Literatura miłosna - tak czy nie?




Ten typ książek, który sprawia, że mężczyznom szybciej bije serce, podnosi się ciśnienie, pot występuje na czole, trybiki w mózgu zaczynają pracować na najwyższych obrotach, organizm dostarcza dzikiej dawki adrenaliny, mięśnie są gotowe do ucieczki ;). Tak drogie Panie coś w tym jest ;). Literatura miłosna buduje w naszych umysłach wyobrażenia, którym często naprawdę ciężko sprostać. Ale już poważniej. 

Każdy marzy o miłości. Uczuciu, które zmieni jego życie, sprawi, że nawet zza największych chmur wyjdzie słońce. Czy tego chcemy czy nie, jesteśmy stworzeni do miłości i w każdym z nas jest pragnienie bycia wyjątkowym dla drugiej osoby, budowania związku i prawdziwego szczęścia. Szeroko pojęta kultura tworzy obrazy, którymi karmimy się od dziecka. Wzruszające filmy, piękne książki, urzekająca muzyka, wspaniałe obrazy. Miłość jest niewyczerpanym źródłem inspiracji, a i tak śmiało można powiedzieć, że jest jednym z bytów, których chyba nigdy nie da się uchwycić do końca. Wymyka się ona naszemu pojmowaniu, stale czymś zaskakuje. 

Romanse przez wieki wytworzyły obraz idealnego mężczyzny, silnego, pięknego rycerza na białym koniu, bogatego, niemal czytającego w myślach swojej ukochanej, porzucającego wszystko, gdy tylko ona potrzebuje, choćby chusteczki. I tu pojawia się problem. Nie ma ludzi doskonałych. Życie jest całkiem inne niż wymyślone historie, choć czasami muszę przyznać, pisze jeszcze bardziej zaskakujące scenariusze niż ktokolwiek byłby w stanie wymyślić. Jednak przez wydumane, owszem piękne powieści można stracić naprawdę wiele. Pozwolić przejść obok komuś, kto może jest naszą drugą połówką.

Wymagania wymaganiami, trzeba realnie patrzeć na świat i nie oczekiwać cudów. Co do okrutnej miłości, bo o takiej także się mówi. Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś krzywdzi drugą osobę, nieważne przez co, to w takim człowieku nie ma miłości. Jeśli jesteśmy w stanie umyślnie kogoś ranić tak naprawdę nie kochamy tej osoby. Są sytuacje graniczne, choroby, różne cechy charakteru, ale gdy zmuszamy kogoś do czegoś, czego nie chce, zadajemy ból, nie ma mowy o miłości. Widząc, że ktoś cierpi przez drugą osobę, ciężko nie dojść do wniosku, że coś nie tak z uczuciem. Albo go nie ma, albo mylimy coś innego z miłością. 

Nie dziwię się mężczyznom, że podchodzą do wszelkiej maści wytworów kulturalnych o miłości jak pies do jeża. Wizerunek, który z nich się wyłania nie jest osiągalny dla zwykłego zjadacza chleba. Bądźmy szczerzy na bycie milionerem szansę ma jakiś promil ludzi. Nie każdy wygląda też jak jakiś przyprawiający o palpitację serca model. Nie da się wszystkiego mieć i to jest normalne. Są sytuacje, w których można a nawet trzeba wszystko rzucić, ale przecież każdy ma pracę i tak sobie z niej nie wyjdzie, taka prawda. Białych koni też nie ma na pęczki, zresztą mało kto jechałby na koniu przez miasto, szkoda konia. A czytanie w myślach i przewidywanie przyszłości... hmmm... jeśli ktoś umie, niech da znać, potrzebuję numerów do zwycięskiego kuponu w totka :). Nie dziwi mnie zatem frustracja panów, którzy spotykają czasami dziewczyny z poprzeczką postawioną mniej więcej na wysokości Mount Everest. Nerwicy się można nabawić, bo człowiek choćby nie wiem jak się starał i tak nie sprosta wymaganiom. 



Czy jestem zatem przeciw literaturze miłosnej? Absolutnie nie. Lubię ją, czytam, ale odróżniam fikcję od rzeczywistości. Owszem z tych książek można się czegoś dowiedzieć o kobietach, o marzeniach, które mają skryte głęboko w sercu (nie wszystkie oczywiście, każdy jest inny), o tym co ważne. Miłość to dla mnie jednak nie wzdychanie i bajkowa sielanka. To praca z drugim człowiekiem, kompromisy. Owszem jest połączeniem szaleństwa, namiętności, zrozumienia, czułości, troski, fascynacji ale i ścieraniem się charakterów, ustępowaniem. To zarówno wspólne wyjazdy, bajkowe chwile, jak i proza życia codziennego, kłótnie, godzenie się. Myślę, że książki, o których piszę powinny nauczyć jednego, oderwania się od komputera, smartfona, tabletu i poświęcenia większej uwagi drugiemu człowiekowi. Bo miłość to czas dla ukochanej osoby, uśmiech, czasem jakiś kwiatek, wspólne wyjście, komplement, takie małe codzienne okruchy czułości i radości. To suma złych i dobrych chwil i cieszy mnie ogromnie, że coraz więcej jest książek właśnie o takim realnym niewydumanym uczuciu, w których bohaterowie są normalnymi żywymi ludźmi z problemami, dylematami. Powieści obrazujących zwykłą rzeczywistość przeciętnego człowieka, która pięknieje od miłości takiej, jaką może poczuć każdy.

A książki? Niech będą czasem uzupełnieniem naszych marzeń, odszukiwaniem tego, co realne i co można wprowadzić do związku, oderwaniem się od szarzyzny dnia codziennego, ale wszystko z umiarem, by prawdziwego życia nie starać się przerobić na niemożliwą do realizacji fikcję, która nie da nikomu szczęścia. Miłość wszak to akceptacja człowieka, a nie czynienie go na modłę naszych wyobrażeń.

Tutaj możecie zobaczyć, co mówiłam o książkach o miłości  

A Wy co sądzicie o literaturze miłosnej? Piszcie :)


Komentarze