Marta Knopik "Czarne Miasto" - Recenzja
Dwa miasta tak różne od siebie, jakby znajdowały się na końcach świata. W każdym z nich mieszkańcy znajdują coś innego. Jedni wyjeżdżają, inni pragną wrócić. Zyskują i tracą, zapominają i przypominają sobie, żyją i trwają. Nad tym wszystkim unosi się magiczny świat legend i historia sióstr, która wiele uczy.
"Świat po tych historiach wyglądał inaczej. Inaczej patrzyło się na ptaki, na drzewa, ulice, ludzi. Opowieści przydawały ludzkim losom odrobinę sensu. Zachowywały ciągłość trwania rodów. Historie na przestrzeni dziejów miały swoje ciągi dalsze, zyskiwały puentę, a niekiedy spadały na ludzi z jakiegoś powodu. Dzięki tym nieszczęściom dowiadywali się oni czegoś nowego o sobie i o życiu. Wszystko układało się, jak powinno, w wielkim kosmicznym zegarze czasów." - s. 96
Debiut Marty Knopik opowiada historię rodziny Bobrów, ale i dwóch miast skrajnie różnych od siebie. Jest historią o przyjaźni, miłości, więziach - słowem o życiu, które toczy każdy z nas. Przesiąknięta magią codzienność tworzy urzekającą całość, w którą czytelnik wkracza powoli i zanurza się z radością.
Baśń o Śląsku
Czarne Miasto jest pełne pyłu i szarzyzny. Nie warto w nim nosić jasnych ubrań, bo zaraz upodabniają się do ciemnego otoczenia. Większość ludzi utrzymuje się z pracy w kopalni, choć czasy świetności ma ona już dawno za sobą. Jak każde górnicze miasto trzęsie się w nim ziemia, a chlebodawczyni większości rodzin z powodu nieznanych kaprysów zabiera w głąb ziemi kolejne osoby. Życie jest tu ciężkie. Rzeczy szanuje się i zużywa do końca. Daje się im kolejne życia. Nie ma miejsca na marnowanie materiałów czy pożywienia. Jest w nim jeszcze jedna piękna cecha, najważniejsze dla ludzi są relacje. Pomimo niedostatków, surowości i szarzyzny jego mieszkańcy są szczęśliwi. W rodzinach jest raz lepiej, raz gorzej, jak to w życiu, ale zawsze znajdzie się ktoś bliski, kto otoczy ramieniem czy zaopiekuje się sąsiadem.
Inaczej jest w Białym Mieście. Tu panuje sterylny porządek. Wszystko jest jasne, czyste, piękne, luksusowe. Zarobki są niezłe, nawet jak dla pracowników najniższego szczebla. Ludzie jednak zdają się żyć obok siebie. Zapominają o tym, co najważniejsze, stwarzają pozory, dzielą się na klasy. Niewidzialni, którzy przychodzą z zewnątrz mają swoje miejsce. Niezmienne, chyba że okazuje się, że są kimś niezwykłym i ważnym. Białe Miasto daje szansę na dobre i dostatnie życie, ale nie pozwala zadzierzgnąć głębszych więzi. Świat zdaje się tu powierzchowny, pusty, piękny i zimny. To zupełne przeciwieństwo prostego i ciepłego Czarnego Miasta.
Magiczne oblicze rodziny
Przeprowadzka do kamienicy zmienia wszystko. Rodzina Bobrów dostaje nie tylko szansę na lepsze życie, większą swobodę, ale i nową rodzinę. Pozostawione przez właścicielkę mieszkania bibeloty, portrety przodków, wrastają w rodzinę. Początkowa zabawa w końcu staje się elementem codzienności i nie wiadomo już, kto jest kim. Szczęśliwy czas zatrzymuje się w Roku Zaćmienia. Rodzina powoli rozpada się a czytelnik stopniowo próbuje dociec, co się stało. Wkracza w akcję, gdy samotna Wanda, próbuje zrozumieć, dlaczego córki jej nie odwiedzają. Co stało się z nimi? Powoli odsłania się cała rodzinna historia. Dowiaduję się, gdzie znajdują się Bianka i Belinda. Z upływem czasu poznaję również losy bohaterów po tajemniczym Roku Zaćmienia. Dociekam, staram się zrozumieć, ulegam emocjom.
Powieść można podzielić na kilka płaszczyzn. Pierwsza z nich to przeszłość rodziny Bobrów. Druga - historia Wandy, trzecia i czwarta dorosłe życie Bianki oraz Belindy, które choć zazębiają się, są dla mnie dwoma różnymi opowieściami. Ostatnie zaś to opowieści snute przez ciocię Genowefę i jej osobista historia. Czas przeplata się tu bardzo płynnie. Z przeszłości przeskakujemy w teraźniejszość, by z powrotem wrócić do dawnych lat. Początkowo to skakanie sprawiało mi nieco trudności, ale jak tylko wgryzłam się w powieść zauważyłam ogromną spójność tego zabiegu. Wszystko dzieje się tu po coś. Nawet najdrobniejsze szczegóły pojawiają się w odpowiednim czasie, by zacieśnić historię. Zbierane przez Belindę koty, tajemnicza księga i baśnie cioci Genowefy, ukryte przejścia i niezwykle magiczna atmosfera książki sprawiły, że nie mogłam się od niej oderwać.
