Robert Seethaler "Trafikant" - Recenzja




"Ale w zasadzie naszym przeznaczeniem jest raczej nie wiedzieć dokąd idziemy. Naszym przeznaczeniem jest raczej n i e wiedzieć o tym. Nie przychodzimy na świat po to, by znaleźć odpowiedzi, lecz by stawiać pytania. Można by rzec, że na ślepo wymacujemy drogę w wiecznych ciemnościach i tylko czasem, przy mnóstwie szczęścia, widzimy błysk światełka. I tylko dzięki mnóstwu odwagi lub uporu, lub też głupoty, lub najlepiej dzięki temu wszystkiemu naraz udaje się czasami tu i ówdzie zatknąć własny drogowskaz!" - s. 256

Są książki, na które czeka się naprawdę niecierpliwie. Tak też było i tym razem. Po lekturze "Całego życia" chciałam więcej, pragnęłam znów zanurzyć się w pozbawioną zbędnych słów, esencjonalną, filozoficzno-poetycką prozę Roberta Seethalera. Chciałam chłonąć ją całą sobą.

Kolorowa okładka z dachami kamienic przypomniała mi widok z okna mieszkania mojej koleżanki. Skojarzyła się z Warszawą oglądaną z wieżowca na Pradze, w którym zjawiałam się co roku, by wziąć udział w Warszawskich Targach Książki. Obiecywała klimatyczną i dobrą lekturę. Wyruszyłam zatem najpierw na prowincję, gdzie poznałam głównego bohatera i jego matkę. A potem podążyłam z nim do Wiednia, w którym zaczął nowe życie. Jak dobrze rozumiałam uczucia towarzyszące mu podczas pierwszych kroków na nieznanej ziemi, w wielkim mieście, obcym i nie do końca zrozumiałym.

Poznawałam uroki oraz problemy życia trafikanta. Dowiedziałam się, że znajomość towaru, umiejętność prowadzenia konwersacji, odpowiednie powitanie gości, dobra pamięć i świadomość tego, co dzieje się w świecie, to konieczne minimum, by utrzymać się w pracy. Choć zasadniej byłoby powiedzieć, że to nie zajęcie, ale wręcz powołanie. A gdzie, jeśli nie w Wiedniu najlepiej żyć? To tu można pewnego dnia spotkać słynnego profesora, pomagającego innym. Człowieka znanego i poważanego, nie do końca rozumiejącego własny sukces. Tego, który wnika w głąb człowieka, posyła go na nieznane ścieżki, choć sam uważa, że życie do jedna wielka niewiadoma. Tylko w tym klimatycznym miejscu zwykły, prosty człowiek jakimś zrządzeniem okoliczności może prowadzić rozmowy ze światowej klasy specjalistą prosto i tak, jak nie rozmawia się z pacjentami. 

Próbuję określić temat przewodni nowej książki Seethalera. Z jednej strony to opowieść o relacji ludzi z całkiem różnych środowisk. Wzajemnym porozumieniu i rodzącej się więzi zarówno z właścicielem trafiki, jak i Zygmuntem Freudem. Z drugiej historia o uczuciu, które rodzi się w człowieku, zawłaszcza go, popycha do działania. W końcu zaś to rzecz o narodzinach zła. Tym jak ludzie dają się ponieść okrutnej ideologii, jak człowiek, którego spotyka się przez lata jako sąsiada, staje się wilkiem. Autor z wnikliwością i w oszczędny sposób opisuje spustoszenie, jakie nazizm czynił w ludziach. Jest to tym mocniejsze, że dzieje się jakby mimochodem. To często wspomnienia w stosunku do głównej historii, ale tak silne, że nie sposób nie czuć niepokoju. Atmosfera napięcia narasta, ludzie zmieniają się i nie wiadomo już, co jest maską a co prawdziwym obliczem. 


"Trafikant" rezonuje we mnie. Zatrzymuję się nad pewnymi fragmentami. Wczytuję w nie po raz kolejny. Razem z Franzem wędruję uliczkami Wiednia, ale to w pewnym sensie smutne spacery. Bo jak uśmiechać się w obliczu nadciągającej katastrofy? I przyznam, że mam lekki żal do autora. Nie potrafię się zaciągnąć tą historią, jak pisze Zośka Papużanka. Staram się, ale pomimo świetnego stylu autora, ciekawej i niebanalnej historii, czegoś mi brakuje. Nie rekompensują tego nawet poetycko-filozoficzne fragmenty. "Trafikant" nie sprzedał mi przyjemności i pożądania. Zapewnił za to głęboką, osadzoną w ciszy refleksję nad człowieczeństwem. Kazał przystanąć nad decyzjami i drogami, które wybiera się w codzienności. Pochylić się nad tym, do czego popycha mnie społeczeństwo a tym, co powinnam wybrać w zgodzie ze swoim sumieniem. Szepnął mi kilka gorzkich słów o pewnym rodzaju miłości i konieczności wybierania trudniejszych dróg. I za to ogromnie cenię tę książkę. A jednak, mając w pamięci "Całe życie" tęsknię boleśnie za liryczną historią, w której odnajduję się od początku do końca. Tym swoistym traktacie o życiu. 

Zadowolenie miesza się we mnie z niedosytem. Nowa powieść Seethalera jest dobra, warta przeczytania, ciekawa i filozoficzna. A jednak wiem, że autora stać na więcej, to więcej którego tak głęboko pragnę i potrzebuję. Ale może taki był zamysł tej książki? Pozwolić zatęsknić? Chcieć więcej? 

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Oli z bloga Parapet Literacki i Wydawnictwu Otwarte. 

Robert Seethaler, Trafikant, tłum. Ewa Kochanowska, wyd. Otwarte, Kraków 2019. 

Komentarze