowego życia spełza na niczym. Paweł już wie, że nie znajdzie upragnionej rodziny i musi iść dalej.

   Po tym wydarzeniu coś jednak ulega zmianie. Anita dokonuje pewnego odkrycia. Poznaje rodzinną tajemnicę, która rzuca na jej życie całkiem nowe światło. Sytuacja powoli wyjaśnia się i nabiera nowych znaczeń. Przeszłość nie zawsze jest taka, jaką ją pamiętamy. Rozpoczyna się odkrywanie nowej historii i walka z własnymi słabościami. Jak skończy się to dla Anity? Powiem, że zakończenie ma w sobie element zaskoczenia...

   Joanna Sykat opowiedziała niezwykle trudną i bolesną historię. Pokazała, że ktoś najbliższy dziecku może być tym, kto je niszczy. Metody, jakimi posługuje się Edyta wywołują w czytelniku oburzenie, zniesmaczenie i bunt. Jak można traktować drugą osobę, szczególnie bezbronną z taką obojętnością, wrogością, napastliwością! Robić z niej kukłę, która za wszelką cenę musi podporządkować się narzucanej jej wizji przyszłości. Pozbawiona możliwości decydowania o sobie i nie tylko spełniania, ale niemal posiadania własnych marzeń narratorka staje się bezwolna. Stara się buntować i momentami udaje się jej to na krótką chwilę, ale zawsze jest tak, że w końcu dopada ją lęk. Anita żyje i oddycha strachem. Jest całkowicie niezdolna do podejmowania decyzji i najlepiej, gdyby to inni dokonywali ich za nią. Coś z tyłu głowy zawsze podpowiada jej masę wątpliwości i słowa matki, które poniżają i ranią. Co najdziwniejsze, mimo że nie czuje niczego pozytywnego do rodzicielki, stara się zyskać jej aprobatę i o wszystkim ją informuje. Bohaterka to osobowość zależna, myślę że depresyjna i całkowicie sparaliżowana przez obezwładniający ją lęk. Potwierdzeniem tego są jej słowa. To dziewczyna obdarowana wieloma talentami, ale porzucająca wszystko w czym odnosi sukces, bo nie wpasowuje się to w jej ustaloną przyszłość i dlatego, że przecież trzeba siły, by się realizować. Anita jest zahamowana, woli wycofać się w bezpieczną pustkę, niż walczyć o swoje. Łatwiej jest dla niej uciec i trwać we wspomnieniach niż spełniać swoje marzenia. Nie potrafi egzystować bez aprobaty, ale jej słabość nie drażni. Wywołuje jedynie smutek i każe zastanowić się, jak łatwo zniszczyć słabszego człowieka.  Boli jednak jedna sprawa, że nie potrafi oprzeć się na miłości i anielskiej cierpliwości męża. Że zamiast budować swój świat na uczuciu, które jest pozytywne, stale wraca do krzywd, które doznała. Zamiast czerpać siły z miłości, woli spadać na samo dno cierpienia i strachu. A może jednak tak lepiej? Może czasami trzeba z hukiem uderzyć o dno, by opamiętać się i odbić od tego, co niszczy?

   Paweł jest postacią mocno kontrastującą z główną bohaterką. Choć wychowywał się w domu dziecka lepiej zdaje się wiedzieć czym jest rodzina i jak kochać. Nie kieruje się strachem, nie stara się sklejać wszystkiego jak bohaterka. Wie, że są rzeczy ważne i ważniejsze. Walczy jednak o związek z Anitą i stara się jej pomóc, odseparować ją od matki i lęków, jakie w niej wywołuje. Nie pozwala na poniżanie żony, ale z czasem coraz trudniej radzić mu sobie z problemami narratorki. Przegrywa z pasywnością i jej podporządkowaniem się strachowi. W końcu Edyta sprawczyni całego bólu i stanu, w jakim jest bohaterka. Wiem, że istnieją wyrodne matki, ale jednak ciężko czytało się o kimś tak oschłym, nieprzyjemnym, tak raniącym jak ona. Jest to o tyle wydatniejsze, że czytelnik poznaje ją z perspektywy, którą podaje nam narratorka. Budzi więc ona bardzo negatywne emocje. Nawet sam Paweł widząc echa swojej teściowej w zachowaniu żony egzorcyzmuje ją „a kysz Edyta”. Mimo wszystkiego co przeszła, nie można jej usprawiedliwiać, bo myślę że nikt nie ma prawa traktować tak drugiego człowieka bez względu na to, co działo się w jego życiu czy jaki ma charakter.

   Joanna Sykat stworzyła mocną, pełną emocji i dramatów książkę, która niesamowicie wciąga. Trochę przeraża odsłaniając ciemne zakamarki duszy i ukazując jak przeniesienie działa na kolejne pokolenia, jak strach niszczy życie, a tragedie odbijają się na innych. „Jutro zaświeci słońce” to pisana prostym, plastycznym, dosadnym językiem lektura o uleganiu lękom, które odbierają nam wszystko, o przywiązaniu do nieodpowiednich osób i poglądów. O przelewaniu bólu na innych, niewłaściwych reakcjach i tkwieniu w zaklętym kole strachu i złych decyzji. To rzecz o tym, że ludzie nie zawsze są tacy jak się nam wydaje, że wspomnienia mogą być mylne, a przeszłość może niszczyć przyszłość. W końcu to powieść o zapomnianych zdarzeniach, tajemnicach, które rzucają cień na całe życie, o demonach i duchach przeszłości, które nadal są żywe. Książka zapewnia mocne wrażenia, skłania do przemyśleń, nie pozwala usiedzieć spokojnie i każe się trzy razy zastanowić nim wypowie się do kogokolwiek pewne słowa. „Jutro zaświeci słońce” przeniosło mnie do innego świata, pełnego lęku, smutku, niezrozumienia, ale i powolnego zmagania się z tym wszystkim i dojrzewania do bycia odpowiedzialnym za siebie w dążeniu ku lepszemu. Pokazało rzeczywistość, w której nie chciałabym się znaleźć, ale o której warto wiedzieć, bo poszerza naszą duszę, wzbogaca empatię i sprawia, że mamy otwarte oczy na problemy innych.

   Zdecydowanie nie jest to lekka lektura, ale na pewno warta przeczytania i nauczenia się z niej kilku prawd. Mądra książka wymagająca przemyślenia nie tylko spraw w niej zawartych, ale i naszego czasami może zbyt lekkiego rzucania słów. A słowa mogą ranić jak noże, to i wiele innych rzeczy uświadamia nam na kartach książki Autorka. Ze swojej strony gorąco polecam.

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

Joanna Sykat, Jutro zaświeci słońce, wyd. Czwarta Strona, Poznań 2015.


Komentarze