Bea Uusma "Ekspedycja. Historia mojej miłości" - Recenzja
"Zbliżam się do obozu, poruszam się niemrawo, jak we śnie, chociaż nigdy nie byłam bardziej rozbudzona niż teraz. Nosiłam w sobie to miejsce przez tak długi czas, że teraz, kiedy tędy idę, mam wrażenie, jakbym błądziła wewnątrz siebie samej.
Chodzę po własnym wnętrzu." - s. 271-274
O tej książce słyszałam już jakiś czas temu od znajomych blogerów. Ciekawość mieszała się we mnie z wątpliwościami, czy to coś, co chciałabym przeczytać. Sama nie wiedziałam, więc postanowiłam poczekać aż pojawi się w bibliotece. W czerwcu uczestniczyłam w Big Book Festival i miałam okazję wziąć udział w spotkaniu z Beą Uusmą. Zachwyciła mnie jej charyzma. Świetnie się słuchało tego, co mówiła. Oczarowała mnie sobą i przeżywaniem tej historii. Sięgnęłam zatem po "Ekspedycję" niemal od razu.
Trzech mężczyzn postanawia zrobić coś niezwykłego. Chcą zyskać uznanie, zapisać się na kartach historii, przełamać rutynę życia? A może wszystkiego po trochu. Plan jest prosty. Wsiadają do świetnie wyposażonego balonu, przelatują nad biegunem, a potem wracają do swoich domów w glorii chwały. Ot, taki sobie krótki wyczyn, który zostanie zapamiętany na zawsze. To nie miała być nawet tygodniowa wyprawa. A jednak coś spektakularnego, choć prostego. Początki nie były łatwe, odlot przekładano, ale bohaterowie się nie poddawali. Coś gnało ich w kierunku przygody, choć nie rozumieli, skąd się to bierze. W końcu się udało. Od początku nie sprzyjał im los, świat zdawał się mówić, że ekspedycja nie skończy się dobrze, ale optymizm, niewiedza i parcie do przodu zrobiły swoje. Salomon August Andrée, Knut Frænkel i Nils Strindberg postawili na swoim i chcieli zrealizować wielkie marzenie. Zostawili rodziny, narzeczoną, posady, wszystko. Mieli wrócić tak szybko, nie powrócili nigdy. Zostali ze swoim marzeniem na lodowej pustyni, która skrywa tajemnicę ich śmierci.
Balon zawiódł po niedługim czasie. Trzeba było więc dotrzeć do lądu na piechotę. Były zapasy, ubrania, sanie. Ale wszystko to nieprzemyślane. Za ciężkie, niedostosowane do pogody. Uderzająca okazała się niewiedza na temat tego, jak przeżyć na biegunie, poruszać się po lodzie, w zimnie, zmieniającej się temperaturze. Ludzie spędzający czas za biurkiem, nie mieli odpowiedniej kondycji fizycznej. Okazali również skrajną naiwność nie przygotowując się na każdą ewentualność, a tym bardziej na awaryjne lądowanie i konieczność powrotu inną drogą niż powietrzna. Przeliczyli swoje siły. Z niewyjaśnionych przyczyn obciążyli sanie całkowicie nieprzydatnymi rzeczami, z którymi nikt inny by nie wyruszył. Z dzienników wyłania się lapidarny przekaz tego, co się działo, ale najwięcej pozostaje niedopowiedziane. Pomimo posiadania żywności, odzieży na zmianę, broni mężczyźni umierają. Popełniają wiele błędów, ale co ostatecznie zdecydowało o ich śmierci, rozpala wyobraźnię.
Autorka oczarowana historią, złapała detektywistycznego bakcyla i zrobiła wszystko, by dowiedzieć się, co stało się na Białej Wyspie. Zasnuta mgłą tajemnicy wyprawa nie dawała spokoju nie tylko jej. Powstało wiele opracowań i hipotez, co spotkało mężczyzn. Bea Uusma z uporem przedzierała się przez każdą z nich, starając się dotrzeć do prawdy. Przeczytała wszystkie zapiski, raporty, doniesienia. Skończyła studia medyczne, odwiedziła muzeum, dotykała rzeczy, które niewiele pomagają, gdyż wyczyszczone po odnalezieniu, nie dadzą prawidłowych wyników, starała się stąpać ich śladami w dosłownym tego słowa znaczeniu. Wydaje się, że nie można zrobić nic więcej dla jednej historii, która staje się niemalże drugim życiem. Autorka skrupulatnie obala kolejne teorie, tłumacząc, dlaczego je odrzuca. Zwykłą narrację, przeplata ze zdjęciami, fragmentami dzienników, tabelkami, urozmaicając ogromnie książkę. To nie opowieść o tym, co stało się ponad 100 lat temu. To zapis detektywistycznej pracy Bey Uusmy. Pięknie wydany, opatrzony licznymi komentarzami, dopracowany. Efekt ponad 20 lat pracy, jeśli dobrze pamiętam. Napisaną naprawdę przystępnie i wciągająco książkę czyta się bardzo szybko. Ale, co mnie zaskoczyło, w tym tempie ma się czas na dywagacje, snucie własnych hipotez. Jedyna rzecz, która mi przeszkadzała to gęsto liniowane strony, od których nieprzyjemnie mieniło mi się w oczach, do niczego innego nie mam żadnego zarzutu. Zdziwiłam się, że "Ekspedycja" tak mocno oderwała mnie od świata zewnętrznego i zabrała do historii, o której nie słyszałam, ani która nie interesowała mnie wcześniej. Gdybym miała odpowiedzieć, dlaczego tak się stało, nie wskazałabym ani na świetny materiał, ani na liczne zdjęcia czy ciekawe opracowanie tematu, choć ogromnie doceniam te rzeczy. Odpowiedziałabym, że zadziałała postawa autorki, odczuwalne zafascynowanie tematem i fakt, że to zdecydowanie historia jej miłości.
Klikając TU znajdziecie zapis spotkania z Beą Uusmą z Big Book Festival 2018, zachęcam do obejrzenia :) naprawdę warto.
Bea Uusma, Ekspedycja. Historia mojej miłości, przeł. Justyna Czechowska, wyd. Marginesy, Warszawa 2017.
Od dawno już mam ją u siebie, bo mnie oczarowała formą. Ale chyba czeka na jakiś własny czas :) Wiem, że się doczeka.
OdpowiedzUsuńU mnie przeważyło spotkanie z autorką. Po nim nie mogłam się doczekać aż książka wpadnie w moje ręce. I nie zawiodłam się, choć słuchać tego jak Bea Uusma opowiada o swojej miłości to niepowtarzalne doświadczenie :). Daj znać, co myślisz, gdy przeczytasz. Jestem szalenie ciekawa, co o niej powiesz. Buziaki :*
Usuń