Georgi Gospodinow "Fizyka smutku" - Recenzja




„Historia, w której czasy się doganiają i przeplatają. Niektóre wydarzenia dzielą się teraz, inne w dalekiej i zapomnianej przeszłości. Przestrzenie także się mieszają, pałace z piwnicami, kreteńscy władcy z tutejszymi pasterzami budują labirynt historii o chłopcu-Minotaurze, póki się w niej nie pogubisz. Opowieść wije się niczym labirynt, więc nie jestem w stanie wrócić po jej śladach, niestety. Historia głuchych korytarzy, nici, które się rwą, ślepych zakamarków i oczywistych niedopasowań. Im bardziej nieprawdopodobna ci się wydaje, tym bardziej jej wierzysz. Blada i prosta linia, tylko tak mogę ją teraz przekazać, bez magii tamtej opowieści, głosi mniej więcej, co następuje.” – s. 14

Wszyscy jesteśmy Minotaurami zagubionymi w labiryncie życia. Błądzimy nie wiedząc, dlaczego świat nas nie akceptuje, czemu natura, którą przyjęliśmy nie spotyka się ze zrozumieniem. Zamknięci uciekamy przez nieznanym. Pragniemy wydostać się na wolność, znaleźć swoje miejsce, zakotwiczyć się gdzieś. Z czasem możemy stać się Tezeuszem, który wyłania się z kolejnego skrzyżowania korytarzy. Tropi potwora, napawającego świat lękiem. Zna go jedynie z legend, ale nie przeszkadza mu to kroczyć na rzeź, której istoty nie rozumie. Nie docieka prawdy, po prostu ma spełnić swoje zadanie. Po lekturze powieści Georgi'ego Gospodinowa zadaję sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje?

Można istnieć raz w wielu życiach. Można również przeżyć jedno w wielu istnieniach. Bohater książki potrafi znaleźć się w ciele każdego. Nie tylko człowieka, ale wręcz każdej istoty czy rzeczy. Poznaje wspomnienia, odczuwa wszystko, co osoba, w której wnętrzu przebywa. Wędruje nie tylko przez historię i świat, ale przede wszystkim przez skomplikowane ludzkie emocje i doznania. Posiada magiczną zdolność, nieskończoną empatię, pozwalającą lepiej zrozumieć rzeczywistość, poznać jej tajemnice. Czysty i nieskażony jako dziecko, przeskakuje z ciała do ciała, z istoty do istoty. Rzeczywistość wchłania go, zatrzymuje przy sobie, prosząc, poznaj mnie. Przystań, poczuj, zrozum. 

Autor pięknie i pomysłowo przedstawia empatię, obrazowaną jako głębokie zjednoczenie ze światem. Otwartość na poznawanie i rozumienie, świeżość spojrzenia i umysłu. Życie jednak płynie a zdolność przyjmowania świata i ludzi, takimi jakimi są, zaczyna się kurczyć. Naleciałości społeczne, doświadczenia, pierwsze rany, wszystko to sprawia, że coraz trudniej wejść w cudzą skórę. Człowiek staje się istotą coraz bardziej odległą i obcą. Już nie jest bezpieczną i upragnioną przystanią, podświadomość robi swoje. Zdolność zanika. Przychodzi coraz rzadziej, trudniej. Gubi się, jak Minotaur w labiryncie. 

Czytelnik wędruje w czasie i przestrzeni. Zatrzymuje się w różnych miejscach, by poznać wycinki rzeczywistości. Przystaje niczym przed fotografią, by skonfrontować swoje odczucia z tym, co podaje mu narrator. Błąka się w meandrach historii, jej zawiłościach. Wydaje się, że postawiony przed różnymi doświadczeniami ma szansę odkryć o sobie prawdę. Wyciągnąć na światło dzienne tęsknoty, pragnienia, myśli i uczucia, które chowają się pod maską codzienności. O których nie myśli się i nie analizuje, bo zwyczajnie nie ma na to czasu. Poznawanie siebie to luksus, poznawanie innych, sztuka, którą opanowali jedynie nieliczni.



Podróż przez strony "Fizyki smutku" to bardziej wędrówka po własnej duszy. Konfrontacja z myślami, na które często sobie nie pozwalamy z wielu względów. Prozaiczność przysłania melancholijne westchnienia, idealizm, ułudy, za którymi się tęskni. Dziecięcą naiwność, szczerość i otwartość w rozumieniu innej istoty. Im więcej lat mija, tym większe zagubienie. Coraz częściej zdarza się wchodzić w ślepy zaułek labiryntu. Pojawiają się nierozumienie, próba obrony przed systemem, niezgoda na pewien stan rzeczy, bunt, gorzka refleksja nad światem. Baśniowość miesza się z prozą życia. Mądrość z egoizmem. Tkliwość ze zdziwaczeniem i strachem. A jednak przemierzam ten świat, niejednorodny, nierówny, fragmentaryczny, wyrwany z kontekstu. Idę przez niego z zadziwieniem, poczuciem bliskości, nostalgią, niepokojem. Schodzę coraz niżej rozumiejąc, że tym co spaja fabułę jest samotność, smutek, zagubienie, odmienność. Że ludzie czujący więcej, nawet po stracie większości swojej empatii, nadal pozostają inni, bardziej podatni na zranienie, wyobcowanie. Są jak Minotaur - obcy, stwarzający zagrożenie, choć nikt w rzeczywistości nie sprawdza, jaka jest prawda. 

"Fizyka smutku" wywołuje we mnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony jest liryczna, cudownie poetycka, z drugiej są w niej i fragmenty, które mi się dłużyły. Styl wydawał się nierówny, odmienny w niektórych rozdziałach. Tematyka wymagała pewnego wysiłku, przestawienia się na wędrówkę po wielu zagadnieniach. Samo podejście do odczuwania ulegało zmianie. Było czymś dobrym, ale jednocześnie wyobcowywało, doprowadzało niemal na skraj dziwactwa. A jednak nie czułam, że autor chce powiedzieć, dostosuj się, bądź jak każdy. Powieść Gospodinowa jest nostalgiczna, przesycona delikatnym smutkiem, zadziwieniem nad zjawiskami. Domaga się reinterpretacji mitu i wpojonych prawd społecznych. Oscyluje na granicy liryzmu i prozy, oniryzmu i codzienności. Urzeka emocjonalnym podejściem do spraw przedstawionych a jednocześnie momentami bywa wręcz oschła. Niejednoznaczna, niejednorodna, nie pozwalająca o sobie zapomnieć. To książka, którą się docenia i jednocześnie czuje lekki zawód. Momentami się ją pochłania, innym razem czyta nieco opornie, a jednak zostaje w głowie. Nie daje o sobie zapomnieć. Drąży w swojej inności, szczerości, oryginalności. Nie udaje niczego, co już było. Po prostu jest do głębi boleśnie prawdziwa, odmienna. 


Georgi Gospodinow, Fizyka smutku, przeł. Magdalena Pytlak, wyd. Literackie, Kraków 2018


Komentarze