Joseph Sheridan Le Fanu "Carmilla" - recenzja

 


O tej powieści było ostatnio głośno. Każdy, kto choć trochę siedzi w mediach książkowych, wie, że ciężko było dostać "Carmillę" na targach. Sama sięgnęłam po nią z prostego powodu, do magazynu bibliotecznego, do którego pisuję przygotowywaliśmy książki grozy. Postanowiłam zatem przekonać się, czy to godna polecenia pozycja. Od razu jednak zaznaczam, że czytałam stary przekład!

"Kocham Cię tak bardzo, że nie powinnam mieć przed tobą żadnych tajemnic. Wiąże mnie jednak przysięga, surowsza niż śluby zakonne, nie ośmielę się więc zdradzić mej historii, nawet tobie. Ale wkrótce nadejdzie czas, gdy o wszystkim się dowiesz. Będziesz mnie uważała za okrutną, samolubną, ale miłość jest zawsze zaborcza - im jest gorętsza, tym bardziej zachłanna. Czyż nie widzisz, jaka jestem o ciebie zazdrosna? Musisz pójść ze mną, aż do kresu, do śmierci, kochając mnie. Albo nienawidząc. Ale musisz pójść za mną, nienawidząc w godzinie śmierci i potem. Mimo że z pozoru jestem beznamiętna, nie znam słowa obojętność." - s. 39

Brzmi niepokojąco? Jest w tych słowach coś, co wywołuje dyskomfort. Podskórnie czuje się, że coś tu jest nie tak, a im dalej w powieść, tym to przekonanie jest silniejsze. Czy jest to jednak mocna groza?

Historia pewnej znajomości

Laura żyje w wielkim zamku położonym w malowniczej okolicy. Jest trochę rozpieszczona, gdyż ojciec starając się wynagrodzić jej brak matki, pozwala dziewczynie na wiele. Jednak życie w oddaleniu od miast i większych skupisk ludzi ma w sobie posmak nudy. Dziewczynie brakuje towarzystwa, rówieśniczki, z którą mogłaby dzielić swoje sekrety, radości, smutki i nadzieje. Kiedy dowiaduje się, że oczekiwana przez nią siostrzenica generała Spielsdorfa, nie zjawi się u niej, czuje głęboki smutek. Miesza się on z niepokojem o niedoszłego gościa. Otrzymany bowiem list jest pełen niejasności, niedopowiedzeń i słów, które świadczą o kiepskiej kondycji psychicznej wojskowego. 

Żal bohaterki nie trwa jednak długo, gdyż pewnego wieczoru w okolicach zamku dochodzi do wypadku. W jego wyniku nieznajoma dama zostawia pod opieką ojca Laury swoją niedomagającą córkę, po którą obiecuje wrócić za kilka miesięcy. Nie wyjawia, ani kim jest, ani dlaczego niezwłocznie musi udać się w daleką podróż. Nie ma oporów przed zostawieniem swojego dziecka w rękach zupełnie obcego człowieka. Co dziwniejsze - decyzja przyjęcia pod dach nieznajomej nie spotyka się również z oporem ze strony mieszkańców zamku. Nikt nie zadaje pytań, nie domaga się odpowiedzi, nie kwestionuje niczego. Radość Laury jest zrozumiała, w końcu w jej domu pojawia się ktoś nowy, z kim będzie mogła dzielić codzienność. 

Carmilla od razu budzi zachwyt mieszkanek zamku. Jej niezwykła uroda zachwyca, a usposobienie jest dość miłe. Ma jednak osobliwe obyczaje. Późną pobudkę tłumaczy słabym stanem zdrowia, zamykanie się na noc traumatycznym przeżyciem z przeszłości. Czasami wpada w złość i wypowiada dość okrutne słowa. Innym razem stawia Laurę w niekomfortowej sytuacji, wygłaszając specyficzne monologi o miłości i przekraczając granicę bliskości. Dziewczyna jednak wiele wybacza nieznajomej, choć jej niepokój rośnie. W końcu zyskuje w niej przyjaciółkę i powiernicę.

Jakiś czas po przybyciu Carmilli Laurę zaczynają dręczyć koszmary. Z dnia na dzień pogarsza się stan jej zdrowia. Choć tajemniczy gość również narzeka na senne mary, nie doświadcza żadnych niepokojących objawów. Pewnej nocy Laura przez chwilę widzi w swoim pokoju Carmillę w okrwawionej koszuli. Nie może jednak odnaleźć dziewczyny ani w jej pokoju, ani w innymi miejscu zamku. Czy ta nieobecność ma coś wspólnego z dręczącymi ją koszmarami? Niepokojące jest podobieństwo dziewczyny do portretu hrabianki Karnstein, a także umierające coraz częściej młode dziewczyny ze wsi. 

Tymczasem ojciec Laury, widząc zapadającą na zdrowiu córkę, postanawia wezwać lekarzy. Jeden z nich przekazuje mu niepomyślne, choć niezwykłe informacje. Sytuację zagęszcza pojawienie się generała, który w drodze opowiada swoją historię. 

"Carmilla" - moja opinia

Nie powiem, by historia Laury wywołała u mnie grozę czy strach. Klasyczna opowieść Le Fanu na pewno była nowatorska jak na swoje czasy, zwłaszcza, że mocno poruszała temat cielesności i stworzyła zupełnie nowy rodzaj bohaterki literackiej. Nie jest to jednak dzieło na miarę powieści Brama Stokera, które straszy nawet po latach. W powieści czuje się napięcie i tajemnicę. Sam język, co mocno mnie zdziwiło, jest dobry i momentami poetycki.

Otwarcie powieści, której narratorką jest Laura, moim zdaniem wiele zdradza. Bohaterka od razu wspomina pewne wydarzenie z dzieciństwa, które wiąże się z jej późniejszymi losami. Wszystko jest umotywowane, ale wolałabym, by informacje o tym były wprowadzone nieco później. Jeśli chodzi o kreację postaci Carmilla jest dobrze nakreślona. Jej zwykłe zachowanie przeplata się z "napadami", w których domaga się miłości, wypowiada osobliwe monologi  lub unosi się gniewem. Jej pragnienie atencji i przywiązania jest zaborcze, a sposób odnoszenia się do Laury to swoista miłosna gra. Ze strony na stronę rosną wątpliwości bohaterki. Niezwykłe i niepokojące wydarzenia łączą się w przewidywalną (przynajmniej dla współczesnego czytelnika) całość. 

Zakończenie jest niejednoznaczne i stawia pytania o naturę relacji Laury z Carmillą oraz dalsze losy przebywającej we Włoszech i pragnącej zapomnieć o wszystkim dziewczyny. Jeśli mam być szczera "Carmilla" nie straszy (przynajmniej w starszym przekładzie, w którym ilustracje bardziej śmieszą niż wzmagają klimat powieści). Jest ciekawa, szczególnie jeśli chcecie zapoznać się z klasyką grozy i zobaczyć, jak rozwijała się w ciągu lat. Doceniam jej język, kreację bohaterki i stworzony klimat, choć daleko mu do tego, który spotkacie w "Drakuli". Słowem, czytało mi się ją całkiem dobrze i może nawet pokuszę się kiedyś o lekturę nowego tłumaczenia, by zobaczyć, czy znacząco wpłynął na odbiór treści, ale nie będzie to lektura, o której będę długo pamiętać. 

Joseph Sheridan Le Fanu, Carmilla, przeł. Maciej Kozłowski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1974.

Komentarze