Oswajanie śmierci – Lutgard van Heuckelom „Listy do Miriam” – cz. 1 - Recenzja
„Pożegnanie… To tak strasznie boli. Ale nauczyłyśmy się już, że łzy mogą przynieść pocieszenie. W tym okresie niewiele nam było potrzeba, aby znaleźć spokój i ukojenie.” – s. 105
Zapaliłam świeczkę, usiadłam przy biurku, cichutko gra muzyka, a ja nadal nie wiem jak zacząć pisać. Czasami zdarzają się sytuacje, w których trudno nam znaleźć słowa. Zdarzają się również książki, o których ciężko pisać.
Miriam była jeszcze nastolatką, gdy stan jej zdrowia zaczął się pogarszać. Początkowe podejrzenie o chory wyrostek robaczkowy, zakończyło się operacją, po której wszystko było dobrze. Niepokoje pojawiły się znów, gdy stwierdzono asymetrię ramion, ale badania niczego nie wykazały. Dopiero, gdy po jakimś czasie dziewczyna zaczęła widzieć podwójnie, udała się do kolejnego lekarza. Usłyszała od niego słowa, których nigdy nie chciała słyszeć, ma guza mózgu. Ciężko pogodzić się z taką diagnozą, gdy ma się 14 lat i powinno zajmować się głupotami, szkołą i tysiącem innych rzeczy.
Zaplanowana operacja udała się, ale Miriam musiała uczyć się od początku skupiania wzroku na jednej rzeczy, logicznego myślenia, składania zdań, pisania, poruszania się, słowem wszystkiego. Długotrwała i ciężka fizycznie i psychicznie rehabilitacja, problemy z dojazdem, ciekawskie spojrzenia, zmaganie się z bezdusznym systemem opieki zdrowotnej, naświetlania, to wszystko składało się na codzienność autorki książki i jej córki. Ból fizyczny mieszał się z psychicznym, gdyż jak dziecko, wszelkie umiejętności trzeba było zdobywać od nowa. Pragnienie powrotu do szkoły i życia zwykłej nastolatki motywowały dziewczynę do nieustającej, wręcz tytanicznej pracy. I determinacji nie można jej odmówić, gdyż osiągnęła swój cel. Powrót do szkoły, był jak powiew świeżego powietrza. Nastolatka dzieliła swój czas pomiędzy wyjazdy na naświetlania, naukę i zdobywanie nowych przyjaciół. Nie było łatwo, bo jak wytłumaczyć młodszym kolegom, że ma się raka? Lody zostały jednak przełamane. Chwilowa poprawa, a następnie kolejne pogorszenie się stanu zdrowia, przerzuty, naświetlania, druga operacja, chemia, przedwczesne odchodzenie, tak przedstawia się historia dziewczyny.
„Listy do Miriam” to zapis uczuć matki do córki. Próba konfrontacji z własnymi lękami, cierpieniem, bólem, bezradnością, buntem, przeciwnościami losu. To obraz człowieka wrzuconego w zbiurokratyzowaną machinę urzędniczą, w której jest on jedynie numerem, a nie osobą posiadającą uczucia i zmagającą się z chorobą oraz towarzyszącymi jej emocjami. Jest ona również świadectwem zachowania drugiego człowieka względem chorego, czasami lekarzy, czasami otoczenia. Emocjonalność książki jest tym większa, że dotyczy ona relacji matka-dziecko. Oprócz listów autorki czytelnik odnajdzie tu również kilka fragmentów z pamiętnika Miriam, co przybliży mu bohaterkę.
Przyznam, że nie jest to książka dla każdego, gdyż dużo w niej emocji a temat też nie należy do łatwych. Czytając blurba oczekiwałam o wiele więcej, chciałam przeżyć istne katharsis, ale tak się nie stało. Owszem podczas lektury towarzyszyły mi różne uczucia, przemyślenia i pytania, ale spodziewałam się czegoś innego. Niektóre wyznania bolą, a treść czasami denerwuje zdrobnieniami i wypowiadanie się przez autorkę zarówno za siebie jak i za córkę. Pomimo tych mankamentów książkę czyta się dobrze, ze względu na formę listów, prosty język i szeroki wachlarz emocji.
Lutgard van Heuckelom, Listy do Miriam. Pożegnanie matki z córką, tłum. Joanna Urbaniak, wyd. Polwen Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne, Radom 2006.
Komentarze
Prześlij komentarz