Katherine May "Przesilenie. Droga do siebie, kiedy przytłacza cię świat" - recenzja


Czasami każdy ma dość. Dochodzi do momentu, w którym wszystko irytuje, przytłacza, wydaje się za głośne, częste, chaotyczne - styka się z przesileniem. Tak jest, gdy nie dba się o własną psychikę. Najodpowiedniejsze wydaje się wtedy odcięcie się i zresetowanie. Zrobienie tego, co pozwala całkowicie odpocząć i nabrać sił.

"Dotarłam tu z Exmoor ozłoconego przez jesień, przez białe piaski Croyde i szare ujścia rzek w Bideford i Barnstaple. Zostawiłam za sobą południowe wybrzeże Walii i wysepkę. Czułam, jak ziemia zmieniała mi się pod nogami, gdy szłam na zachód. Obok mnie zmieniało się morze. Stałam się silniejsza, smuklejsza, bardziej spragniona wykorzystania mojej dobrze schowanej energii. Nauczyłam się tęsknić za szeptem wiatru wśród liści i hukiem fal." - s. 219

Tak też zrobiła główna bohaterka, a zarazem narratorka książki, o której chcę Wam dziś opowiedzieć. Wybrała się w podróż szlakiem prowadzącym wzdłuż wybrzeża Wielkiej Brytanii. Zrobiła to jednak inaczej, po swojemu. 

Na szlaku 

Zaplanowała wszystko i wyruszyła. To nie było takie spontaniczne pójście na całość, do jakich przyzwyczaiła nas literatura i kino. Może dlatego, że to wszystko wydarzyło się naprawdę, a bohaterka jest całkiem inna od tych, które pojawiają się na ekranie czy kartach książek. Nie było spektakularnego wyjazdu po porażce. Pakowania wszystkiego do jednego plecaka i ruszenia w drogę z myślą "jakoś to będzie", wrócę i poukładam sobie życie. Katherine nie tylko miała pracę i rodzinę, ale też specyficzne potrzeby. Nie pałała hurraoptymizmem. Wręcz nie wiedziała czy da radę przejść kilkanaście kilometrów dziennie. Czuła jednak, że droga jest dla niej ważna, a energia domaga się ujścia.

Trasa, którą wybrała wcale nie była łatwa. Strome podejścia i zejścia, jaskinie, wszelkie niespodzianki, które niesie ze sobą wijąca się wzdłuż wybrzeża droga. Do tego nieprzewidywalna pogoda, bo przecież angielska aura lubi być kapryśna, a po drugie swoje przejście rozplanowała na miesiące. W wolnym czasie pokonywała etapami kolejne odcinki trasy, z których odbierał ją mąż. Czasami wędrowała z przyjaciółką. Najczęściej jednak sama walczyła ze słabościami, bolącymi nogami, piekącymi mięśniami i rosnącym rozdrażnieniem. Bywało pięknie i całkiem przyjemnie, innym razem droga dawała w kość. Upadki, źle dobrane tempo, niewykonanie zaplanowanej trasy, zimno i wiele więcej - z tym wszystkim mierzyła się Katherine. Nie to jednak było najtrudniejsze.

Kim jestem?

Choć podziwiam wytrzymałość bohaterki, to bardziej porusza mnie jej wewnętrzna droga, którą przeszła. Poszukiwanie odpowiedzi na zadane powyżej pytanie. Bo czy zbliżając się do czterdziestki można nadal nie wiedzieć, kim się jest? Po słowie od autorki i pierwszym rozdziale, zaczęłam się zastanawiać, jak to możliwe, by ktoś piszący i wydający książki oraz radzący sobie w życiu, kto spogląda na mnie z uśmiechniętej fotografii, mógł zmagać się z przytłaczającym go światem. Im bardziej zagłębiałam się jednak w lekturę, tym lepiej rozumiałam, że to nie lekkie spektrum autyzmu, które w niczym nie przeszkadza. Pisarka przeszła długą i bolesną drogę od niezrozumienia i braku pomocy, uczenia się wszystkiego z obserwacji, temperowania się, zakładania masek do powolnej akceptacji siebie. 

