Maria Paszyńska "Owoc granatu. Dziewczęta wygnane" - Recenzja




"W nieprzeniknionych ciemnościach gwizdy wiatru zmieszały się z wyciem ludzi błagających, by nie zostawiano ich tu samych. Nikt jednak się nie zatrzymał. Elżbieta już podczas jazdy pociągiem pojęła, że w kraju Stalina życie ludzkie nie ma żadnej wartości, bo ludzi jest przecież tak wielu. Świt począł przecierać czerń nieboskłonu, wiatr ucichł i świat pogrążył się w ciszy, która Elżbiecie wydała się jeszcze bardziej przerażająca niż zawodzenie wichury." - s. 165

Lato 1939 roku naznaczone było upałem, zabawami, radością, ale i oczekiwaniem tego, co miało przyjść. W dusze ludzkie powoli wsączała się świadomość zbliżającej się wojny. Nadzieja mieszała się ze strachem, niedowierzanie z siłą. Przekonanie o tym, że nawet jeśli Hitler zaatakuje, wojna potrwa tylko kilka miesięcy, państwa zjednoczą się, staną przeciwko wichrzycielowi i w Europie powróci ład, było bardzo popularne. W takiej atmosferze upływają wakacje Stefanii i Elżbiety Łukowskich. W idyllicznym skrojonym na modłę Soplicowskiego dworku domostwie dorastające dziewczęta szukają rozrywki i wytchnienia. Ubóstwiająca romanse, teatr i wszelkie towarzyskie spotkania Stefania po raz pierwszy nie nudzi się u dziadków, planując rozkochanie w sobie Jędrzeja Walickiego, studenta medycyny i żołnierza. Tymczasem Elżbieta nazywana Halszką u dziadków odzyskuje radość życia. Przywiązana do rodziny i ziemi, chętnie podejmująca każdą pracę gospodarską, nieprzystająca do współczesnych panienek zainteresowanych jedynie modą i zdobyciem odpowiedniego kawalera dziewczyna, spędza czas na przechadzkach, pomaga dziadkom i w końcu czuje się wolna i niestłamszona miastem.

Sielską atmosferę przerywa jednak pewne zdarzenie, które narusza i tak bardzo nadwątloną nić porozumienia między bliźniaczkami. Atak Niemiec na Polskę burzy rodzinny spokój. Wyjazd ojca to pierwszy cios, z jakim przyjdzie zmierzyć się bohaterom. Wojenna zawierucha odbierze im wszystko, w tym ukochane miejsce. Dziewczęta wraz z młodszym braciszkiem Luckiem i matką Anną zostają wsadzone do pociągu, który zawiezie ich wprost do miejsca, przez wielu nazywanym piekłem na ziemi. Syberia przywita Łukowskich zimnem, głodem, ubóstwem, morderczą pracą, chorobami, ale również wieloma ranami, z którymi przyjdzie zmagać się bohaterkom. Każdy dzień będzie walką o przetrwanie, nierównym pojedynkiem ze śmiercią, bezdusznością drugiego człowieka, z samym sobą. 

Niemal identyczne z wyglądu, jednak całkiem odmienne bohaterki "Owocu granatu" chyba nie mogą się bardziej różnić. Typowa panienka z dobrego domu, która mimo surowych napomnień babki jest zainteresowana nielicznymi sprawami i szczerze mówiąc nie umie zbyt wiele. Oczytana, grająca na skrzypcach, z głową przepełnioną marzeniami o romantycznej miłości, całkiem nieprzygotowana do tego, co ją spotka Stefania budziła moją szczerą niechęć. Denerwowała narzekaniem na błahostki, potem zaś na trudy życia, mimo iż inni znajdowali się w takiej samej, jeśli nie gorszej sytuacji. Umiała zjednać sobie ludzi i wykazać się momentami empatią, a jednak mocno zakorzenione zapatrzenie w siebie i dziecięce, roszczeniowe podejście zniechęcało mnie do niej. Całkiem kontrastuje z nią, żywiołowa Elżbieta. Dziewczyna, która od samego początku potrafiła żyć tak, by dawać sobie radę. Silna, przewidująca, opanowana. Budziła moją szczerą sympatię i nawet w najczarniejszych momentach potrafiłam ją zrozumieć. Z bólem czytałam o dalszych losach Halszki, rozumiejąc nieco stan, w którym się znalazła. Próbowałam dociec, jak to jest, że w życiu osoby zaradne i z otwartym sercem cierpią najmocniej, stają wobec wyborów, których każdy chciałby uniknąć, wyborów, które nie powinny dotyczyć tak młodych osób. 



