Małgorzata Rejmer "Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii" - Recenzja




"Był sobie raj, stworzony w najsłuszniej socjalistycznym kraju na świecie. 

Gdzie wszystko należało do wszystkich i nic nie należało do nikogo. 

Gdzie każdy umiał pisać i czytać, ale pisać można było tylko to, z czym zgadzała się władza, a czytać tylko to, co władza zatwierdziła.

(...)

W raju nie było jednak więzień politycznych, a jedynie "obozy reedukacji", służące do zmiany świadomości wrogów ludu za pomocą lektur, tortur i katorżniczej pracy.
W raju wszyscy byli równi, ale ludzi dzieliło się na lepszych i gorszych - tych z dobrą biografią, którzy wiedli żywot poczciwy, i tych ze złą, gnębionych od urodzenia. (...).
Władza trzymała w rękach życie każdego obywatela i decydowała: (...) Komu będzie się wiodło, kto będzie wegetował, komu ukradnie się życie. 
(...)
Ci, którzy żyli zgodnie z regulaminem raju, wierzyli, że są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Wprawdzie niektórzy przed zaśnięciem zastanawiali się, czym jest wolność, ale inni uważali, że nie brakuje im niczego. Władza dawała dach i jedzenie, szkołę i pracę, więc obywatele nie musieli martwić się o nic. Musieli tylko uważać na to, co mówią, robią i myślą." - s. 11-13.

W spokojny jesienny wieczór usiądźcie i posłuchajcie. Opowiem Wam o książce, która zostanie w Waszej pamięci i nie pozwoli o sobie zapomnieć. Nie będzie to radosna opowieść, więcej nawet, nie będzie choćby spokojna. Wejdziemy do świata, o którego istnieniu lepiej nie wiedzieć. Rzeczywistość, która się przed nami otworzy, będzie jak z powieści Kafki z tą różnicą, że to nie powieść. Wszystko wydarzyło się naprawdę. Będziecie zachodzić w głowę jak można było tak żyć, przyjdą chwile zwątpienia i zastanowienia się, czy faktycznie to prawda. A jednak. Małgorzata Rejmer przedstawi Wam opowieść o kraju ogrodzonym murami i drutem kolczastym. Raju, z którego nie można było wyjść. Z tą różnicą, że będzie ona złożona z samych faktów, nie zaś jak w przypadku baśni, fikcji z ziarnem prawdy.


Istniał niegdyś kraj, w którym człowiek nie doświadczał wolności. Pozostawała ona dla niego pustym sloganem, nic nie znaczącym słowem, zbitką liter ułożoną w pewne brzmienie. Terminem pamiętanym z przeszłości, do którego niektórzy tęsknili, choć jego znaczenie coraz bardziej zacierało się w zakamarkach pamięci. Wokół wszystko mówiło obywatelom, że żyją w najszczęśliwszym z możliwych miejsc. Mieli zaszczyt i wielki przywilej bycia obywatelami Ludowej Socjalistycznej Republiki Albanii. Arkadii, jakiej nigdzie jeszcze nie zbudowano. Był to kraj mlekiem i miodem płynący, w którym ludzie na właściwych stanowiskach nie mieli powodów do narzekania, podczas gdy zwykli mieszkańcy stali w kolejkach po podstawowe produkty. Gdzie komunizm mieszał się ze zdobyczami zachodu, ale jedynie w wybranych mieszkaniach. Gdzie szerzono oświatę, ale najważniejsza była wiedza o ustroju, metodach pracy i władzy. Alfabetyzm przestawał istnieć, co wcale nie szło w parze z podnoszeniem samoświadomości i mądrości społeczeństwa. Lektury opiewały zasługi władzy, kształtowały bezwolne umysły. Kultura sławiła wszechobecne sukcesy państwa, które było samowystarczalne i nie musiało utrzymywać kontaktów z krwiożerczymi kapitalistami. Tworzyła idealnego obywatela niezdolnego do podejmowania samodzielnych decyzji, nienawykłego do krytycznego myślenia, obojętnego wobec problemów egzystencjalnych. Stale skupionego na tym by przetrwać.

