Paulina Jóźwik "Strupki" - Recenzja


"W ciszę zamienialiśmy nasze rozmowy. W milczenie wkładaliśmy to, co nas najbardziej bolało. Po cichu kochaliśmy tych, którzy byli nam przeznaczeni. Sprawy załatwialiśmy tak, żeby nikt przypadkiem nie usłyszał. To, co ważne, nosiliśmy w sobie, jak najcenniejszy skarb ukryty w koszach pełnych zboża, w który nikt nie miał odwagi włożyć ręki."

Upalne lato, kubek zimnego kompotu ustawiony na stole przed domem. Wiatr kołyszący uginającymi się od owoców gałęziami. Pszczoły cicho bzyczące nad słodkimi gruszkami. Gorące powietrze. Świat zmęczony temperaturą, zatrzymany jak w kadrze zdjęcia. Soczysta zieleń, ostre słońce, kolorowe kwiaty, pola złocone zbożem. Cisza i czas, który stanął w miejscu. A w tym wszystkim śmierć i powrót do przeszłości. Powolny proces dojrzewania i wyciągania tajemnic na światło dzienne.


A gdyby tak zapomnieć przykre zdarzenia, rozczarowania, niespełnione pragnienia. Wytrzeć je z pamięci, jak wyciera się gumką ołówek na kartce papieru. Usunąć to, co kłuje w sercu, ciągnie ku dnu jak kotwica. Pozbyć się niepotrzebnego balastu i wolnym rozpocząć od nowa. Byłoby tak pięknie. Życie bywa jednak przewrotne i pozbawia babcię Poli rozeznania w teraźniejszości, a potem przeszłości. Pamięć o tym, co działo się kilka minut wcześniej wymyka się nieubłaganie, a wspomnienia wskakują na niewłaściwe miejsce. Wszystko miesza się, tworząc niezrozumiałą mieszankę, której na imię Alzheimer. Zapomnienie przychodzi, zabierając ze sobą wszystko, łącznie z "ja" człowieka.

Nie wszyscy są w stanie poświęcić się dla innych. Pola wyjeżdża na studia i wraca do rodzinnej wsi bardzo rzadko. Obowiązek opieki nad chorą babcią spada na jej siostrę. To ona czuwa nad zagubioną w rzeczywistości kobietą. Uspokaja w chwilach strachu, tłumaczy, a czasami po prostu milczy, gdy słowa są zbędne. Nie porusza tematu osamotnienia w trosce o staruszkę również po powrocie siostry. Rozmowy na najważniejsze tematy wiszące nad domem niczym gradowa chmura ciągle zbywane są chłodem, pustką, zmęczeniem, wymowną ciszą. Jakby czekały na pierwsze uderzenie, po którym wszystko będzie mogło wypłynąć.

"Wsi spokojna, wsi wesoła" jak pisał Jan Kochanowski. Przemierzając ulice, opłotki, pola jest tak samo, jak wtedy, gdy bohaterka miała naście lat. Niektórzy ludzie ponoć się nie zmieniają. Może miejsca również? Pola czuje jakby czas zastygł w miejscu. Słońce grzeje niemiłosiernie, drzewa dają nieco schronienia, stary Janku kręci się gdzieś z dala od ludzkiego wzroku. Bohaterka przemierza te same co przed laty ścieżki, by zmierzyć się ze swoimi ranami. Strupki zaczynają pulsować. Przeszłość domaga się rozliczenia.

Nie pomogło pustelnicze życie. Wskakiwanie z jednego zlecenia w drugie. Śmierć babki, mentorki dzieciństwa, która znała właściwości ziół, koiła słowami a kiedy trzeba było milczeniem, która od samego początku rozumiała, że pierwszy wyjazd może być ostatnim, zmusza Polę do rewizji tego, co zrobiła. Smutek, ból, pustka i przemożne przekonanie, że opiekunka stanowiła jednak wielką tajemnicę, będą jej towarzyszyły do ostatniej strony. Pomiędzy pogrzebem a zamknięciem pewnych spraw przyjdzie czas na poznanie rodziny. Przekonanie się, kim są tak naprawdę bliscy-dalecy Poli. Bo przecież można żyć z najbliższymi nic o nich nie wiedząc. Tajemnice z przeszłości sprawią, że kobieta popatrzy inaczej na wiele spraw.

Najbardziej wybrzmią nieobecni. Przewiną się przez historię ze swoimi troskami, życiem naznaczonym bólem. Przyjęciem woli drugiego, codziennością całkiem inną od tej, o której marzyli, co nie znaczy złą. Bohaterka spojrzy na siostrę, zaginionego wuja, ciotkę, babkę i ojca innymi oczyma. Zrozumie, że życie pisze swoje scenariusze, z którymi czasami trzeba się pogodzić, a innym razem walczyć o swoje.


Debiut Pauliny Józwik to prosta, melancholijna, smutna opowieść o zwykłym szarym życiu. Scenariuszach układanych przez starszych, niespełnionych miłościach, tajemnicach pochowanych po kątach, zastygłych na wyblakłych fotografiach. To spokojna, pisana pięknym językiem, przepełniona poezją opowieść o odnajdywaniu siebie. Konfrontacji z tym, co niezabliźnione tkwi pod tytułowymi strupkami. Pisarka ewidentnie zafascynowana wsią, jej hermetyczną społecznością i mentalnością tworzy poruszający obraz życia w przeszłości i czasach obecnych. Portretuje prostych, zwykłych ludzi, którzy mają swoje pasje, marzenia, tęsknoty. Tworzy prozę realną do bólu, w której widać niedojrzałość pewnych bohaterów, uległość wobec władzy rodzicielskiej, bunt, samotność, pogodzenie się ze stanem rzeczy, brak pewności siebie i zdecydowania, przejmowanie się opinią innych. "Strupki" czarują delikatnością słowa, klimatem miejsca, które zatrzymało się i stale przypomina wakacje u dziadków, głębią przemyśleń. Choć nie są łatwą książką, delektowałam się każdym słowem, zdaniem, stroną. Chłonęłam je całą sobą. Pięknie wydane (również wyklejka urzeka) są pozycją, która na długo pozostaje w pamięci i cieszy formą zewnętrzną i treścią. Po tak dobrym debiucie z niecierpliwością czekam na kolejną książkę autorki, spragniona literackiej uczty.

Paulina Jóźwik, Strupki, wyd. Znak Literanova, Kraków 2020. 

Komentarze