Chciałabym napisać tak wiele o najnowszej książce Marii Paszyńskiej, jednak nie potrafię tego uczynić bez wdawania się w szczegóły. Jest mało powieści, które potrafią wywołać we mnie skrajne emocje. Sprawić, bym przechodziła od tęsknoty za pięknem przyrody i miejscami ukrytymi przed wielkimi skupiskami ludzi, przez radość pierwszych miłości, oburzenie i zdenerwowanie postępowaniem bohaterów, smutek, żal, rozgoryczenie, strach, pustkę, po zrozumienie mieszające się z pewną dozą buntu, bo przecież nie tak miało być. Rzadko kiedy mam w głowie wyobrażenia konkretnych wydarzeń, ale Maria Paszyńska jak nikt potrafi malować w mojej wyobraźni nie tylko całe postaci, ale wręcz sceny niczym z filmu. Wrastam w każdą jej książkę od pierwszych zdań. Wchodzę w przedstawiony świat niczym do domu, w którym babcia i mama opowiadały przeróżne historie. Siadam i wiem, że będzie po prostu pięknie i magicznie. 

Wobec tej książki mam jednak jakiś rodzaj nabożnego milczenia. Staram się uchwycić drgające we mnie emocje. Zrozumieć sens zdarzeń, ludzi odartych z godności, skazanych na wyzbycie się podstawowych odruchów w imię ocalenia swojego życia. Myślę o zwykłej kromce chleba, która staje się najbardziej pożądanym luksusem oraz środkiem do przetrwania i tym, jak dziś narzekamy, mając wszystko. Siedzę w zadumie, wyłapując kolejne myśli. Świadoma tego, że z takich historii trzeba wyciągać wnioski i dzielić się nimi z innymi. "Owoc granatu" to pięknie napisana powieść o tym, jak Polakom przyszło walczyć o przetrwanie w świecie, w którym życie nie tylko jednostki, ale wręcz całych grup ludzi było bezwartościowe. Niepojęta nienawiść Rosjan wobec sąsiadów, skazywanie niewinnych ludzi na katorżniczą pracę, zadawanie fizycznego i psychicznego bólu, to tylko część poruszanych tu tematów. Obezwładniający głód, poświęcenie się dla innych, dotrzymywanie danego słowa miesza się z dobrymi chwilami, które zdarzają się nawet w samym sercu syberyjskiego piekła. "Owoc granatu" jest historią o trudnych relacjach, naznaczonej cierpieniem karcie naszej historii, skomplikowanych więziach, pokonywaniu samego siebie, nadziei przeplatającej się z rezygnacją, w końcu o życiu, w którym trzeba odnaleźć sens. To rzecz o walce dobra ze złem w człowieku. Wyważona, mądra, lekko senna. Zakończenie zostawia czytelnika pełnego pytań, wątpliwości, napiętego do granic możliwości, ale nie zdruzgotanego. Maria Paszyńska już nieraz udowodniła, że przygotowuje książki dopracowane do najmniejszego detalu. Wielokrotnie pisałam o pięknym stylu autorki, chwytających za serce fabułach pełnych ciekawostek historycznych. "Owoc granatu" pokazuje jeszcze inną stronę pisarki. Snucie bardzo poruszających i głęboko przejmujących powieści w onirycznym stylu. Najnowsza książka autorki "Willi pod Zwariowaną Gwiazdą" jest jak stara fotografia w kolorze sepii, na której uchwycono wycinek rzeczywistości skąpany w świetle. Opowiada historię, przekazuje emocje, wartości, nawet te najtrudniejsze, zatrzymuje odbiorcę, nie czyniąc jednak tego w bolesny sposób. 

Jeśli szukacie naprawdę dobrej powieści, sięgnijcie po "Owoc granatu", ja nie mogłam oderwać się od lektury i z niecierpliwością czekam na kolejny tom, na szczęście już niedługo. 

Maria Paszyńska, Owoc granatu, wyd. Książnica, Poznań 2018. 


Komentarze