Niezwykły debiut
Kiedy myślę o najmocniejszej stronie "Czarnego Miasta" trudno mi zdecydować się, co nią jest. Debiut Marty Knopik jest niezwykle przemyślany, dopracowany, wciągający i niezwykły. Choć o samych bohaterkach nie dowiedziałam się za wiele, nie miałam problemu z ich polubieniem. Pragmatyczna, cicha i wyważona Bianka, artystyczna dusza Belinda, zagubiona w swoim świecie Wanda, dobroduszna i kolorowa ciocia Genowefa czy tajemniczy Dzida. Skromnie nakreśleni bohaterowie chwytają za serce, dają przestrzeń do użycia wyobraźni, stworzenia ich tak, jak czytelnik sobie wyobraża. Dokładniej autorka opisuje miejsca. Zarówno Czarne jak i Białe Miasto odmalowane są bardziej szczegółowo. Pisarka kontrastuje je, pokazując zarówno dobre jak i złe strony tych miejsc. Nie można bowiem powiedzieć, że tylko jedno z nich jest dobre. Czarne Miasto to miejsce cenienia i troski o rodzinne życie, ale bieda i niebezpieczeństwo usuwającej się ziemi, sprawiają, że nie jest tam bezpiecznie. Z drugiej strony Białe Miasto oferuję dostatek i anonimowość mieszkańców, jednak jest bardzo powierzchowne i skupia się na błahych rzeczach. To miejsce, gdzie ceni się tylko swoich, zamknięte na ludzi z zewnątrz, zupełnie inaczej niż Czarne Miasto.
Zawarte na kartach powieści baśnie wprowadzają nie tylko element magiczny. Są swoistymi przypowieściami, przekazującymi ważne prawdy życiowe. Ubarwiają szare i często ciężkie życie dziewczynek, ale i podskórnie przekazują im najważniejsze wartości. Wprowadzają do dorosłego świata, w którym trzeba będzie opowiedzieć się za tym, co dla bohaterek najważniejsze. Coś przecież zawsze jest kosztem czegoś, prawda?
"Czarne Miasto" Marty Knopik - moja opinia
Sięgając po tę książkę wiedziałam, że wiele osób była nią urzeczona. Zawsze jestem bardzo ostrożna przy takich tytułach, gdyż nieraz zdarzyło mi się zawieść. Moje oczekiwania rosły w miarę kolejnych pozytywnych opinii, a gdy zabrałam się za lekturę, okazywało się, że jest dobrze, ale chciałam znacznie więcej. Tym razem autorka nie tylko sprostała moim oczekiwaniom, ale dała mi znacznie więcej. Nieokreśloność miejsca, które niby jest na Śląsku, ale może też znajdować się dosłownie wszędzie. Piękny, oniryczny klimat. Wspaniały język i styl. Ciekawy pomysł, przesłanie i wartości, o których pisze Marta Knopik oraz tajemnica, sprawiły, że ciągle myślę o tej książce. "Czarne Miasto" zaczarowało mnie i to dosłownie. Choć potrzebowałam czasu, by zżyć się w tą historią, gdy tylko weszłam w nią głębiej, wiedziałam, że to jedna z najlepszych książek, które przeczytałam w poprzednim roku. Dotykam w niej tajemnicy życia i przemijania. Symboliczne sceny i przedmioty są pretekstem do mówienia o tym, co po nas zostaje i tym, co jest być najważniejsze. Czytelnik oscyluje tu między światem konsumpcjonizmu i pozorów a rzeczywistością wartości, relacji, tworzenia realnego wkładu w przyszłość. Bohaterki wybierają różne drogi, ale łączy je wspólna historia i przekonania, raz bliższe, innym razem dalsze.
Rzadko zdarzają się tak dopracowane i oryginalne początki pisarskiej kariery. To z jednej strony daje nadzieję na to, że rodzi się kolejny wielki pisarz, z drugiej stawia przed autorem nie lada wyzwanie. Marta Knopik postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Uwiodła czytelników delikatnością, baśniowością, atmosferą z pogranicza jawy i snu oraz znakomitym warsztatem. Z niecierpliwością czekam na jej kolejna powieść i liczę, że po raz kolejny zabierze mnie do pełnego magii świata, tworzonego za pomocą ulotnych i pięknych słów.
Marta Knopik, Czarne Miasto, wyd. Lira, Warszawa 2020.
Bardzo zachęcająca recenzja. Książka wydaje się bardzo niezwykła.
OdpowiedzUsuńDziękuję :). Tak, to niezwykła powieść, o baśniowym charakterze. Rzadko zdarzają się tak dobre i dopracowane debiuty.
Usuń