Suzanne Collins "Ballada ptaków i węży" - Recenzja


"Uważam, że każdy człowiek ma w sobie wrodzone dobro. Wie, kiedy przekracza granicę i staje się zły. To właśnie próba pozostania po właściwej stronie tej granicy stanowi prawdziwe życiowe wyzwanie." - s. 517

Pamiętam, jak spodobały mi się "Igrzyska śmierci" i jak w jeden dzień pochłonęłam drugi i zaczęłam czytać trzeci tom. Było w tej historii coś, co sprawiło, że nie mogłam się od niej oderwać. Kontrastujące ze sobą światy, ścieranie się dobra ze złem, nieustępliwa bohaterka, dylematy, idea walki, którą nie do końca można było pojąć. Po latach autorka wróciła z następną powieścią dotyczącą Panem. Tym razem jednak wprowadziła Czytelnika w początkową fazę Głodowych Igrzysk. 

Nieodbudowane budynki i brak niektórych towarów przypominają jeszcze o tym, że niedawno trwała wyniszczająca wojna między Panem a dystryktami. Minęło 10 lat, a w zakamarkach pamięci nadal czają się przerażające obrazy, wybuchy bomb, głód, walka o życie. Wielu jednak zapomina. Młode pokolenie nie zna świata, w którym żyli ich rodzice. Pewne rzeczy przyjmuje za oczywistość. Konflikt nic im nie mówi poza tym, co przekazuje szkoła. A przecież trzeba być stale czujnym, przekonywać, że nie można być niczego pewnym, nie wolno zapomnieć o tym, jak straszne były kiedyś dni. Trzeba ukarać przegranych i czynić to sukcesywnie w najstraszliwszy z możliwych sposobów, wrzucając dzieci na arenę, by pozbawiały się życia. 

Czytelnik razem z Coriolanusem Snowem przemierza ulice Panem. Nie jest to jednak znany z trylogii potężny prezydent a wkraczający w dorosłość nastolatek. Chłopak kończy szkołę i za wszelką cenę musi zdobyć nagrodę, która umożliwi mu dalsze kształcenie. Po potędze i bogactwie jego rodu pozostały jedynie sprytnie utrzymywane złudzenia. Niedostatek jedzenia, pusty apartament i stare ubrania nie ograniczają jednak jego ambicji. "Snow zawsze na szczycie" ta dewiza kieruje każdym krokiem bohatera. Pomimo upokorzenia, jakiego doznaje otrzymując na Głodowych Igrzyskach trybutkę z Dwunastego Dystryku, sprytny młodzieniec zauważa w niej szansę na wybicie się i zdobycie tak upragnionej i potrzebnej mu nagrody. Niezwykłość dziewczyny sprawia, że przestaje w niej widzieć jedynie uczestniczkę igrzysk, a zaczyna dostrzegać barwną i ciekawą postać, która ma prawo do życia. 

"Oparł się o szafki, podkurczył nogi, a jego ciałem wstrząsnął okropny, gwałtowny szloch. Opłakiwał Sejanusa, biedną starą Mamuś, słodką oddaną Tigris i kruchą, coraz bardziej oderwaną od rzeczywistości Panibabkę, która wkrótce miała dowiedzieć się o jego makabrycznej śmierci. Opłakiwał również siebie, bo lada dzień mógł być martwy. Z przerażeniem chwytał powietrze ustami, jak gdyby sznur już wyciskał życie z jego ciała." 496-497

Gdy wszyscy wokół pytają, czy powrót do Panem był potrzebny ja z rosnącym zainteresowaniem pochłaniam kolejne strony powieści. Chcę przekonać się, czy dostałam w swoje ręce odgrzewany kotlet. Obserwuję dylematy Snowa, który poza pozycją nie dysponuje prawie niczym. Jego maniery, umiejętność wkupiania się w łaski innych, ogłada towarzyska, robienie dobrej miny do złej gry to wszystko czym dysponuje w codziennej walce o przetrwanie. Tym cięższej, że przekonanie o swojej wielkości oraz nieposkromiona ambicja są naprawdę niewyobrażalne. A jednak w tym egoistycznym i zdaje się nie potrafiącym dostrzec niczego poza czubkiem własnego nosa chłopaku zaczynają rodzić się inne uczucia. Działania przestają się ograniczać jedynie do tego, by zapewnić sobie przyszły sukces. Choć wewnętrznie ścierają się w nim egoizm z życzliwością, dobro ze złem, ambicja z prostotą, nie potrafię jednoznacznie powiedzieć, czy to element zaplanowanej gry, czy prawdziwe oblicze przyszłego prezydenta Panem. 