Albańczyk był najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Jego myślami i sercem nie targały żadne troski. Dobroduszna władza kierowała jego życiem, pozbawiając go tym samym kłopotu. To ona wskazywała jedyną i możliwą drogę życia. Przydzielała do pracy, aranżowała małżeństwa, edukowała, mówiła, co trzeba myśleć. W pozbawionym barw kraju nie można było być sobą. Wszelkie przejawy indywidualizmu, samodzielności, kreatywności były niedopuszczalne. Ściany miały uszy, a za twarzami ludzi kryły się wilki. Każdego można było złamać, każdy miał jakiś słaby punkt, który zawsze potrafił odnaleźć reżim. Za przewiny pokutowali wszyscy, całe rodziny, nawet najdalsi krewni, przyjaciele, znajomi. Tracili swoje w miarę stabilne życie, by skończyć w najbardziej zapomnianych miejscach kraju czy obozach, w których życie zmieniało się w piekło. To tam mieli zostać przywróceni do społeczeństwa jako wartościowi obywatele, tam odkupywali nie swoje winy. Tortury, znęcanie się psychiczne i fizyczne, bestialstwo i niekończące się cierpienie było codziennością tysięcy osób. Wielu było usuwanych, gdy tylko zaczynali stwarzać choćby pozorne zagrożenie. W perspektywie powszechnej radości nie mówiło się jednak o tysiącach dramatów, które rozgrywały się każdego dnia.



Odważniejsi starali się przetrwać i uczynić rzeczywistość bardziej znośną, ale niekiedy nie można było ufać nawet rodzinie. Indoktrynacja zmieniała dorosłych i dzieci w narzędzia aparatu władzy. Niektórzy jednak mimo wszystko kształtowali innych, pozwalając im czytać prawdziwą literaturę. Zesłanie zdarzało się być wytchnieniem od wszędobylskich szpiegów i propagandy. Prości ludzie z wioski mieli w sobie więcej życzliwości a stare nietknięte latami biblioteki okazywały się kopalnią wiedzy i kształtującą myślenie skarbnicą. Z każdego kąta zdawał się wyzierać strach i autokontrola. Ludzie cenzurowali samych siebie, nie byli pewni nawet własnych przyjaciół. Stosy raportów rosły, a legendy o powodach aresztowania wskazywały na najbardziej absurdalne przyczyny. A jednak pośród biedy, zaszczucia, szarości ludzie starali się przetrwać. Mrok rozjaśniały paczki z Włoch, nadzieja na koniec irracjonalnych rządów, zdobyte książki, słuchane ukradkiem audycje czy programy. Wszyscy marzyli, że któregoś dnia terror dobiegnie końca.

Wiecznie żywy Enver, dobrotliwy ojciec, którego sławiło każde dziecko w kraju, szaleniec zmieniający życie Albańczyków w piekło, wizjoner samowystarczalnego państwa, architekt, który pokrył kraj siecią bunkrów, w końcu znienawidzony dyktator - tak historia zapamiętała tego bezwzględnego człowieka opętanego obłąkańczą wizją świata.  Jego krwawe rządy doprowadziły do śmierci tysiące ludzi i wykształciły system donosicielstwa, wrogości, braku zaufania oraz podejrzliwości do tego stopnia, że zwykła ludzka życzliwość stawała się rzadkością.

