Dostrzec człowieka – Jonathan Odell „Pani Hazel i klub Rosy Parks” - Recenzja
„Uczucie, jakiego doznała w następnej chwili, było dla niej całkowitym zaskoczeniem. Miała wrażenie, że ktoś ujmuje jej twarz w ciepłe dłonie. Dusza poszybowała wysoko – ponad rosnące przed nią rozłożyste dęby, ponad otaczające ją szczyty przedgórza Appalachów. Zrozumiała, dlaczego ojciec pije. Jemu też brakowało nadziei. Teraz, kiedy bezskutecznie szukała nadziei w oczach Floyda, łyk lub dwa Burbona pomagał jej przetrwać okres suszy. (s. 82). (…) Odwróciła się i zerknęła w lustro wiszące w przedpokoju. Zobaczyła w nim wariatkę, która miała poszarpane włosy, a długie, czarne smugi tuszu do rzęs spływały jej aż na szyję. Ślad rozmazanej szminki dochodził prawie do uszu, nadając jej twarzy wygląd obłąkanego klauna. Para martwych oczu patrzyła na nią z najgłębszych otchłani piekieł. (s.142) (…) Ludzie jej pokroju powinni omijać nadzieję szerokim łukiem. Nie dlatego, że nie byli do niej zdolni, ale dlatego, że nie byli w stanie jej podtrzymać.” - s. 235
Bardzo lubię obserwować relacje międzyludzkie. Dostrzegać, jak kształtują się teraz i jak ewaluowały na przestrzeni wieków. Zmieniają się czasy, zmienia podejście do różnych spraw. To, co dziś jest normą jeszcze nie tak dawno było czymś nowym. W latach 50-tych XX wieku czarnoskóra część społeczeństwa walczyła o prawo wyborcze i równe przywileje. Nie chciała być nazywana czarnuchami, traktowana jako obywatele gorszej kategorii, opłacani niewolnicy. Wszystko zaczęło się od cichego protestu Rosy Parks, która nie zgodziła się ustąpić miejsca białemu mężczyźnie w autobusie, którym wracała do domu. Ten gest niesubordynacji zapoczątkował protesty, które wstrząsnęły całym krajem i doprowadziły do zmian. W końcu otwarcie i coraz głośniej zaczęto domagać się zniesienia segregacji rasowej i równych praw. Choć kobiety były ogromnie zaangażowane we wszelkie działania, na czoło Ruchu Praw Obywatelskich wysunęli się mężczyźni, w tym późniejszy laureat pokojowej Nagrody Nobla Martin Luther King. Jak wspomina Johnathan Odell, to właśnie kobiety były nieraz odważniejsze, bardziej zdecydowane, to one działały na wszelkich polach, nierzadko biorąc na siebie najtrudniejsze działania. Ich praca, choć nieoceniona, znalazła się nieco w cieniu. Przyćmiona sukcesami mężczyzn. O wielkich kobietach, które zainspirowała Rosa Parks, dzięki której doszło do wielomiesięcznego bojkotu transportu miejskiego opowiada książka „Pani Hazel i klub Rosy Parks”. Jeśli jednak ktoś myśli, że to jedynie opowieść o walce czarnoskórych kobiet o prawo do głosowania i godnego życia, grubo się myli…
Hazel nie jest bogata, dobrze
wykształcona ani niezwykła. Pewnego dnia, gdy uświadamia sobie, że nie może
poszczycić się nawet urodą, rodzi się w niej pragnienie bycia piękną. Robi
wszystko, co może i jest w swoich działaniach naprawdę uparta i skuteczna.
Dzięki wielu zabiegom udaje się jej przemienić w uroczą kobietę. Z małej
nieugiętej gąsienicy rodzi się pełen marzeń motyl. Gdy poznaje Floyda szczęście
zdaje się być bardzo blisko. Jak w bajce dochodzi do ślubu, a mąż spełnia daną
jej obietnicę. Jego ukochana dostaje dom i nie musi już zajmować się niczym na
co nie ma ochoty. Nie pracuje w polu, nie zajmuje się domem. Całą jej misją
jest wspieranie małżonka i dobre prezentowanie się w nowej społeczności, które
zapewni ukochanemu powodzenie w interesach. Trzeba przyznać, że Hazel bardzo
się stara, ale ciągle tkwi w niej niepewność, zagubienie i dość duża doza
łatwowierności. Nie pasuje ona do świata wytwornych dam, które nigdy nie
skalały się pracą i zajmują się jedynie kulturą, sztuką i dobroczynnością,
kryjąc swoje prawdziwe myśli za fasadą przesadnie dobrego wychowania i
erudycji. Boleśnie ranią ją podsłuchane przypadkiem uwagi sąsiadek. Słabo też
odnajduje się w roli matki. Gdy zaś dochodzi do rodzinnej tragedii, kobieta po
prostu się załamuje. Pogrąża się w coraz większej depresji i alkoholizmie aż w
końcu doprowadza do wypadku i trafia do szpitala psychiatrycznego. Po powrocie
do domu również nie ma lekko. Całe dnie spędza w łóżku otumaniona lekami.