Suzanne Colins kreuje bardzo niejednoznaczną postać, którą znam przecież z bezwzględności. Pokazuje jak młody chłopak wyrósł na tyrana, który za nic nie chce zrezygnować z pełnionej przez siebie funkcji. Przedstawia jego nieprzejednane oblicze, poglądy ukształtowane przez państwową propagandę, ale i pytania, które rodzą się w każdym z mentorów. Bohater nie jest pozbawiony człowieczeństwa i dobra, aczkolwiek bardzo mocno ukierunkowany na zdobycie władzy i przekonany o wyższości jednych nad drugimi. Prawdziwe ludzkie odruchy budzą się w nim dzięki przyjaciołom oraz jego podopiecznej. Jednocześnie organizatorka Igrzysk, dziekan szkoły oraz otoczenie kierują jego rozwój w całkiem inna stronę. Jaką drogę obierze i co doprowadzi go do szczytu, przekonacie się czytając powieść. 

Przyznam, że autorka całkiem nieźle zaprezentowała swoiste uzupełnienie historii "Igrzysk Śmierci". Opowiedziała o ich genezie, pokazała skąd wzięły się pewne koncepcje oraz jak rozwijała się i ulegała przemianie sama formuła widowiska. Przedstawiła również poglądy kapitolińskiej młodzieży na temat bestialskiego przedstawienia. W końcu stworzyła historię o tym, gdzie rodzi się zło i jak wygląda walka między nim a dobrem w człowieku. Smaczkiem jest również historia powstania ballady o wisielcu znanej z "Kosogłosa" oraz inne piosenki, które pojawiają się w powieści. 


"Ballada ptaków i węży" pozwala bardzo głęboko wniknąć w psychikę Coriolanusa. Prowadzi od niechęci przez sympatię po zdumienie postacią głównego bohatera. Wielowymiarowa okazuje się również Lucy Gray Baird, która zaskakuje szczególnie pod koniec powieści. Czyny i słowa tej dwójki wymykają się jednoznacznej ocenie. Gdzieś drga tajemnica oraz nieznane czytelnikowi motywacje. Nie można być do końca pewnym ich wyborów i czynów. Wydaje się, że cała historia jest niekończącą się grą, którą Snow i Lucy prowadzą głównie wewnątrz siebie. Poza odpowiedziami dotyczącymi Głodowych Igrzysk książka pozwala głównie zrozumieć podłoże postępowania Snowa. Daje odpowiedź na pytanie, skąd biorą się ludzie gotowi na wszystko w imię władzy i lepszej przyszłości. Pewne czyny chłopaka budzą grozę, niesmak i smutek. Czy powinny jednak dziwić? Wydaje mi się, że tak, gdyż choć niezmiernie silnie umotywowany, bohater nie jest całkowicie pozbawiony człowieczeństwa. 

Na pewno nowa powieść Suzanne Collins jest ciekawym i dobrze napisanym dodatkiem do wcześniejszych powieści. Momentami charakteryzuje się dłużyznami fabularnymi, ale rekompensują je dywagacje wewnętrzne Snowa. To całkiem wciągające uzupełnienie historii, która porwała wielu czytelników. Zwłaszcza, że wyjaśnia od czego wszystko się zaczęło. Otwarte zakończenie pozostawia czytelnika z pytaniami, na które chętnie poznałabym odpowiedzi, a kolorowy świat Trupy i jej członków pokazuje całkiem inne oblicze Dwunastego Dystryktu.  

Suzanne Collins, Ballada ptaków i węży, tłum. Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Piotr Budkiewicz, wyd. Media Rodzina, Poznań 2020.

A na koniec zostawiam link do jednej z piosenek z powieści. 



Komentarze