Nie wiem, jak to jest nie rozróżniać twarzy. Wyłączać się i nie wiedzieć, co w tym momencie się dzieje. Musieć robić pewne rzeczy, które w oczach innych są dziwactwem lub szeregują człowieka w gronie odmieńców. Nieumiejętność odczytania pewnych gestów, postaw, emocji, zbyt szybkie mówienie, wręcz natłok słów, ataki złości - to tylko niektóre z trudności, z jakimi zmagała się narratorka. A jednak mimo niepowodzeń znalazła swoje miejsce na ziemi. Stworzyła rodzinę, która potrafi ją zrozumieć i akceptować, choć nie zawsze bywa to łatwe. Czy wobec tego warto stawiać wszystko na głowie i nazywać to, co do tej pory pozostawało ukryte? Czy przyklejona nowa etykietka nie odbije się na kobiecie, która i tak przeszła w życiu wiele? Dla potrzebującej bezpieczeństwa bohaterki, której udało się zdobyć przyjaciół, może to być zupełnie nowy początek. Pytanie, jaka jest cena znalezienia odpowiedzi na pytanie, które zalęgło się w jej głowie po pewnej audycji radiowej.

W drodze

Cała książka jest opowieścią o zmaganiu się z tym właśnie pytaniem. Próbą dowiedzenia się, czym jest stan autorki. Bo przesilenia przychodzą. Domagają się wyłączenia. Kultywowania tak dobrze znanych rytuałów. Nie jest to proste, ale działa. Sprawy nie ułatwia zmieniające się podejście do autyzmu. Poszerzanie jego spektrum, coraz to nowe klasyfikacje. Strachem napawa inne spojrzenie na siebie, bo przecież diagnoza zmienia wszystko. Czy to, co było codziennością, istotą istnienia, choć często trudną i uciążliwą, ale jednak, nagle ma stać się spektrum zaburzeń? Droga wzdłuż wybrzeża to próba poznania siebie i znalezienia odpowiedzi na to pytanie. 

To wiwisekcja całego życia. Dostosowywania się do norm i reguł społeczeństwa. Wyrabiania w sobie nawyków, uczenia się kodu, który dla innych jest naturalny, a dla bohaterki to kolejna rzecz, o której trzeba pamiętać. To opowieść o tym, co działo się z nią przez lata, gdzie szukała pomocy i odpowiedzi na dręczące ją pytania. To również rzecz o macierzyństwie, które jest tym trudniejsze, że Katherine May na bardzo określone potrzeby i tolerancję interakcji. Każdy krok tej wędrówki jest zarówno rzeczywisty jak i metaforyczny. 

"Wyobraźcie sobie - poddać się operacji, która zmienia to, kim jesteśmy, sposób w jaki odnosimy się do innych, sposób myślenia, sposób postrzegania świata. To przerażająca myśl, coś stokrotnie bardziej zmieniającego niż przeszczep twarzy." - s. 145

"Przesilenie. Droga do siebie, kiedy przytłacza cię świat" - moja opinia

Zaskakująca - to słowo nasuwa mi się jako pierwsze, gdy myślę o tej książce. Drugim jest zadziwienie, bo nie spodziewałam się takiej historii. Jako trzecie wybrałabym zrozumienie. To może dziwić, ale rozumiem część emocji, które towarzyszą bohaterce. Może to element empatii, ale jestem w stanie wyobrazić sobie, co czuje osoba, która nagle odkrywa, że nie pasuje do otoczenia tak jak się jej wydawało. Która czuje presję, by się dostosować i potrafić jak inni reagować na pewne rzeczy. I z jednej strony podziwiam umiejętność autorki do nauczenia się radzenia sobie w życiu, z drugiej nieco żal mi jej bliskich, którzy stanęli przed niełatwym zadaniem. A jednak mimo tego, że czasami brakuje jej cierpliwości do synka i męża, mimo znikania i nadmiernych reakcji, Katherine budzi sympatię. 

Z podziwem czytam o jej drodze, zarówno tej życiowej, w której nie brak bolesnych doświadczeń, jak i tej po wybrzeżu. Podziwiam hart ducha, niezłomność, wędrówki w pogodę, w którą ja nie wyściubiłabym nosa za drzwi. Zastanawiam się również nad samym autyzmem, bo okazuje się, że jego spektrum jest niezwykle szerokie i może się okazać, że ktoś podobny do pisarki jest blisko mnie. 

"Przesilenie" wciąga, skłania do refleksji, pokazuje kobiecą siłę. Przeplata opowieść o życiu z tą dotyczącą pieszej wędrówki, by czytelnik miał czas poukładać sobie to wszystko w głowie. To książka na kilka wieczorów, bo moim zdaniem tylko wtedy można ją docenić w pełni. Ciekawa, wartościowa, pokazująca świat który całkiem inaczej funkcjonuje. Ucząca szacunku do inności i większej empatii w stosunku do drugiego człowieka.



Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova. 

Współpraca reklamowa z wydawnictwem Znak Literanova. 

Katherine May, Przesilenie, Droga do siebie, kiedy przytłacza cię świat, tłum. Anna Dorota Kamińska, wyd. Znak Literanova, Kraków 2022.

Komentarze