"Błoto słodsze niż miód" poraża ogromem cierpienia i bólu. Zniewolenia zarówno w sensie dosłownym, gdy żyje się w jednym wielkim więzieniu, którego nie sposób opuścić oraz mentalnym. Albania na kartach książki Małgorzaty Rejmer to miejsce, gdzie nie można pozwolić sobie nawet na wolność myślenia. Wszelkie refleksje, wnioski, wątpliwości należy ukrywać jak najgłębiej. Udawać kogoś, kim się nie jest. Jedynym sposobem na względne bezpieczeństwo było pochylenie głowy i milczące przytakiwanie. Coś jednak nadal drżało. Nigdy nie można było mieć pewności tego, że wszystko będzie się układać. Zbiorowa odpowiedzialność wydawała się niemal nieskończona. Bieda, smutek, strach - to nieodłączni towarzysze mieszkańców raju Envera Hoxy. Zmieniające się nastroje i paranoja rządzącego, powtarzające się czystki - sprawiały, że nikt nie mógł być pewny swojego losu. Zesłanie bywało ocaleniem, choć zawsze kojarzyło się z karą. A jednak dawało szansę na przetrwanie w kraju, gdzie nadal nie rozliczono winnych, w którym prawda pozostaje utajniona w stosach teczek a ofiara mieszka obok kata.


Małgorzata Rejmer stworzyła niezwykły reportaż o tym, co wydaje się opowieścią żywcem wyjętą z "Procesu" Franza Kafki, a co wydarzyło się i to niejeden raz. W swojej książce pozwala mówić tym, którzy stracili wszystko - dom, rodzinę, przyjaciół, nawet zaufanie do drugiego człowieka, bo do dziś Albania to kraj, w którym bliźni jest potencjalnym zagrożeniem. Reżim zdaje się trwać i mieć się całkiem dobrze. Ci, którzy pamiętają obezwładniający strach, słowa czy czyny, które mogły sprowadzić na nich nieszczęście do dziś nie uwolnili się od traumy przeszłości. Nie pomagają przypomnienia, że reżim upadł i można swobodnie mówić i czuć się bezpiecznie. Zło raz zasiane zdaje się bezustannie zbierać żniwo. Autorka "Błota słodszego niż miód" wnika w opowieści swoich bohaterów. Nie stroni od trudnych, niezwykle bolesnych wspomnień. Pokazuje jednak i dobro, które dało się odnaleźć w przeszłości. Wspomnienia z dzieciństwa, delikatne gesty, piękne i ryzykowne związki.

Obserwuje i wyciąga wnioski. Szuka odpowiedzi na kotłujące się w głowie pytania. Wynajduje najróżniejsze relacje. Dociera do więźniów obozów reedukacyjnych, ludzi zesłanych w najbardziej zapomniane zakątki Albanii, osób zdradzonych przez własne rodziny, zwolenników systemu i Hoxy,  osób ukaranych za winy dalekiej rodziny, zwykłych szarych ludzi, strąconych z piedestału dostojników. Z uwagą wsłuchuje się w ich historie i tworzy z nich zapadający w pamięć reportaż. Dokument o jednej z najciemniejszych kart historii Europy XX wieku. Przed niektórymi odkrywa zdarzenia, których nie znali, innym pozwala poszerzyć i uzupełnić wiedzę, dla kolejnych tworzy zapis cierpienia, które nie powinno zostać zapomniane.

Najnowszy reportaż Małgorzaty Rejmer przejmuje do głębi. Przedstawia gehennę ludności i irracjonalność poczynań władzy. Przygnębia zagubieniem społeczeństwa, które pozbawione możliwości podejmowania jakichkolwiek decyzji, po upadku reżimu stanęło wobec wyzwania zbudowania nowego, lepszego państwa. Dojrzałym oraz ukształtowanym językiem i stylem reportażystka opowiada o ważnych kartach historii Albanii, oddając niewątpliwie ogromną zasługę krajowi, który do dziś zmaga się z problemami dotyczącymi swojej przeszłości i rozliczenia z nią. To niezwykle ważna publikacja nie tylko dla mieszkańców byłego raju Hoxy, ale wszystkich ludzi, którzy powinni pamiętać, do czego może doprowadzić nieograniczona niczym władza.

Małgorzata Rejmer, Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii, wyd. Czarne, Wołowiec 2018. 

Komentarze