Potrzebujemy historii, które nas otulają. Opowieści o poszukiwaniu, zmaganiu się z trudami życia. Szukaniu odpowiedzi na fundamentalne pytania, docieraniu się z tym, co dookoła. Takie książki są szczególnie ważne w świecie, gdy z social mediów wylewają się obrazki idealnego, pozbawionego trosk życia, w którym wszystko się udaje. I choć wiemy, że to jedynie wycinek czyjejś rzeczywistości, choć niektórzy twórcy sami podkreślają, że ich całe życie nie wygląda tak jak na vlogach i w social mediach, to rośnie odsetek ludzi, którzy uważają inaczej.
"Myślałem, że jeśli odkryję swoje marzenie i będę zmierzał do celu, w końcu go osiągnę. Ale tak się nie stało. Świat tak nie działa. Droga do życiowego celu nie jest linią prostą, ale pełną zakrętów, na których ludzie się gubią". - s. 145
Tak oto zatem dostajemy historię o poszukiwaniu życiowego celu, swojego miejsca na świecie i po prostu szczęścia. Opowieść, w której bohater błądzi różnymi ścieżkami, zanim osiągnie sukces.
Słodko-gorzkie dni
Han Shun Do to klasyczny sklep z japońskimi słodyczami o długiej tradycji. Nie wszystkich stać na to, by pozwolić sobie na kupno cukierniczych dzieł sztuki, które można tam dostać. Jeśli zaś chodzi o pracę, to wielu Japończyków, może jedynie pomarzyć o tym, by znaleźć zatrudnienie w tym miejscu. A jednak młody Tajwańczyk An-Chun dzięki zbiegowi okoliczności, przychylności żony właściciela, znajomości języków i łutowi szczęścia zostaje członkiem cukierniczej załogi. Rozpoczyna etap poznawania tajników produkcji wagashi, zwiedzania Japonii oraz relacji z Emiko, córką właściciela.
Japońska przygoda głównego bohatera przeplata się z rozdziałami opowiadającymi o jego powrocie w rodzinne strony i próbie szukania odpowiedzi na pytanie, co dalej. Nieco przymuszony przez matkę udaje się do cukierni Yang Tzu Tang, prowadzonej przez stryjecznego dziadka. Rozpoczyna naukę pod okiem bardzo charakternych pracowników, a następnie stara się pomóc biznesowi krewnego. Ciągle jednak szuka, pyta, stara się dociec, co dalej. Oddaje się pracy, chcąc zrozumieć lepiej serce tworzenia słodkości i prowadzenia rodzinnego biznesu. W międzyczasie poznaje również historię miłości krewnego.
Żywioł kontra spokój
Choć An-Chun nie jest człowiekiem, którego można określić słowem porywczy, doskonale widać jego szamotaninę z życiem. To w powolnym procesie wytwarzania wagashi, a potem w wypracowanej metodzie pieczenia ciastek znajduje spokój. Płynne ruchy mocno kontrastują z chaosem pytań, które cisną się do głowy młodego mężczyzny. Jedocześnie An-Chun jest bardzo spostrzegawczy i doskonale potrafi obserwować. Nie lubi zostawiać spraw niezałatwionych, choć w toku akcji przekona się, że czasami trzeba pozwolić, by rzeczy płynęły swoim biegiem.
Na kartach autorka odmalowała także dwie historie miłosne. Jedną toczącą się między stryjecznym dziadkiem bohatera a jego ukochaną, drugą między An-Chunem a kobietami, które spotyka na swojej drodze. Choć bardzo powściągliwe w stosunku do opowieści, które znamy z literatury europejskiej czy amerykańskiej, opisane relacje, dają do myślenia. Pokazują, że czasami wystarczy sama relacja, która toczy się niemal niezauważalnie, bez wielkich gestów, słów, dramatycznych porywów.
"Cukiernia w płatkach wiśni" - moja opinia
Kuang Feng zaprasza do świata cukiernictwa, w którym wszystkie gesty, myśli i doświadczenia mają znaczenie, a żadne z nich nie jest zmarnowane. Nawet, jeśli coś się nie udaje, jest kolejną lekcją na drodze do celu. Dużo tu treści opisujących proces wytwarzania słodyczy, zaangażowania się w pracę, ale również świadomości, że bez wzrastania jako człowiek, nie można osiągnąć spełnienia w żadnym rzemiośle.
Równocześnie to opowieść o ludziach poszukujących, niepewnych. Bohaterowie szukają swojej drogi lub jeśli już ją odnaleźli starają się dojrzewać na niej, by jak najlepiej wypełniać swoje powołanie. Nie są wolni od wątpliwości. Nie mają pewności, czy tworzone przez nich dzieła sztuki są wystarczająco piękne i dobre, czy opowiedziane historie zostały oddane tak jak powinny. Mimo tych wątpliwości starają się najmocniej jak potrafią, przekonując się, że pokora, serce wkładane w pracę, umiejętność obserwacji i cierpliwość to składowe sukcesu.
"Cukiernia w płatkach wiśni" urzeka ciepłem, powolnym tokiem akcji, tym azjatyckim spokojem, który płynie ze strony na stronę. Jest jak plasterek na zmęczone serce. Nie ma tu wielkich dramatów. Nawet życiowe porażki przyjmowane są ze spokojem, świadomością, że czasami trzeba odpuścić. Co bardzo mi się podoba w tej powieści to podejście do poszukiwania. Pokazanie, że nie jest ono niczym złym. Że w wieku dwudziestu lat nie trzeba mieć zaplanowanego całego życia, że bycie innym od większości nie jest negatywne, choć czuć presję społeczną. Uczciwa praca i poszukiwanie tego, co daje spełnienie i radość, jest w porządku. Odkrywanie swojej drogi przez dłuższy czas, czy czasami nawet przypadkiem, też ma swoje zalety. To szczególnie ważne nie tylko w kontekście kultury azjatyckiej, która znana jest ze swoich dalekosiężnych planów, ale i w stosunku do dzisiejszego świata, w którym należy odnieść sukces jak najszybciej i być najlepszym niemal we wszystkim. Tymczasem książka Kuang Feng pokazuje piękno poszukiwania, uczenia się, bycia człowiekiem i czerpania z wszystkich doświadczeń.
Jeśli lubicie kojące powieści z sympatycznymi i empatycznymi bohaterami, może nieco nieporadnymi, ale poszukującymi, spodoba Wam się ta powieść. Jeśli nadal szukacie swojej drogi i czujecie się lekko przytłoczeni, ukoi Wasz niepokój. Jeśli chcecie trochę zwolnić i odkryć piękno w najprostszych czynnościach, dobrze traficie z tym tytułem. Dla mnie to był prawdziwy odpoczynek i duża dawka spokoju oraz lekko melancholijnego klimatu. Coś, co niezmiernie lubię w powieściach. Do tego konkretnie i bez wielosłowia. Słowem, idealna lektura, szczególnie na jesień.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Mando.
Kuang Feng, Cukiernia w płatkach wiśni, przeł. Ewa Ratajczyk, wyd. Mando, Kraków 2025.
Komentarze
Prześlij komentarz