Tymczasem Vida młoda czarnoskóra kobieta przeżywa utratę
swojego synka, owocu gwałtu białego mężczyzny, który nagle z powrotem pojawia
się w jej życiu i nie cofnie się przed niczym, by utrzymać swoje stanowisko. W
wyniku jego działania ojciec dziewczyny traci Kościół, swoją pozycję a także utrzymanie.
Tragedia goni tragedię. Mija czas, a Vida Snow pragnie zemsty coraz bardziej.
Rozwiązaniem staje się dla niej praca u Floyda, bogacza handlującego
samochodami. Zajmując się jego domem i chorą żoną, kobieta ma sposobność do
obserwowania Billego Deana, który zniszczył jej życie. Tęsknota za synem,
problemy ze zdziwaczałym ojcem i rosnąca nienawiść do białego, od którego
zaznała tylu krzywd i chwil przepełnionych lękiem, skłania ją do snucia planu odwetu. Dziewczyna stara sobie również poradzić z Johnnym synem pracodawcy, który jest szczerze jej
nienawidzącym i zagubionym dzieckiem. Sprawy komplikują się. Levi zostaje
oskarżony o zabicie córki senatora, którą niemal wychował. A służąca Hazel ma
dość jej bezczynności i użalania się nad sobą. By wydostać ojca z więzienia
postanawia podjąć niespodziewane kroki i zawalczyć o znacznie więcej. Czy
przepełniona goryczą, twarda i wydawać by się mogło nieczuła kobieta może
uratować rozpadającą się rodzinę? Czy skłoni swoje otoczenie do działania, o
którym nawet nie myślała? Czy zafascynowana oporem młodej czarnoskórej
buntowniczki stworzy podwaliny wolności w Missisipi?
Książka Jonathana Odella jest
dziełem wielowarstwowym. Ukazuje nie tylko walkę o samego siebie, własne
szczęście, borykanie się z problemami, przeciwnościami losu czy nawet
tragediami. Przedstawia także zmaganie się z niesprawiedliwością i nierównością
społeczną. Autor tworzy galerię postaci, które są bardzo różnorodne i
przechodzą w powieści przemianę. Hazel z marzącej o byciu piękną dziewczyny
staje się zagubioną kobietą, która ciągle szuka, dąży do czegoś, co da jej
radość i satysfakcję. W swojej drodze jest sama. Nie ma oparcia ani w matce,
ani w mężu. Gdy obowiązki mamy zaczynają ją przerastać, jako receptę na trudności
mąż doradza jej urodzenie kolejnego dziecka, które sprawi, że nie będzie miała
czasu na zamartwianie się. Bohaterka jednak nie doznaje olśnienia. Czuje się
coraz gorzej i jedyne ukojenie odnajduje w alkoholu. Zdaje sobie sprawę z tego,
że jest złą matką, ale nie ma żadnego wzorca postępowania, nie wie co i jak
robić. Pragnie być kimś i radzić sobie z życiem, ale brak jej siły, motywacji i
schematu działania, szczególnie po życiowej tragedii i powrocie ze szpitala
psychiatrycznego. Jest postacią dość słabą, która jeszcze nie znalazła swojego
celu. Potrzebuje miejsca na ziemi i wsparcia, którego nie dostaje. Z czasem
jednak zaczyna przechodzić metamorfozę.
Jej przeciwieństwem jest
doświadczona życiowo Vida. Zgwałcona, potem brutalnie pozbawiona dziecka i
postrzelona, nie jest w stanie zrozumieć jak można być kimś tak słabym i
nieporadnym jak biała kobieta, którą się opiekuje. Dziewczyna jest harda, silna
i zdawać by się mogło pozbawiona uczuć. Po wielu ciosach losu i stracie
wszystkiego, gdyż trzeba przyznać, że wcześniej żyła w dostatku, nie
uzewnętrznia swoich uczuć, poza tymi negatywnymi. Pozbawiona wszystkiego zamyka
się w sobie i myśli jedynie o zemście. Dzięki otaczającym ją ludziom powoli się
otwiera. Ciepło, które było zarezerwowane jedynie dla synka, udziela się na
powrót ojcu, staje się również lepsza dla nowej przyjaciółki. Nawet inne
służące, które początkowo traktowała jedynie jako źródło informacji, z czasem
stają się jej bliskie.
