W drodze ku nowemu początkowi - Richard Paul Evans "Dotknąć nieba" - Recenzja
„Jestem głęboko przekonany, że pomimo wszystkich ograniczeń, jakimi się zniewalamy, pierwotna część ludzkiej psychiki ma nomadyczną naturę, przejawiającą się jako pragnienie swobodnej wędrówki. Świadectwem tego pragnienia jest przemieszczanie się australijskich aborygenów oraz duchowe wędrówki pierwotnych mieszkańców Ameryki. Pragnienie to manifestuje się również w naszej kulturze, wyrażane poprzez muzykę i literaturę, od Thoreau, przez Steinbecka, do Kerouaca. Każde pokolenie uważa, że to ono odkrywa »zew drogi«”. – s. 118
Niewielu jest takich szczęśliwców jak Alan Christoffersen. Mężczyzna ma wszystko, jest zdrowy, młody, ambitny, bogaty, szczęśliwy. Ma piękną i kochającą żonę, która co prawda wydaje za dużo pieniędzy i nie umie gotować, ale poza którą od szczenięcych lat świata nie widzi. Dzięki swojej inwencji posiada bardzo dobrze prosperującą firmę reklamową i choć życie ponad stan nadwątla jego finanse, to bardzo lukratywny kontrakt z ogromną firmą, ma być lekiem na wszelkie finansowe niedociągnięcia. Los jednak odwraca się od bohatera i niczym w reakcji łańcuchowej wszystko zaczyna się walić jak domek z kart. Ukochana McKale spada z konia i łamie kręgosłup, a kilka tygodni później umiera. Kyle partner Alana w tym trudnym czasie odbiera mu klientów, współpracowników i odchodzi z nimi do swojej firmy. Wierzyciele zaczynają zajmować jego dobytek i upominać się o pieniądze. Zrezygnowany i zdruzgotany mężczyzna podejmuje decyzję o wyruszeniu w podróż do Key West. Załatwia ostatnie sprawy i po prostu wychodzi z domu.
„Nawet najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku.” – s. 127
Najtrudniej jest zacząć. Bohater jednak nie ma tego problemu. Traci wszystko, więc nic nie trzyma go na miejscu. Alan mimo tego, iż był bardzo zamożny, nie jest przywiązany do rzeczy. Bez żalu zostawia za sobą wszystko i zaczyna podróż, która jest początkiem nowego życia. Codzienności, w której nie ma już ukochanej żony, twórczej pracy, stabilizacji. Przyznam, że zdziwiła mnie łatwość, z jaką zamyka on jeden rozdział i rozpoczyna drugi. Ktoś przyzwyczajony do luksusu nagle ubiera buty do wędrówki, zabiera trochę ubrań i jedzenia, namiot, biżuterię żony, która przywołuje wspomnienia najpiękniejszych chwil, jej koszulkę i wyrusza na spotkanie przygody. Właściwie to należałoby powiedzieć na przechodzenie swojego bólu i straty. Coś w tym jest, ponieważ wędrówki pozwalają nabrać dystansu do życia i zobaczyć problemy z innej perspektywy. Dają siłę i wytchnienie, mimo fizycznego zmęczenia i tak jest w przypadku Christoffersena. Podczas czytania zastanawiało mnie, czemu narrator tak często wspomina o jedzeniu, bo naprawdę rzuca się to w oczy. Pomijam fakt, że przechodzenie kilkudziesięciu kilometrów dziennie na pewno zaostrza apatyt, ale myślę, że to też jakiś sposób na oderwanie myśli od świeżych ran. Zajęcie ich czymś, gdyż w żałobie uwaga skupia się na bolesnych rzeczach. Bohater podczas swojej podróży poznaje kilka ciekawych osób, które wpływają na jego życie, doświadcza też niezwykłego zdarzenia.
„Myślę, że większość ludzi marzy o czymś takim, ale nigdy tego nie robi. Życie narzuca na nas zbyt wiele ograniczeń”. – s. 191
„Dotknąć nieba” Richarda Paula Evansa należy do serii „Dzienników pisanych w drodze”. To pisana prostym językiem i podana w bardzo przystępnej formie relacji z podróży książka. Początek każdego rozdziału stanowią wyjątki z dzienników Alana. Co do głównego bohatera, to budzi on sympatię. Współczujemy mu, podążamy z nim drogą, staramy się zrozumieć jego emocje. Co jakiś czas wraca on do swoich nawyków układania haseł reklamowych, co jest urozmaiceniem lektury. Podobało mi się to, że autor krótko wprowadza czytelnika w historię McKale i jej męża, a następnie prowadzi nas przez Amerykę widzianą oczami narratora. Jak przystało na Evansa nie zabrakło oczywiście złotych myśli, które zawsze pojawiają się w jego książkach.
Moje ogólne wrażenie jest dobre. Pozycja wciąga czytelnika, pozwala wczuć się w sytuację bohatera, zabrakło mi jednak głębszych przemyśleń. Spotkania, które wywarły na Alanie duże wrażenie zostały potraktowane zbyt powierzchownie. Miałam nadzieję, że dzięki nim będę mogła bardziej wgłębić się w jego psychikę i lepiej go poznać. Mogę oczywiście zrzucić to na karb tego, że człowiek w tak trudnej sytuacji może bać się otwierać przed innymi, jednak czegoś zabrakło. Mam nadzieję, że to, czego nie dostałam w tomie pierwszym pojawi się w następnych, gdyż mam ochotę na dalszą wędrówkę z Christoffersenem i znalezienie odpowiedzi na pytania, które zrodziły się we mnie podczas lektury. Dzieło Evansa trafiło nie tylko w mój gust, gdyż jak zaznacza sam bohater, ludzie marzą o wędrówkach, przygodzie, choćby kilkudniowym oderwaniu się od szarej codzienności, bo ciekawie byłoby po prostu pewnego dnia poczuć, że nie jest się przywiązanym do żadnych materialnych rzeczy, że jest się tak wolnym, że można w każdej chwili wstać i wyruszyć w drogę na spotkanie nowego.
Richard Paul Evans, Dotknąć nieba, t.1 Dzienników pisanych w drodze, tłum. Hanna de Broekere, wyd. Znak, Kraków 2012.
Komentarze
Prześlij komentarz