Ciekawą postacią jest również
Floyd. Kiedy o nim myślę przychodzi mi na myśl jedynie jedno słowo - perfekcjonista. To człowiek dobry, ale nieumiejący
nawiązać głębszej relacji, opartej na zrozumieniu drugiej osoby. Zafascynowany
książką, którą nieustannie cytuje, święcie wierzy w każde napisane w niej
słowo. Muszę przyznać, że czasem irytowały mnie te wszystkie aforyzmy, choć
naprawdę lubię motywujące słowa. Nie dostrzega, że czasami ból może być większy
niż potęga umysłu i nie wszystko da się załatwić za pomocą szumnie brzmiących maksym.
Potrzeba również cierpliwości, czułości, zrozumienia i wsparcia. Nie można
zarzucić mu braku miłości ani do żony, ani do dzieci lecz jest to postać dość
płaska i patrząca jedynie w jednym kierunku. Całkowity kontrast dobrego Floyda
stanowi szeryf, który jest bezdusznym, bezwzględnym i zapatrzonym jedynie w
siebie człowiekiem, dla którego nie istnieje coś takiego jak moralność czy
prawo. To on jest wyrocznią tego, co można robić i nie cofnie się przed żadnym
czynem, by utrzymać władzę i lukratywne stanowisko.
Warto wspomnieć również o
czarnoskórych przyjaciółkach Vidy, które nadają powieści życia. Wszelkie
uszczypliwe uwagi dotyczące ich pracodawczyń wywołują uśmiech a działania,
jakich podejmują się na koniec, wzbudzają podziw dla odwagi tych kobiet. Z
postaci pobocznych najbardziej polubiłam Leviego, tajemniczego pastora, ojca
Vidy. Choć nie zawsze rozumiałam, o czym mówi, podobnie jak Johnny odczuwałam
niezwykłą aurę spowijającą tego człowieka. Jego głębokie zawierzenia i życie
treścią Biblii było naprawdę niesamowite. W końcu pani Pearl, najbardziej
niejednoznaczna bohaterka powieści. Co prawda poznajemy ją głównie z
perspektywy innych bohaterów, co nie stawia jej w dobrym świetle, ale kiedy w
końcu sama zaczyna mówić, nie sposób jej nie polubić, choć to osobliwa kobieta,
zresztą jak cała jej rodzina.
Przeplatające się ze sobą losy
kilku rodzin, walka o spełnianie marzeń i godne życie, odnajdywanie siebie a
wszystko to w czasach, kiedy zaczynało się mówić o zanikaniu różnic rasowych.
Autor pisze nie tylko o najgłębszych potrzebach serca i tęsknotach człowieka,
takich jak miłość, akceptacja, szczęście, nadzieja, wiara, rodzina,
zrozumienie, wsparcie. Opowiada o poszukiwaniach swojego miejsca na ziemi,
wybieraniu różnych dróg. Upadaniu i powstawaniu. Oddziaływaniu na siebie ludzi
i tworzeniu relacji. To też opowieść o ścieraniu się dobra ze złem, tolerancji
z uprzedzeniami. O współegzystowaniu dwóch światów, które powoli zaczynają się
łączyć, bo ani kolor skóry, ani wykształcenie czy urodzenie nie może dzielić
ludzi na lepszych i gorszych. Jonathan Odell zabiera nas do świata, w którym
każdy odnajdzie coś swojego. Który uczy zrozumienia, potrzeby istnienia różnych
charakterów, ale i współistnienia z drugim, całkiem innym od nas człowiekiem.
Autor cicho mówi, że każdy jest potrzebny i to właśnie jest piękne w relacjach
międzyludzkich. Naucza poszanowania drugiego człowieka i kierowania się jego
dobrem, bo wówczas dzieją się naprawdę niezwykłe rzeczy – nikną podziały, rodzą
się piękne przyjaźnie, świat nabiera barw i sensu, którego czasem nie możemy
odnaleźć. Mogłabym pisać jeszcze wiele, ale powiem krótko, serdecznie polecam
tę ciepłą, pełną mądrości, nadziei ale i bólu i trudnych spraw książkę, gdyż
skłania do myślenia, porusza duszę i uczy, jak być lepszym i bardziej
wyrozumiałym człowiekiem.
Za egzemplarz recenzencki
serdecznie dziękuję Wydawnictwu WAM.
Jonathan Odell, Pani Hazel i klub
Rosy Parks, przeł. Zbiegiew Kasprzyk, wyd. WAM, Kraków 2015.
Komentarze
Prześlij komentarz